Hagia Sophia – nowy symbol starego
Hagia Sophia - to co się z nią w tych dniach stało, budzi konsternację świata chrześcijańskiego. Nie bardzo tę konsternację widać, ale chyba dlatego, że mało co z tego świata zostało. Może jednak zbyt pesymistyczny jest taki wniosek?
Nowoczesna i oficjalnie laicka Turcja uczyniła następny symboliczny gest. Hagia Sophia przestała być jednym z najsłynniejszych na świecie zabytków muzealnych, chronionym przez UNESCO i stała się meczetem. Oczywiście, nie chodzi o to, by miało brakować w Istambule miejsc modlitwy, chodzi o co innego, i dlatego jest to wydarzenie o dużej doniosłości.
Hagia Sophia to historycznie najpierw chluba chrześcijańskiego świata, wybudowana przez cesarza Justyniana Wielkiego w 537 roku. Potem, kiedy świat chrześcijański podzielił się na prawosławny i katolicki, stała się chlubą i symbolem chrześcijaństwa wschodniego. Po zdobyciu Konstantynopola przez wojska tureckie i po klęsce Bizancjum Hagia Sophia stała się symbolem tryumfu islamu nad chrześcijaństwem, ściśle jednak mówiąc, tego na wschodzie, starając się w kolejnych wyprawach wojennych podporządkować sobie całą Europę.
Chrześcijaństwo jednak dało odpór Turkom. Krytycznym momentem było zwycięstwo odniesione pod Wiedniem w roku 1683, gdzie sławą okrył się król Jan III Sobieski i oręż polski. Stopniowo europejskie państwa odwołujące się do tradycji chrześcijańskiej zaczęły rosnąć w siłę i stały się potęgami światowymi. Islam był w głębokim impasie. Chrześcijaństwo jednak coraz bardziej było kojarzone tylko z kulturowymi korzeniami, czyli z chrześcijańską tradycją. Władza polityczna „państw chrześcijańskich” coraz bardziej dystansowała się od religii, manifestując swoją laickość, ale chętnie się nią posługiwała jako narzędziem perswazji politycznej.
Po upadku imperium tureckiego na początku XX wieku nowe państwo tureckie, które powstało na jego gruzach, przyjęło formułę laickiego, demokratycznego państwa, jednak od samego początku nosiło w sobie politycznego wirusa nacjonalizmu. Szybko wydał on owoc straszliwego ludobójstwa w stosunku do etnicznie im obcej mniejszości ormiańskiej. Rozprawili się wówczas również, w chaosie związanym z I wojną światową, z chrześcijaństwem w Azji Mniejszej, istniejącym tam od czasów apostolskich.
Reformy prowadzone pod wodzą Ataturka dały kształt nowoczesnej Turcji. Wpisany w nie został nowy status prawny dawnego głównego meczetu sułtana (dawna katedra patriarchalna Hagia Sophia). Stał się on wtedy muzeum narodowym i jednocześnie - symbolem historycznego kompromisu, opartego na zasadzie laickości władzy państwowej, która nie chciała się utożsamić z żadną religią.
Dzisiaj jesteśmy świadkami ponownej zmiany statusu tego muzeum: Hagia Sophia stała się znów meczetem. Decyzja ta posiada olbrzymią wymowę symboliczną i odzwierciedla zmiany, jakie zaszły zarówno w polityce władz tureckich, jak i w mentalności kulturowej społeczeństwa tureckiego. Gest polityczny prezydenta Erdogana wyraźnie wskazuje i promuje wiarę muzułmańską. Jest to jednocześnie swego rodzaju tryumf mentalności religijnej nad laicką doktryną i laickim charakterem tego państwa. W jakiejś mierze przynajmniej (choć w tej chwili bez emfazy) jest to powrót do imperialnej dumy zwycięskiego islamu, który manifestuje w ten sposób swoją przewagę nad „światem chrześcijańskim”.
Jeszcze nie wiadomo, jaki będzie tego wpływ na wielką społeczność muzułmańską zamieszkującą aktualnie Zachodnią Europę, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w ich kulturze ściśle łączą się ze sobą wymiar religijny z wymiarem politycznym, czyli ze sprawowaniem władzy, co demonstrują właśnie reformy prezydenta Erdogana. Ideowa propozycja turecka może się okazać dla współczesnych muzułmanów cywilizacyjnie znacznie bardziej atrakcyjna od fundamentalistycznej propozycji Państwa Islamskiego, a prezydent Erdogan może się wybić w ten sposób na lidera całego świata islamskiego.
Dużo zależy jednak od tego, jak zareaguje na te zmiany naród turecki i jak zachowają się inne państwa, szczególnie światowe potęgi. Na razie panuje charakterystyczna dla współczesnego światowego main streamu medialnego tendencja minimalizowania tego wydarzenia, uważając je za przykry incydent mało zrównoważonego polityka, z którym wygodniej jest jednak, przynajmniej w tym momencie, nie zadzierać, spozierając z poczuciem wyższości, ale jednocześnie z coraz większym strachem na muzułmańskie „opóźnienie” kulturowe, a szczególnie ów „upór” w trzymaniu się religii.
Jak Kościół zareaguje na to wydarzenie? Pytanie jest tym bardziej na czasie, że dosłownie w tych dniach dotarły do nas wiadomości o kolejnym wrogim akcie przeciwko Kościołowi we Francji. W mieście Nantes, w Bretanii, została podpalona zabytkowa katedra, odświeżając szok, którym był dla całego świata pożar paryskiej świątyni Notre Dame. Przy okazji wyszło na jaw, że akty wandalizmu wymierzone przeciwko chrześcijaństwu stają się coraz bardziej liczne i coraz bardziej śmiałe i… że w imię poprawności politycznej w dalszym ciągu próbuje się tego nie dostrzegać, tłumacząc to względami bezpieczeństwa i pokoju społecznego.
Stosowanie tej metody jednak jest nie tylko zapowiedzią klęski społecznej, której się władze i społeczeństwa zachodnie obawiają, ale mamy już tej klęski pierwsze smutne wizualizacje.