Święta Lipka
Czyż nie jest życzeniem Maryi, by być obecną w swych sanktuariach w każdym zakątku Polski? Nawet na ziemi dawnych Prusów, dopiero co wyrywanych pogaństwu i chrzczonych przez Krzyżaków, jakże często pod przymusem.
Pomiędzy Reszlem a Kętrzynem, miastami zakładanymi w XIV wieku przez rycerzy – zakonników z Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, miastami bronionymi potężnymi zamkami-klasztorami, leży cicha osada od wieków zwana Świętą Lipką. W dokumentach pisanych pojawia się po raz pierwszy w II połowie XV wieku jako miejsce o utrwalonej już tradycji pielgrzymowania do figurki Matki Bożej z Dzieciątkiem, przytwierdzonej do pnia drzewa lipowego na skraju lasu. Stare podanie głosi, że wystrugał ją pewien skazaniec w noc przed wyznaczoną na poranek dnia następnego egzekucją. Do tego stopnia figurka swym pięknem poruszyła sędziów, że zdarzenie uznali za cudowne i darowali nieszczęśnikowi życie.
Ponieważ Święta Lipka leżała na terytorium krzyżackim tuż przy granicy biskupstwa warmińskiego podległego Polsce, stała się celem pielgrzymowania także ludu polskiego nie tylko z Warmii, ale i z Mazowsza, a nawet z odleglejszych stron. Wobec powszechności kultu osobliwe drzewo okoliczna ludność postanowiła obudować kaplicą w taki sposób, by korona lipy wystawała ponad jej dach. Kaplicą opiekował się przydzielony przez Krzyżaków kapłan o imieniu Szymon, a po nim jego następcy. Tak było w XV wieku. Tragedia nastąpiła po kilkudziesięciu latach. Maryjne miejsce sprofanowali, kaplicę zburzyli, a lipę wycieli jako obiekt zabobonu mieszczanie z Kętrzyna, porwani entuzjazmem reformowania Kościoła w duchu Marcina Lutra. Naukę zbuntowanego augustianina przyjął za swoją wielki mistrz krzyżacki Albrecht Hohenzollern i nakazał upowszechnić w swoim państwie zamienionym z zakonnego na świeckie. Od dnia 6 czerwca 1525 roku wiara katolicka w byłym państwie zakonnym, teraz luterańskim, została prawnie zakazana. A jeszcze w 1519 roku Albrecht pielgrzymował do Świętej Lipki pieszo i boso. Pomimo surowych zakazów okoliczny lud nie zaprzestał odwiedzania świętego miejsca, choćby pod osłoną nocy, nawet wobec groźby śmierci, gdy dla przestrogi wystawiono tam szubienicę.
W 1605 roku książę pruski Joachim Fryderyk, też luteranin, zniósł zakaz wyznawania wiary katolickiej w swym państwie. Sąsiadujący przez granicę biskupi warmińscy natychmiast przystąpili do przywrócenia Świętej Lipce należnego jej znaczenia, co wobec złożonych praw własnościowych zajęło im dziesięciolecia. W dziele restytucji dóbr na rzecz katolików wiodącą rolę odegrał sekretarz Zygmunta III Wazy, wielki propagator polskości na północy, Stefan Sadurski. Sprowadzeni do Świętej Lipki jezuici z Braniewa zbudowali najpierw kaplicę, wobec napływu tłumu pątników niebawem rozebraną, by dać miejsce pod kościół, do budowy którego przystąpiono w 1677 roku. Konsekracja nastąpiła w roku 1693, w dzień Wniebowzięcia Matki Boskiej, zwanej Śnieżną, bo to kopię Jej wizerunku z rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore umieszczono w głównym ołtarzu, w miejscu słynącej łaskami średniowiecznej figurki, którą spalili luteranie. Wkrótce okazało się, że obszerny kościół o trzech nawach i tak jest zbyt mały wobec ciągnących zewsząd pątników, więc na przełomie XVII i XVIII wieku zamknięto go w kwadracie krużganków z czterema kaplicami w narożnikach. Obok wystawiono okazały klasztor. Opiekę nad sanktuarium sprawowali jezuici do 1780 roku, bo dopiero wtedy książę pruski zezwolił na ogłoszenie papieskiego breve o rozwiązaniu Towarzystwa Jezusowego w 1773 roku. Jezuici z prowincji niemieckiej powrócili na swoje dawne miejsce dopiero w 1932 roku. Tych zastąpili w 1947 roku jezuici polscy.
Dzisiejszy pielgrzym jest oczarowany kościołem, podniesionym do godności bazyliki przez Jana Pawła II – zarówno jego zewnętrznym dostojeństwem, jak i pięknem wnętrza. Sanktuarium stoi na pustkowiu, tak jak przed wiekami, pośród lasów, pól i jezior, w krainie jakże skłaniającej ku wyciszeniu się, a nawet kontemplacji w samotnych wędrówkach po lesistych ścieżkach. Kościół odnowiono po złośliwych zniszczeniach, celowo dokonanych zimą 1945 roku przez radzieckich żołdaków pastwiących się nad wszystkim co sakralne.
Fasada kościoła jest niezwykle malownicza. Uderza doborem i harmonią elementów dekoracyjnych, dalekich od przeładowania figurami i nadmiarem kamieniarki, w których lubował się barok. Tu, w tej ciepłej architekturze, podkreślonej jeszcze habsburskim różem przemalowań elewacji, panuje spokój, wyciszenie, zaduma. Wejścia na plac przykościelny strzeże osobliwa brama, związana splotem liści akantu, misternie kuta w żelazie przez mistrza Jana Schwartza z sąsiedniego Reszla; to arcydzieło kowalstwa. A wnętrze kościoła? Cudowne! Ołtarz główny w prezbiterium, wysoki na 19 metrów, dzieło warsztatu Krzysztofa Paukera z Królewca, jest tak piękny, iż przychodzili go oglądać nawet protestanci. Freski na sklepieniu i ścianach położono na całych powierzchniach malarskich, bez dzielenia ich na pola sztukaterią. Przedstawiają wiele scen tematycznych, wśród których dominują bardzo rozwinięte przedstawienia maryjne i pasyjne. Zajmujący jest cykl jezuickich misjonarzy z XVI i XVII wieku, przyczynek do osobnego studium. Malowidła wykonał w latach 1722-1727 techniką fresku Maciej Meyer z pobliskiego Lidzbarka Warmińskiego, wysłany na koszt biskupa Teodora Potockiego do Italii, by tam zgłębić sztukę malowania. Są i organy, których wspaniała architektura każe spontanicznie odwracać głowę nawet od ołtarza głównego w tył, ku chórowi. Warto wsłuchać się w ich brzmienie. Organy zbudował w latach 1719-1721 Jan Jozue Mosengel z Królewca. Przy okazji wypada podkreślić, iż większość znajdujących się w kościele elementów o znamionach dzieł sztuki, ale także artystycznej kamieniarki, pochodzi właśnie z warsztatów Królewca, miasta w dawnych czasach o populacji prawie wyłącznie protestanckiej, z obecnego Kaliningradu. Najstarszym obiektem w sanktuarium jest drewniany krzyż z XIV wieku, dar Stefana Sadurskiego z 1634 roku, zaopatrzony w protokół protestantów, w którym zeznali na piśmie, iż krzyż kilkakrotnie rzucali w ogień, ale ten się go nie imał.