Ewangelia dla maluczkich - 9 VII 2017
14. Niedziela zwykła;
Ewangelia: Mt 11, 25-30
Najgłębsze Boże tajemnice nie poddają się tak łatwo filozoficznym dociekaniom czy zgłębianiu wyrafinowanych subtelności. Boża prawda jest raczej uchwytna sercem.
Nieprzypadkowo św. Tomasz owoc swoich intelektualnych dociekań w poznaniu Boga nazwał słomą w zestawieniu z prawdą, która jest udzielana człowiekowi w doświadczeniu modlitewnego przebywania z Bogiem. Modlitwa Jezusa skierowana do Ojca jest wyrazem zachwytu nad tą prawidłowością. Dla żydowskich intelektualistów i uczonych w Prawie Jezus był zwykłym szaleńcem nazywającym Boga Ojcem. Widzieli w Nim ubogiego cieślę z Nazaretu czy galilejskiego nauczyciela. Tylko tyle. Natomiast pasterze w Betlejem, którzy oddali pokłon Dziecięciu, z prostotą przyjęli nadchodzącego w Nim Mesjasza. Także ludzie prości, ubodzy wobec dobroci Jezusa i czynionych przez Niego znaków wiedzieli, że to sam Bóg przychodzi do nich, aby ich pocieszyć, umocnić, uzdrowić. Wiedzieli, że Jezus nie mocą Belzebuba przemawia, ale z natchnienia Bożego, bo nikt do tej pory tak nie przemawiał i nie czynił takich znaków. Najbardziej niesłychane jest to, że Bóg stał się człowiekiem, aby być z nami i pośród nas, i że dzięki Jezusowi możemy do Boga mówić: Ojcze. Nie ma już dystansu, nie ma rezerwy, ale możemy z każdą naszą sprawą przyjść do Ojca i Mu o tym powiedzieć. Co mnie jeszcze wstrzymuje przed zawołaniem do Boga: Ojcze?
Dla człowieka nawet wierzącego, ale takiego, który nie odkrył jeszcze bliskości Boga Ojca, nakazy Boże, przykazania, Boża nauka jest przede wszystkim ciężarem, przykrym obowiązkiem, jest jarzmem, które przygniata. Ale dla kogoś, kto odkrył ojcowską miłość Boga, przykazania stają się słodkie, bo prowadzą do jeszcze większej bliskości i jedności z umiłowanym Bogiem. Przykazania są drogą życia miłością na co dzień. Jaki ciężar życiowy niosę jeszcze sam i sam sobie chcę z nim poradzić, zapominając o przyjściu z nim do Jezusa?