Bić się w piersi - 26 X 2025

26 paź 2025
ks. Robert Więcek SJ
 

30. Niedziela zwykła;
Ewangelia według św. Łukasza 18, 9-14

Faryzeusz jest skoncentrowany na sobie przez pryzmat „innych ludzi” i tego, co robi. Musi mieć bliźniego, by móc funkcjonować.

Drugi człowiek jest lustrem, w którym się odbija (od którego się odbija, bo nie chce przyjąć). Jest to sytuacja w komnacie „krzywych luster”, które odkształcają rzeczywistość. Śmieszne to, ale tylko w tej komnacie. Jakże to tragiczne, gdy dzieje się tak w rzeczywistości!

Wyobraźmy sobie wspomnianego faryzeusza: w jakim kierunku poszłoby to zdeformowanie twarzy, ciała, serca? Byłoby nadmuchane jak balon. Z jego słów wynika jasno, jak bardzo jest nadmuchany! Wręcz bliski pęknięcia.

Takie skoncentrowanie na sobie nie jest możliwe bez płaszczyzny działania. Udowadnia sobie i innym naokoło, jakim to jest wspaniałym człowiekiem. Ukazuje siebie samego. Nie wiem, ile w tym jest prawdziwego bycia, a ile udawania, gry pod publiczkę. Co dzieje się w mym sercu, słysząc modlitwę faryzeusza?

Z tej modlitwy wypływa wniosek, że to ja i tylko ja jestem dobry! Bliźni, drugi i Drugi liczą się o tyle, o ile wpasowują się w moje wyobrażenie o mnie samym. Stają się użyteczni. To są „krzywe zwierciadła”, skoro widzi innych tylko w perspektywie zła.

Ostatni element jest dojmujący. Jest przed Bogiem, w świątyni i rozgląda się – by ludziom się pokazać. Pogardza nimi, by rozbłysnęła jego gwiazda. Wykazuje ich braki. Potrzebuje ich pochwał, choć uważa ich za nic.

Pyszny, zadufany w sobie nie widzi Boga, który jest Najwyższym Dobrem. Pan jest dla niego punktem odniesienia do własnej chwały. Przypiera Boga do muru, nie dając Mu żadnych możliwości: skoro jestem „cacy”, to nie masz wyjścia!

Jak takie proste i dobre sprawy mogą zostać zdeformowane. Faryzeusz pokłada nadzieję w tym, że „zachowuje post dwa razy w tygodniu” i „daje dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywa”. Postawy i zachowania urosły do rangi ostatecznej instancji, a gdzie w tym serce? Czy dopukać się do niego można? Gdzie miłosierdzie wobec celników i grzeszników? Czemu to na ich podstawie chełpi się sobą? Bo nie robi tego, co oni? A co niby czynią? Można wiele zrobić, a pozostaje ciągle pytanie o motywacje. Z jakimi przychodzi celnik?

Dobrze, wchodzi do świątyni, ale staje z daleka i nawet „nie śmie oczu wznieść ku niebu”. Nie pogardza sobą. Ma właściwy, tj. mądry dystans do siebie. Wie, przed Kim staje i do Kogo się zwraca. Ale i nie pogardza innymi. Świadomość bycia w Bożej obecności pomaga mu w odkrywaniu siebie samego: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika! A popiera to gestem bicia się w piersi. Czy nie można odczytywać, że wchodzi w proces reanimacji? By poruszyć serce, aby znów bić zaczęło?

Wnioski zapewne były porażające dla faryzeusza. Ten, który „oszukiwał” poczuł się „oszukany”. Został obnażony – odkryto przed nim jego niecny, zdeformowany plan zawładnięcia Bogiem. Lekarza potrzebują chorzy! Jeśli więc ów faryzeusz był tak „święty”, to nie potrzebował wcale Boga. Dlatego to tylko grzesznik – celnik odszedł do domu usprawiedliwiony. Póki nie zejdzie powietrze dufności w siebie i pogardy wobec innych, nie mamy pojęcia o tym, co to modlitwa i spotkanie z Bogiem, z (D)drugim.

 

Warto odwiedzić