Aby być uczniem Jezusa - 4 IX 2022
23. Niedziela zwykła;
Ewangelia według św. Łukasza 14, 25-33
Jezus idzie zdecydowanie w kierunku Jerozolimy, gdzie ma się dokonać Jego Pascha – męka, śmierć i zmartwychwstanie, i widzi wielkie tłumy, które ciągną za Nim.
Wie, że są one nieświadome tego, co Go czeka i w czym oni też będą - każdy na swój sposób - uczestniczyć. Skoro Jego uczniowie, którym zapowiada swą mękę, nie są w stanie tego pojąć i przyjąć – pamiętamy reakcję Piotra po pierwszej zapowiedzi męki Jezusa pod Cezareą Filipową (Panie, niech Cię Bóg broni, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie) i ostrą odpowiedź Jezusa (Zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym co ludzkie), to o ileż bardziej nie są w stanie tego pojąć i przyjąć tłumy. Dlatego odwraca się do nich i mówi im bardzo jasno, jakie warunki trzeba spełnić, aby móc być Jego uczniem. Biblia Tysiąclecia opatruje ten fragment Ewangelii Łukaszowej tytułem: Obowiązki uczniów Jezusa. Nie chodzi tu jednak o obowiązki, bo chrześcijaństwo nie jest religią obowiązków i moralistyki, jest natomiast w pierwszym rzędzie religią relacji. Reszta z tej relacji wypływa.
Nie przypadkiem usłyszymy w Ewangelii św. Jana słowa Pana: Beze Mnie nic uczynić nie możecie (J 15, 5b). Spełnianie tzw. obowiązków chrześcijańskich bez głębokiej relacji z Jezusem jest na dłuższą metę frustrujące, a podążanie za Nim Jego paschalną drogą wręcz niemożliwe. Dlatego Jezus mówi wyraźnie tłumom, ale i swoim uczniom, a więc także nam słowa, które mają nimi i nami wstrząsnąć: Nie możesz być moim uczniem, jeśli… nie masz w nienawiści swoich najbliższych, nadto i siebie samego… Wydaje się to sprzecznością, bo jakże Jezus, który jest Miłością i nakazuje miłość nawet do nieprzyjaciół, może jakiś czas potem nakazywać nienawiść. Otóż, nie chodzi tu o nienawiść do osób, ale do naszych idolatrycznych relacji do naszych bliskich i siebie samych, a więc do takich relacji, w których stawiamy ich i siebie samych ponad Boga i ponad Jezusa. Może sobie nie uświadamiamy, jakie to częste w naszym życiu i jak to właśnie te toksyczne relacje stają się przyczyną większości naszych upadków i grzechów. Jeśli ich nie odrzucimy i nie postawimy na pierwszym miejscu Jezusa, to w decydującym momencie zły duch je wykorzysta, abyśmy zeszli z drogi Pana.
Drugim warunkiem jest wzięcie na siebie własnego krzyża. Oznacza ono porzucenie swoich planów i marzeń na życie, a przyjęcie tego, co Bóg nam daje na co dzień. Jest to w gruncie rzeczy praktyczna weryfikacja tego, czy rzeczywiście mamy w nienawiści siebie samego… czyli swoje wyobrażenie o sobie i o swoim życiu.
I wreszcie trzeci warunek… Wyrzeczenie się wszystkiego, co się posiada. To po idolatrycznych relacjach do naszych bliskich i do swoich planów na życie kolejne źródło bałwochwalstwa – nasze materialne zabezpieczenia. Nie myślmy jednak, że Pan chce nas tego wszystkiego pozbawić, bo wszystko to przecież jest Jego darem: i my sami, i nasi bliscy, i nasze wielkie, piękne pragnienia, i to, co posiadamy… Rzecz tylko w tym, czy nie stawiamy ich wyżej od Niego, czy kiedy wezwie nas, abyśmy, idąc za Nim, to pozostawili, nie zbuntujemy się, nie zostawimy rozpoczętej budowy, i nie uciekniemy w bezpieczne miejsce, czy w gruncie rzeczy nie przegramy bitwy o realizację naszego powołania małżeńskiego, kapłańskiego, zakonnego czy innego, bo w każdym z nich trzeba przejść przez naszą i zarazem Jezusową paschę. Czy na koniec nie okażemy się zwietrzałą solą, która zamiast dawać smak życiu i być świadectwem o mocy i miłości Boga, okaże się bez smaku, nic nie wartą…