Stary i Nowy Testament

02 lut 2012
ks. Jan Ożóg SJ
 

Powiedziałem podczas naszego ostatniego spotkania katechetycznego, że chrześcijanie za księgę objawioną uznają Stary i Nowy Testament, a wierzący Żydzi tylko Stary Testament. Nie jest to jednak do samego końca prawdziwe, w krajach anglojęzycznych bowiem żyje około stu tysięcy Żydów, który przyjmują objawienie Nowego Testamentu. Siebie samych nazywają oni Żydami mesjanicznymi[1] dlatego, że są przekonani, że Jezus z Nazaretu, czyli Jeszua z Naceret po hebrajsku, jest obiecanym przez Boga, zapowiedzianym przez proroków i oczekiwanym Naród Wybrany Mesjaszem. Oczywiście mesjasz to wyraz pochodzenia hebrajskiego i tak naprawdę brzmi masziah, a odpowiada polskiemu wyrazowi namaszczony.

Jak to zatem jest z naszym Pismem świętym? Jak się ma Stary Testament do Nowego Testamentu? Dla każdego ucznia Jezusa Chrystusa – nie tylko dla katolika – jedno jest w tej sprawie pewne, mianowicie słowa Jezusa z Kazania na górze: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni[2].

Ale jeżeli tak, to skąd się wziął ten podział na dwa jakby dwa Pisma święte i dlaczego jedno się nazywa Starym Testamentem, a drugie Nowym?

Otóż Pismo święte składa się z dwóch części co prawda, tak się one jednak wzajemnie uzupełniają, że dopiero razem stanowią prawdziwą całość, a żadna z tych części nie jest w tym sensie główna, że da się w pełni zrozumieć sama – bez części drugiej. Historycznie pierwszą częścią jest tanach, czyli Stary Testament[3]. Pamiętać jednak nam trzeba, że wyraz stary oznacza tu tyle, co wcześniejszy, a nie przestarzały, nieaktualny[4]. I o jednym nam jeszcze trzeba pamiętać: Testament Stary wcale nie jest podstawą Nowego, a Nowy Testament wcale nie jest jakby dodatkiem do Starego, jest jednak w pewnym sensie jego uzupełnieniem. Ale o tym za chwilę.

Czegóż to się zatem Żydzi i nie-Żydzi dowiadują ze Starego Testamentu? Najpierw tego, że Elohim echad, czyli że Bóg jest Jeden, jest On jednak tak bardzo Jeden, że aż Jedyny. Nie można o Nim co prawda powiedzieć, że jest samotny, nawet nie można tego o Nim powiedzieć, że jest Wielkim Samotnikiem, jest On jednak Jedyny dlatego, że jest całkowicie sam w swojej doskonałej miłości. Ponieważ jednak miłość doskonała nie może być samolubna i musi się komuś udzielać, Elohim echad, Bóg Jeden Jedyny, najpierw Aniołów powołał do istnienia, a potem człowieka uczynił na swoje podobieństwo i na swój obraz, a uczynił to po to, by między Nim a człowiekiem powstała bliska więź oparta na wzajemnej miłości Pana Boga i człowieka i na posłuszeństwie, jakie człowiek powinien okazywać Panu Bogu. Człowiek się jednak zbuntował przeciw Panu Bogu, odrzucił drogę wyznaczoną mu przez Pana Boga i wybrał własną – i tą droga własną kroczy do dzisiejszego dnia. Ten bunt nazywa się grzechem, a karą za ten grzech jest śmierć, przez którą trzeba rozumieć nie tylko ustanie życia, ale także wieczne oddzielenie od Najświętszego – błogosławione niech będzie Jego Imię.

„Bóg jednak, w równym stopniu miłosierny co sprawiedliwy, pragnie ocalić człowieka od tego, na co ten zasłużył i co słusznie powinno go spotkać”[5]. Wybiera Abrahama i w nim daje początek narodowi żydowskiemu, któremu naznacza konkretne zadanie: Żydzi powinni być błogosławieństwem[6] i światłością dla narodów[7]. Przez ręce Mojżesza dał Bóg Żydom Torę, w której im swoje normy sprawiedliwości przekazał. Przez sędziów, królów i proroków pokrzepiał ich, strofował i obiecał im, że ostateczne zbawienie przyjdzie do nich i do pozostałych narodów przez pomazańca”[8], czyli przez Mesjasza.

