Jędrzejów
Opacki kościół cystersów w Jędrzejowie, pierwszy tego zakonu w Polsce, stanowi ważny ośrodek pielgrzymkowy. Każdego roku, głównie 20 sierpnia, w święto patronalne, przybywają do grobu bł. Wincentego Kadłubka dziesiątki tysięcy pielgrzymów.
Aby stworzyć dzieło literackie, a tym bardziej historyczne, które miałoby przetrwać próbę stuleci, nie wystarczy posiąść wiedzę i umiejętność przelania jej na papier. Trzeba mieć na to czas i wolę wypracowania wokół siebie atmosfery ciszy i skupienia, a nawet oderwania się od wiru bieżących wydarzeń, by móc na nie spojrzeć z boku, z pewnego dystansu. Czy przypadkiem nie ta konieczność kazała Wincentemu Kadłubkowi zrezygnować z godności biskupa Krakowa i ukryć się w zaciszu klasztornym?
Te i inne jeszcze pytania nurtowały mnie, gdy wyposażony w egzemplarz Kroniki Polskiej jego autorstwa trwałem w zamyśleniu przed relikwiarzem błogosławionego historiografa, pierwszego z polskiego rodu. Kuty w srebrze relikwiarz z prawą ręką wyznawcy przechowuje się w dobudowanej na ten cel kaplicy jędrzejowskiego klasztoru. W jego murach spędził Mistrz Wincenty ostatnie pięć lat życia, od 1218 roku, kiedy to oddał biskupstwo krakowskie, do swej śmierci w 1223 roku. W ciągu tych cichych i pracowitych lat spisywał ojczyste dzieje, zapewne spełniając wolę Kazimierza Sprawiedliwego, na którego dworze przebywał w młodości i z którym pozostawał w bliskich podówczas kontaktach, służąc mu wiernie aż do śmierci księcia w 1194 roku. I jeszcze jedno, ten pokorny i pobożny mnich cysterski, najwybitniejszy polski erudyta swego czasu, pobierający nauki w Bolonii, a nie wykluczone że i w samym Paryżu, może uchodzić za ikonę zachodzącej w średniowiecznej Polsce tendencji. Mianowicie na jego przykładzie uwidacznia się proces wiązania Polski z kręgiem łacińskiej kultury śródziemnomorskiej. Bo jak inaczej zrozumieć tę łatwość poruszania się Mistrza Wincentego w plejadzie antycznych autorów? Badaczom udało się zidentyfikować aż dwudziestu rzymskich pisarzy, poetów i historyków, do których pism odwoływał się autor Kroniki Polskiej, gęsto okraszając jej treść stosownymi cytatami. Pozostawał w duchowej jedności z dziełami Ojców Kościoła, znał też pisma kilku średniowiecznych pisarzy, innymi słowy – był na bieżąco z europejską humanistyką okresu niezwykle bujnego fermentu umysłowego stuleci XII i XIII.
Ale świętość zdobywa się nie przez erudycję i dzieła pisane, choćby najwybitniejsze. Cnoty wykuwa się pracą nad sobą i dziełami miłosierdzia, bynajmniej nie inspirowanymi chwałą ziemską i uznaniem możnych tego świata, lecz świadczonymi z pobudek nadprzyrodzonych. Musiał być Wincenty Kadłubek mężem Bożym, skoro po śmierci współbracia w zakonie, w uznaniu świętości jego życia, pochowali go pod głównym ołtarzem w prezbiterium, między stallami. Owszem, będąc biskupem krakowskim zapisał się jako szczodry donator, łożący także na potrzeby wielu kościołów. To on najprawdopodobniej ufundował w katedrze wawelskiej grobowiec Stanisławowi ze Szczepanowa, chociaż zabity z rozkazu Bolesława Śmiałego biskup podówczas nie dostąpił jeszcze chwały ołtarza, o co usilnie zabiegał Wincenty Kadłubek. Sam długo jeszcze musiał czekać na to święte wyróżnienie. Wobec trwającego nieprzerwanie kultu, w uznaniu łask otrzymanych za przyczyną zmarłego, władze kościelne otworzyły w 1633 roku proces informacyjny o życiu Sługi Bożego, które to zabiegi ponad sto lat później, w 1764 roku, uwieńczone zostały ogłoszeniem Wincentego Kadłubka błogosławionym. Wydobyte z grobu kości wyznawcy zostały rozczłonkowane, by można nimi było obdzielić niektóre kościoły, jak katedralny w Sandomierzu czy ten na Wawelu, dokąd trafiła srebrna trumienka.
W klasztorze pokazują celę zajmowaną przez błogosławionego – jedno z nielicznych pomieszczeń romańskich, jakie wyszły cało z pożogi w 1726 roku, która poważnie zniszczyła kościół i część opactwa. Oryginał Kroniki Polskiej pochłonął kolejny pożar, który w 1800 roku strawił klasztorną bibliotekę i archiwum – bezcenne zbiory gromadzone od stuleci. O ile kościół zdołano odbudować, nadając mu barokową postać, o tyle tej ostatniej straty nie dało się już naprawić.
Dziś kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, patronki zakonu cysterskiego, tryumfuje nad okolicą dostojeństwem swych bliźniaczych wież i pięknem fasady. Wtóruje im stojąca osobno, krępa, nieco przyciężka wieża dzwonna. Utrzymane w romańskim duchu trzy nawy świątyni – po ostrych łukach widać iż przerabiane w gotyku – trwają ciągle w półmroku od ciasnoty dzielących je filarów i niewielkich okien, przez które nie może w pełni przedrzeć się do środka światło dnia. Tę pomrokę odległych stuleci łagodzą malowidła na sklepieniu utrzymane w pogodnych różach, tu i tam wyzłocone ołtarze, a przede wszystkim wspaniały prospekt organowy nad wejściem. Przykładem dawnych wieków klasztorny zespół wraz z ogrodem obwiedziono murem. W 1945 roku, po 126 latach nieobecności od kasaty konwentu w 1819 roku i po 800 latach od jego założenia w 1147 roku, do Jędrzejowa powrócili cystersi. I w starodawnych murach znów rozbrzmiewa chorał gregoriański na przekór przemiennościom czasów.