Stoczek Klasztorny

19 gru 2012
Jan Gać
 

W celi klasztoru Stoczka Warmińskiego przebywał więzień Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski 12 X 1953 – 6 X 1954 r. Matce Pokoju oddał się 8 XII 1953 r. – głosi pamiątkowa tablica.

Wprowadzono mnie na pierwsze piętro, na szeroki korytarz, oświetlony na biało: wszędzie znać świeżą farbę. Jestem w obszernym pokoju. (…) Jest to duży dom, stary budynek poklasztorny, świeżo opuszczony przez nieznanych nam mieszkańców. (…) Pod domem ślady wylanej farby, rozrzucone pędzle, odrzucone śmieci do sadzawki podokiennej. Na murach zabytkowego domu znać, że śmiecie były wyrzucane oknami. Znajdujemy fragmenty sprzętu liturgicznego: połamane lichtarze, rozbite kropielnice, jakieś resztki krzyżów i figurek Matki Boskiej. W ogrodzie ścieżki świeżo przysypane żółtym piaskiem.

Oto pierwsze wrażenia, jakie pod datą 12 i 13 października 1953 r. zapisał w swym dzienniku Stefan Kardynał Wyszyński po przewiezieniu go z Rywałdu do Stoczka Klasztornego. Przenosiny odbyły się nocą w eskorcie funkcjonariuszy bezpieki, bez powiadomienia aresztowanego Prymasa o nowym miejscu pobytu. Dopiero po dwóch dniach komendant odosobnienia wyjawił mu nazwę miejscowości – Stoczek Klasztorny. Była to maleńka osada w pobliżu Lidzbarka Warmińskiego.

Niezwykłe to uczucie, gdy stąpa się po tych samych skrzypiących, drewnianych schodach prowadzących na pierwsze piętro, po których uwięziony Prymas wchodził do swoich pokoi. Prawie przez rok – do 6 października 1954 r. – zajmował dwie cele i maleńką komórkę zamienioną na prywatną kaplicę. W mniejszej celi stoi drewniane, proste łóżko zasłane narzutą, przy nim metalowy stojak z miską na wodę do mycia, pod nią dzban. W nogach łóżka stoi drewniana szafka, rodzaj stolika nocnego. W większej celi, graniczącej przez ścianę z kaplicą, ustawiono ogromne biurko, takie samo, jakimi meblowali swoje gabinety sekretarze partyjni z okresu siermiężnego komunizmu lat pięćdziesiątych. W rogu kaflowy piec, ten sam, w którym nie chciało się palić pomimo nadludzkich wysiłków czynionych przez mieszkającą po sąsiedzku więźniarkę, siostrę zakonną Marię Graczyk. Te same drewniane podłogi, też skrzypiące tak jak schody, bez końca froterowane przez usłużną siostrę. Mogła nie jeść, nie spać, nie modlić się – ale froterować musiała. Może w tej pracy znajdowała ucieczkę przed rozmyślaniami – zastanawiał się Prymas i dodał w swych Zapiskach więziennych Trudno jest jednak przekonać kobietę, by posłuchała.

Dziś tu jest inaczej. Przekazany w 1957 r. marianom dawny klasztor bernardynów, opuszczony przez nich po kasacji zgromadzeń zakonnych w Prusach w 1810 r., lśni świeżością. Klasztor przystosowano do powtórnego zasiedlenia, pozostawiając w stanie nienaruszonym tylko cele zajmowane przez Prymasa. Zakonników jest niewielu, zatem część klasztornych cel udostępnia się pielgrzymom. Mogą zatrzymać się tu na dłużej. A jest to miejsce wprost wymarzone do wyłączenia się z bieganiny dnia codziennego. Okolica przecudna – zielone, soczyste łąki, rozległe pola z niewielkimi jeziorkami, lasy i – co bardzo ważne – z rzadka zasiedlona. Może właśnie dlatego, że w sąsiedztwie nie ma wiosek, komuniści trzymali tu w odosobnieniu Prymasa, by nikt w Polsce nie wiedział o miejscu jego pobytu. A może to tradycja? W 1938 r. w tym opuszczonym wtedy klasztorze hitlerowcy przetrzymywali internowanych po Anschlussie Austrii biskupów austriackich.

Podczas jednego ze spacerów w przyległym do klasztoru ogrodzie – obecnie starannie wypielęgnowanym – Prymas znalazł w liściach pismo z watykańskiego Sekretariatu Stanu, adresowane do ówczesnego biskupa Linzu, zaopatrzone w podpis: Eugenio Pacelli. To przecież wybrany w 1939 r. papież Pius XII!

Otoczony krużgankami kościół na planie okręgu był otwarty. W środku nikogo, przejmująca cisza, woń starości – woń czegoś trwałego, choć przemijającego, czegoś, co mogą przechować tylko wieki dawne. Bo kościół liczy już sobie blisko czterysta lat. Warmiński biskup, Mikołaj Szyszkowski, uczynił ślub, że na miejscu starej kaplicy, gdzie od wieków czczono cudowną figurkę Matki Boskiej – zresztą wtedy już zniszczoną przez luteran – zbuduje kościół, jeśli ziemię jego biskupstwa ominą wojska szwedzkie. Ominęły. Biskup słowa dotrzymał i w latach 1639-1641 wystawił kościół, który jakimś cudem wyszedł cało ze szwedzkiego potopu kilkanaście lat później. W ołtarzu tej niewielkiej rotundy błyszczy srebrnymi sukienkami obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem na ręku – Salus Populi Romani – kopia sławnej ikony sprzed konfliktu obrazoburczego, świętość Rzymu, ikona czczona w Bazylice Santa Maria Maggiore. Z Wiecznego Miasta sprowadził ją biskup Szyszkowski dla swej świątyni. Odtąd po Świętej Lipce ten niewielki kościół stał się drugim najczęściej odwiedzanym maryjnym sanktuarium ziemi warmińskiej. Jan Paweł II koronował obraz w 1983 r.

To w Stoczku Klasztornym Stefan Kardynał Wyszyński dokonał osobistego aktu oddania się w opiekę Matce Bożej 8 grudnia 1953 r. Tyle że odbyło się to przed kopią ikony jasnogórskiej – przed małym obrazkiem, który Prymas trzymał w swojej prywatnej kaplicy, a nie w kościele przed rzymskim wizerunkiem, bowiem jako więzień pilnowany przez funkcjonariuszy bezpieki nie miał prawa wstępu do kościoła, gdzie ktoś z wiernych mógłby go przypadkowo ujrzeć.

 

Przeczytaj także

Warto odwiedzić