Z Nowego Testamentu Żydzi i nie-Żydzi się dowiadują, że obiecanym przez Boga Mesjaszem jest Jeszua z Naceret, czyli Jezus z Nazaretu, osoba autentyczna i historyczna, która się narodziła, żyła i umarła. Inaczej jednak niż inni ludzie, Jezus umarł nie dlatego, że Jego życie ustało, tylko dlatego, że chciał nas dobrowolnie odkupić z grzechów. Ponadto – inaczej niż inni ludzie – Jezus powstał z martwych i dzisiaj żyje po prawicy Ojca[9] i przyjdzie powtórnie, aby panować jako Król Izraela i przynieść światu pokój. Mógł się On stać ofiarą za grzechy dlatego, że jest Synem Człowieczym i Synem Bożym. Nazwa Syn Człowieczy oznacza, że Jezus z Nazaretu jest prawdziwym człowiekiem, chociaż nie ma żadnego grzechu i jest Barankiem bez skazy[10]. Żydzi mesjaniczni inaczej niż my rozumieją nazwę Syn Boży. Ich zdaniem oznacza, że w Jezusie na sposób cielesny mieszka pełnia tego wszystkiego, czym jest Bóg[11]. My wiemy, że Jezus z Nazaretu jest nie tylko prawdziwym Człowiekiem, ale także prawdziwym Bogiem, Drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, Jednorodzonym Synem Bożym.

Już z tego wynika, że się nam wyjaśniła podstawowa prawda wiary. To prawda, że Elohim echad, czyli Bóg jest Jeden Jedyny, nie jest jednak prawdą, że Bóg jest tak bardzo Jedyny, że aż całkowicie sam istnieje w swojej miłości doskonałej. Bóg przed wiekami zrodził Słowo, które jest Jego Jednorodzonym Synem, a nad Nimi Dwoma – nad Bogiem Ojcem i nad Bogiem Synem Jednorodzonym – unosi się jeszcze Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej, Miłość, Duch Prawdy, Duch Święty. Kiedy stworzony przez Boga człowiek popełnił grzech pierworodny, Bóg mu obiecał, że mu ześle ratunek. Człowiek pewnie z pełną niedowierzania radością przyjął Boże zapewnienie, ale przez chwilę nawet nie przypuszczał, że ratunek mu przyniesie Jednorodzony Syn Boży.

A tak się stało! Kiedy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo[12]. I znowu pewne ważne rzeczy przypomnieć sobie musimy. Syn Boży Jednorodzony nie po to przyszedł na świat, żeby czynić cuda, cuda bowiem ludzka niedola niejako wyrywała Mu z rąk i z serca. Po ludzku rzecz biorąc, moglibyśmy powiedzieć, że poza cudem zmartwychwstania żaden inny cud nie był zaplanowany przez Pana Boga w życiu Jezusa z Nazaretu. Jezus bowiem przyszedł na świat tylko dlatego, żeby nam otworzyć niebo i żeby nam te prawdy wiary jeszcze przekazać, których dotąd ludzie nie znali, a które Bóg im objawić postanowił.

O pierwszym celu przyjścia Syna Bożego na świat, czyli o otwarciu nieba dla skruszonych grzeszników, nie będę dzisiaj mówił, bo jeszcze nie czas na to. Powiem natomiast o drugim celu Jego przyjścia, czyli o przekazywaniu grzesznikom jakby dodatkowych prawd wiary, to nam bowiem pozwoli lepiej zrozumieć stosunek wzajemny Starego Testamentu do Nowego.

