Pascha – przejście
Pan rzekł do Mojżesza: Czemu głośno wołasz do Mnie? Powiedz Izraelitom, niech ruszają w drogę. Ty zaś podnieś swą laskę i wyciągnij rękę nad morze i rozdziel je na dwoje, a wejdą Izraelici w środek na suchą ziemię. (Wj 14, 15-16)
Wyjście z Egiptu to moment szczytowy posłannictwa Mojżesza i zarazem całego Starego Testamentu. Doświadczenie to – pascha – stanie się fundamentalne dla Izraela na wsze czasy – paradygmatem wszystkich innych doświadczeń wyzwolenia. Ma ono też taki charakter dla nas, chrześcijan. Nie przez przypadek św. Paweł nazwie Jezusa Naszą Paschą. Sakramenty inicjacji chrześcijańskiej – Chrzest i Eucharystia – również będą nosić tę nazwę.
Jak wygląda pascha Izraela? Poprzedza ją uczta paschalna z całą jej symboliką, która na sposób sakramentalny wyprzedza i zawiera w sobie to, co potem dokona się w wymiarze historycznym. Wszakże dopiero konkretne wydarzenia pokazują w całej pełni, co kryło się w sakramencie. Tak jest też z ucztą paschalną Jezusa – ostatnią wieczerzą. W niej już wszystko jest zawarte sakramentalnie, ale dopiero historia: męka, śmierć i zmartwychwstanie Pana pokazują, co w tej wieczerzy było naprawdę. Podobnie jest z nami. W Chrzcie i w Eucharystii zawiera się już sakramentalnie to, co potem ma się uzewnętrznić w naszej historii.
Jak jednak dokonało się to w historii Izraela, w owej pierwszej passze? Po ostatniej, dziesiątej pladze, po śmierci wszystkich pierworodnych faraon pozwala Izraelitom wyruszyć z Egiptu. Lecz szybko zmienia swe zamiary i rusza za nimi w pościg. Dopada ich obozujących nad Morzem Czerwonym. Tu właśnie rozgrywa się historyczny dramat paschy. Izrael znajduje się w pułapce. Z jednej strony morze, z drugiej wojska faraona. Nie ma wyjścia, z każdej strony śmierć. Może tylko wybierać między jej rodzajami: albo utonięcie w morzu, albo śmierć z rąk żołnierzy egipskich, albo honorowe zbiorowe samobójstwo, co i w tamtych czasach się zdarzało. Mojżesz wybiera czwartą drogę – głośno woła do Pana. Bóg nie każe długo czekać na swą odpowiedź. Pośrodku śmierci otwiera drogę wyjścia – sprawia, że wody morza się rozstępują, wiatr osusza dno i Izraelici przechodzą suchą nogą poprzez morze, mając mur z wód po prawej i po lewej stronie.
W tej passze i każdej następnej ukazuje się natura działania Pana Boga w naszym życiu. Pan Bóg doprowadza człowieka do sytuacji skrajnej, w której można liczyć tylko na Niego. Inne wyjście to śmierć – z cudzej czy własnej ręki. I potem w tej sytuacji objawia swoją miłość i moc. W najskrajniejszy sposób widać to w Jezusie Chrystusie, kiedy to właśnie śmierć zdaje się tryumfować, a przecież okazuje się w końcu bramą do życia.
Ta sama natura paschy jest też naszym udziałem: zapoczątkowana sakramentalnie przez Chrzest, ponawiana przez Eucharystię, aby wypełnić się w historii każdego. Wzór jest ten sam, choć konkretna realizacja zawsze nieco inna, bo też każdy z nas jest niepowtarzalny.
Dlaczego tak? Bóg raczy wiedzieć! Pewnie to odpowiada naszej zranionej przez grzech, nieufnej naturze. Pewnie ostatecznie w tej Bożej terapii tylko takie lekarstwo skutkuje. Pragnąc absolutnej Miłości, nie chcemy Jej zaufać, więc ona na koniec zamyka nam wszystkie drogi i pozostawia samą siebie jako jedyne wyjście czy raczej przejście – paschę – do Życia. Inna droga to czarna rozpacz. Mojżesz w tej sytuacji woła głośno do Boga. To samo czyni nasz Pan, o którym Pismo mówi, że zanosił do Ojca prośby z głośnym wołaniem i płaczem. To droga i dla nas na nasze życiowe paschy.