Społeczny wymiar grzechu
Zdobycie Jerycha przez Izraelitów odsłania jeszcze jeden, często zapominany duchowy wymiar naszego życia i postępowania. Nikt nie jest samotną wyspą. Od poczęcia po wieczność żyjemy w relacjach międzyosobowych.
Siódmy rozdział Księgi Jozuego opowiada historię grzechu, który miał pozostać ukryty przed oczyma wszystkich. Otóż, pewien Izraelita – Akan, syn Karmiego – postanowił przywłaszczyć sobie cenne przedmioty obłożone klątwą. Krzywdy nikomu nie wyrządził. Zgorszenia też by nie było, bo przedmioty te ukrył i zapewne wydobyłby je dopiero wtedy, kiedy nikt już nie byłby w stanie skojarzyć, że ich posiadanie łączy się ze złamaniem prawa, które Bóg przekazał Jozuemu. Nikt niczego nie zauważył, nikt o niczym nie wiedział. Grzech dokonany w tajemnicy miał wszelkie szanse, że pozostanie w tajemnicy. Tak by też było, gdyby Bóg się o ten grzech nie upomniał, a uczynił to w sposób bardzo dziwny. Przecież mógł ukarać samego Akana i sprawa byłaby załatwiona. Panu Bogu jednak nie chodzi o karę w sensie odwetu czy zemsty na grzeszniku. Tak postępują ludzie. Bóg jest Miłością, dlatego wykorzystuje grzech Akana do objawienia fundamentalnej prawdy duchowej, o której często nie myślimy albo wręcz nie jesteśmy jej świadomi.
Bóg pozwala odczuć konsekwencje ukrytego grzechu najpierw nie tyle Akanowi, ile całemu ludowi. Otóż próba zdobycia kolejnego miasta kananejskiego – Aj okazuje się klęską. Całemu ludowi „rzuca się w oczy” dramatyczna różnica: cudownie zdobyte Jerycho i sromotna klęska pod Aj. Wszyscy się pytają: Czemu Bóg nam nie błogosławi? Jozue modli się do Boga i otrzymuje odpowiedź: Ktoś z ludu złamał Boży zakaz! Po osobliwie prowadzonym śledztwie, w którym też widać Boże działanie, Izraelici znajdują winowajcę. Akan przyznaje się do grzechu, wskazuje miejsce, gdzie ukrył przywłaszczone sobie drogocenne przedmioty i zostaje ukarany przez cały lud ukamienowaniem. Tę karę Pan Bóg dopuszcza, aby lud zobaczył ciężar grzechu.
Całe to zajście uświadamia Izraelowi, i nam, że nie ma grzechów popełnionych w zupełnej samotności. Tak naprawdę nigdy nie jesteśmy sami. Zawsze funkcjonujemy w sieci relacji międzyosobowych. Ludzka społeczność: naród, Kościół, wspólnota, rodzina są rodzajem naczyń połączonych. Trucizna grzechu, który pojawia się w jednym z jego członków, dociera też do innych, i im szkodzi. Starożytni Izraelici, gdy to zobaczyli, zareagowali w typowy dla tamtych czasów i ich rozwoju duchowego sposób: zabili Akana – źródło trucizny. Uświadomili sobie jednak, że nie ma ukrytych grzechów. Ta prawda będzie im później towarzyszyła. Nam też powinna towarzyszyć, abyśmy nie dali się zwieść pokusie, iż nasz grzech nikomu – poza nami samymi – nie szkodzi.
Jest jednak inny jeszcze aspekt odróżniający nas od naszych poprzedników w wierze. Chrześcijanin – idący za Jezusem Chrystusem – nie kamienuje winowajcy. Jezus powie w Kazaniu na Górze: Nie opierajcie się złu (Mt 5, 39), a św. Paweł rozwinie te słowa, pisząc do Rzymian: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12, 21). To różni nas od zdobywców Jerycha i Aj. Nie powinna nas jednak różnić świadomość społecznych skutków każdego naszego grzechu, nawet tego – w naszym przekonaniu – najbardziej ukrytego. Sam Pan nas ostrzega: Nie ma nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome (Łk 8, 17).