Możemy sobie wyobrazić, że Bóg stworzył człowieka jako naczynie, w którym umieścić zamierzał prawdę o sobie samym. Ponieważ to naczynie było wtedy święte i bezgrzeszne całkowicie, to niemal naturalnie po napełnieniu prawdami o Bogu samo się niejako własnym ciężarem zanurzyło się w Bogu tak, jak pełne wody wiadro w studni się zanurza, chociaż tak naprawdę to doskonała Miłość Boża jakby wciągała i wsysała to ludzkie naczynie w siebie. Można by zatem powiedzieć, że przed popełnieniem grzechu pierworodnego człowiek był Bogiem napełniony i ogarnięty Bogiem ze wszystkich stron.

Gdyby przyjąć taki scenariusz, i gdybyśmy sobie wyobrazili grzech jako postać jakąś o niezwykłej sile, to moglibyśmy powiedzieć, że ten zły mocarz nie tylko wyciągnął na brzeg owo święte i bezgrzeszne naczynie z Bożej studni, ale je także daleko na brzeg odrzucił, tak że chociaż samo naczynie się nie rozbiło, to z prawd o Bogu, którymi było ono napełnione, tylko resztki pozostały niewielkie.

I tu się zaczynają ludzkie dzieje miłosierdzia Bożego. Bóg bowiem przez całe wieki na nowo powolutku wlewał w to grzeszne już teraz naczynie, jakim jest człowiek, wielkie prawdy o sobie samym. Z czasem tych prawd było coraz więcej, ale ciągle jeszcze daleko było do pełni. Oczywiście, nie wiemy, dlaczego z tak wielkim trudem objawiał Bóg siebie samego ludziom Starego Testamentu, i nie będziemy się kusić o odgadnięcie tego wszystkiego.

Kiedy nadeszła owa pełnia czasu, o której już wspominałem, Słowo Boże stało się do tego stopnia ciałem, że można nawet powiedzieć, że się stało Żydem, w łonie Dziewczyny żydowskiej bowiem imieniem Miriam przyjęło ludzkie ciało i stało się człowiekiem tak bardzo żywym i tak bardzo prawdziwym, jak my wszyscy jesteśmy żywi i prawdziwi, podporządkowanym żydowskiemu Prawu Starego Testamentu, a zatem obywatelem narodu, który Bóg na to przeznaczył, by się stał światłem dla wszystkich narodów. Będziemy jeszcze o Nim mówili wiele i długo.

Teraz to tylko o Nim powiemy, że grzeszne tym razem naczynie, jakim jest człowiek, Jezus z Nazaretu w taki sposób napełnił po brzegi prawdami o Bogu, że już więcej prawd w sposób naturalny w nim się zmieścić nie może. To jest to spełnienie, wypełnienie albo dopełnienie – wyrazy, które się pojawiają w Nowym Testamencie. Ponieważ jednak nadal jesteśmy grzesznikami, to ciągle jeszcze nie jesteśmy zanurzeni w studni prawdziwej pełni prawd Bożych, a te prawdy, które już w nas są, dostrzegamy jakby przez bardzo gęstą mgłę. To dlatego tak bardzo nam potrzeba głębokiej wiary, bo tylko ona – co jakiś czas przynajmniej – przeciera nam oczy i pozwała nam jasno widzieć to, co w pełni całej zobaczymy, kiedy ujrzymy naszego Boga twarzą w twarz.

 


[1] Por. Komentarz żydowski do Nowego Testamentu. Przekładu Nowego Testamentu dokonał i komentarzem opatrzył David H. Stern. Warszawa 2004, str. XV. Dalej cytuję jako Dawid Stern.

[2] Mt 5, 17-18.

[3] Por. David Stern, str. XVIII. To niemal dosłowny tekst z tej strony.

[4] Por. David Stern, str. XIX.

[5] David Stern, str. XVIII.

[6] Rdz 12, 1-3.

[7] Iz 49, 6.

[8] Por. David Stern, str. XVIII.

[9] Ps 110, 1; Dz 7, 56.

[10] Wj 12, 5; Kpł 1-6; 1 P 1, 19.

[11] Por. David Stern, str. XVIII.

[12] Ga, 4, 4-5.

 

 

Warto odwiedzić