Krzyż w mieście bez Boga
W grudniu 1948 roku Hilary Minc – jeden z przywódców „ludowej” Polski – zaprezentował założenia tzw. Planu 6-letniego. Propaganda podkreślała, że jest on planem wielkiego rozwoju sił wytwórczych, wzrostu dobrobytu mas pracujących, rozkwitu kultury, planem budowy podstaw socjalizmu w Polsce. Jego sztandarową budową stała się Nowa Huta pod Krakowem, gdzie miał powstać nie tylko największy w Polsce kombinat metalurgiczny, ale także wzorcowe komunistyczne miasto.
Klasa robotnicza
Nowa Huta miała więc być miastem bez Boga, miastem materialistycznym. Z końcem lat 40. pod Kraków, gdzie powstawała, ciągnęli ludzie z całej Polski – głównie młodzi chłopi, którzy byli „przetapiani” w nową klasę robotniczą. Wielka budowa przyciągała także wykwalifikowanych inżynierów, nie brakowało też zmuszonych do półniewolniczej pracy na rzecz „socjalistycznej ojczyzny” chłopców i dziewcząt z Powszechnej Organizacji „Służba Polsce”. W czasie „odwilży” Adam Ważyk – jeden z czołowych poetów socrealizmu, wyczuwając nowy kurs polityczny, w miejsce wierszy sławiących wielkie budowy komunizmu napisał Poemat dla dorosłych, ukazujący brutalną prawdę o Nowej Hucie. Pisał między innymi:
(…)
Wielka emigracja przemysł budująca,
nie znana Polsce, ale znana dziejom,
karmiona pustką wielkich słów, żyjąca
dziko, z dnia na dzień
i wbrew kaznodziejom –
w węglowym czadzie,
w powolnej męczarni,
z niej się wytapia robotnicza klasa.
Dużo odpadków. A na razie kasza.
(…)
Część z budujących Nową Hutę wzbudzać mogła przerażenie: oddaleni od rodzin i domów, oderwani od tradycji, pracujący ponad miarę, za jedyną „rozrywkę” mieli alkohol. Taka sytuacja niszczyła setki budowniczych miasta i kombinatu. W pierwszych latach wydaje się, że napływowa masa ludzi poddała się komunistycznej indoktrynacji, a znaczna jej część uległa – przynajmniej czasowej – moralnej degradacji. Jednak „odwilż” przyniosła haust świeżego powietrza, na chwilę wyrwała młodych budowniczych ze szponów propagandy „socjalistycznego postępu”. Pozakładali rodziny, zaczęli myśleć o przyszłości swych dzieci. Musieli zadawać sobie pytanie, czy chcą, by udziałem ich potomstwa stało się to, czego sami doświadczyli na przełomie lat 40. i 50.
Robotnicze miasto w coraz większym stopniu odpowiadało na działania kapłanów docierających do niego od rozpoczęcia budowy w 1949 roku. Nowej Huty nie ominął także plan duszpasterski prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego, przygotowującego Polaków do Wielkiej Nowenny Tysiąclecia. Pobudzenie powszechnej religijności przyniosło efekt w postaci rekatolizację wielu zlaicyzowanych w latach tzw. stalinizmu środowisk. Także w Nowej Hucie – ku zaskoczeniu komunistycznych włodarzy – ludzie zaczęli głośniej domagać się budowy… kościoła. Choć w planach nowego socjalistycznego miasta nie przewidziano na niego miejsca.
Obietnice i pałki
Jeszcze na fali walki o władzę w listopadzie 1956 roku nowy pierwszy sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka przyjął delegację wiernych z Nowej Huty i zaakceptował pomysł budowy kościoła. Z początkiem kolejnego roku władze Krakowa wyznaczyły miejsce, w którym miała stanąć świątynia. A w marcu 1957 roku administrator apostolski metropolii krakowskiej abp Eugeniusz Baziak poświęcił krzyż, który wkopano w miejscu planowanej budowy.
Już jednak w kolejnym roku Gomułka, który ustabilizował swą władzę w partii i państwie, rozpoczął etap „dokręcania śruby” w polityce wyznaniowej. Decyzja o budowie kościoła została uchylona w roku 1959, a w styczniu następnego roku władze poinformowały kurię, że działka, na której stoi krzyż, przeznaczona jest pod budowę szkoły. Jednocześnie komuniści rozwiązali Komitet Budowy Kościoła, a zgromadzone przezeń pieniądze zawłaszczyli, przeznaczając je na budowę szkoły, tzw. tysiąclatki.
W połowie kwietnia 1960 roku zażądali usunięcia krzyża z działki, a 27 kwietnia pojawili się na niej robotnicy zamierzający go wykopać. Wówczas wierni stanęli w jego obronie – przegonili robotników i zaczęli coraz tłumniej gromadzić się w miejscu, w którym planowano budowę kościoła. Władza usiłowała ich spacyfikować za pomocą milicji i ZOMO, co rozpoczęło batalię rozprzestrzeniającą się na okoliczne ulice. W nocy sprowadzono dodatkowe „siły porządkowe”, rozpędzając wiernych przy użyciu ostrej amunicji – postrzelono co najmniej pięć osób, a do dziś nie udało się ustalić, czy były ofiary śmiertelne (niezweryfikowane przekazy ustne mówią o dwóch osobach zabitych). Opór trwał do 30 kwietnia. Codziennie rano milicjanci przy użyciu pałek wyganiali wiernych spod krzyża, ale ci konsekwentnie wracali. Aresztowano niemal 500 osób, część skazano na kary do 5 lat więzienia, na wielu nałożono kary finansowe.
Przegrana bitwa, wygrana wojna
Po pacyfikacji obrońców krzyża rozpoczęto kampanię propagandową. W „Dzienniku Polskim” pisano: władze miejskie, przy zachowaniu wszelkich przepisów prawnych, zarządziły podjęcie wstępnych prac budowlanych – co, jak podkreślano, łączyło się z koniecznością usunięcia krzyża. Natomiast – zdaniem redaktorów pisma – zajścia na placu Teatralnym wywołała grupa fanatycznych i zdezorientowanych kobiet. Żeby nie było wątpliwości, po której stronie była słuszność, reżimowi dziennikarze podkreślali, że przeciw decyzjom władz wystąpiła grupa nieodpowiedzialnych jednostek, które podsycając emocje religijne przypadkowych przechodniów, porwały za sobą przede wszystkim żądnych sensacji wyrostków.
Obrońcy krzyża przegrali bitwę – w miejscu planowanej budowy kościoła wyrósł wkrótce gmach szkoły. Jednak wojnę wygrali. Staraniem kard. Karola Wojtyły nieopodal wybudowano kościół – Arkę Pana, która wkrótce stała się miejscem nie tylko religijnego kultu, ale także symbolem antykomunistycznego oporu mieszkańców Nowej Huty.