Życie religijne u ludów Afryki w ich kulturze rodowej

26 paź 2019
ks. Władysław Gągolski SJ
 

Są to miejsca w szczerej Afryce, gdzie nasi ojcowie jezuici rozwinęli działalność misyjną Kościoła. Od tych, którzy wkrótce po ostatniej wojnie światowej tam dotarli, uczyłem się, jak zachować się i reagować wobec napotkanych głęboko w buszu afrykańskim ludzi. Zazwyczaj dołączałem się do miejscowego katechisty i razem z nim docieraliśmy do nich, kiedy ktoś zachorował albo by odwiedzić starszego, czyli wodza tego miejsca (wioski). Wielu z nich jeszcze nie było ochrzczonych w Kościele, a mimo to okazywali swą naturalną religijność.

Zauważyłem, że każdy (każda) z nich nosi imiona swych zmarłych przodków. Afrykańczyk mówi, że zmarli żyją, choć cieleśnie ich opuścili; są to zmarli żyjący – duchy przodków. To oni teraz sprawują opiekę nad każdym i nad całymi ich rodzinami i wioskami, i gdziekolwiek przebywają. Choć Afrykańczycy nie modlą się codziennie ani też nie gromadzą się razem, aby odbywać modły i chwalić przodków, gdy jednak jakieś zło im zagraża, np. gdy dziecko ciągle płacze, domownicy czują się zmuszeni, by wołać do swych przodków o interwencję.

Bywają również sprawy, gdy wspólnie się gromadzą na modlitwę, np. kiedy deszcze opóźniają się o miesiąc i dłużej, i nie mogą rozpocząć siania na polach. Wtedy to miejscowy kacyk (starszy rodu) zwołuje wszystkich i gromadzi przy cmentarzysku, gdzie pochowany jest ważny przywódca rodowy. I tutaj odbywają się modły o deszcze w akompaniamencie śpiewów (bardzo głośnych) i tańców, a nawet ofiar z drobnych zwierząt domowych. I powiadają, że deszcze wkrótce nadciągały.

Pewne zdarzenia rodowe – choroby

Afrykańczycy zazwyczaj nie zwracają większej uwagi na ból głowy albo brzucha. Dopiero poważna choroba, która zmusza osobę do położenia się, jest powodem, aby szukać zielarza albo „doktora”. On (albo też ona) daje coś, by zażyć albo wcierać w ciało. Potem doktorowi ofiarowuje się dar. Zwykle jest to kura albo coś innego, co cenią. Znachorzy oprócz swoistych medykamentów ofiarowują modlitwy do przodków za chorego, aby czym prędzej wyzdrowiał. Ich mądrość podaje, że „poważny uczynek nigdy nie butwieje”, tzn. zazwyczaj zły czyn nie odchodzi od sprawcy, zachowanie osoby też powoduje chorobę albo inne nieszczęście. Inne zdarzenia też traktują poważnie, np. kiedy zwierzęta domowe padają albo dzikie bestie niszczą pola, natychmiast miejscowa starszyzna przywołuje doktora – szamana. Radząc z nim, dochodzą do wniosku, żeby szukać pośród ludzi winnego. Zrozumiałe jest, że takie posadzenia są niesprawiedliwe, a posądzony nie może się bronić. Skazują go (ją) wtedy na sankcje oddania kilku kóz, a nawet krów, przy podobnej a poważnej sprawie może ktoś być nawet zabity!

Pogrzeby

Śmierć w domu jednego z nich sprawia, że normalny bieg życia w wiosce – a nawet w szerszej społeczności – jest zawieszony. Wielu gromadzi się wokół chaty, gdzie złożono ciało. Wszyscy są przerażeni odejściem ich człowieka, a nadchodzący na miejsce żałoby z dala już głośno zawodzą. Starsi z wioski i rodziny rozdzielają roboty do wykonania. Młodym mężczyznom poleca się wykopanie grobu. Inni splatają z długich traw plecionkę, matę do zawinięcia ciała, tak by ani głowa, ani stopy nie były widoczne. Kobiety palą ogniska, aby warzyć z mąki kukurydzianej napój pogrzebowy. Nie jada się nic aż do ukończenia pochówku. Grzebią umarłych jak najszybciej, nawet gdy czekać wypada na ważnych ludzi, którzy mają przybyć z daleka. W takim pogańskim pogrzebie mogą uczestniczyć także chóry chrześcijańskie i śpiewać swoje pieśni żałobne. Po pogrzebie jest uczta, w której uczestniczą wszyscy w grupach.

Narady i oskarżenia

Nawet podczas zajęć związanych z pogrzebem pojawiają się pewne głosy, które mogą oskarżać kogoś i winić za śmierć człowieka. Lecz to starsi razem z ich wróżbitą decydują, kto jest winny śmierci pogrzebanego. Uważają, że śmierć nie pochodzi z ciężkiej choroby czy wypadku, ale zły człowiek jest jej winien. Trzeba go więc usunąć, bo to szkodliwa wiedźma albo czarnoksiężnik, i skrycie zabić. Dzieje się też tak, że zanim wyrok jest ogłoszony, taki człowiek znika na dobre z wioski aby chronić swe życie. Te wyroki są bardzo bolesne dla ludzi w wiosce i dla całych rodzin. Powodują wielkie tragedie i stąd też wiele kontrowersji. W wiosce na długo brakuje spokoju i pojednania. Czy można temu zaradzić?

Afrykańscy mędrcy mówią zawsze, że „ogień, który pożera busz, ustaje na bagnach”. W ich rozumieniu „bagna” to starsi w rodzie.

***

Autor tekstu jest jezuickim zakonnikiem, kapłanem, który w Afryce posługiwał miejscowej ludności jako misjonarz w Zambii, w archidiecezji Lusaka przez ponad 40 lat. Obecnie sprawuje posługę duszpasterską w bazylice Najświętszego Serca Jezusa w Krakowie i jest kapelanem w Domu Opieki Społecznej, prowadzonym przez siostry Felicjanki w Krakowie.

 

Warto odwiedzić