Tradycja niepodległościowa, czy postkomunistyczna spuścizna?

22 kwi 2017
Filip Musiał
 

Miesiąc temu, 1 marca, obchodziliśmy po raz kolejny Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Samo to pojęcie budzi czasem emocje – po wszystkich stronach publicznej debaty.

Są tacy, którzy będą powojenne podziemie zbrojne utożsamiać z bandytami. Są też tacy, którzy uważają, że określenie „Żołnierze Wyklęci” powinno zostać zastąpione pojęciem „Żołnierzy Niezłomnych”. Często w polskich realiach nawet ludzie, którzy się z sobą zgadzają co do istoty zjawiska, potrafią znaleźć element, który staje się zarzewiem konfliktu.

Żołnierze Wyklęci

Kim więc byli Żołnierze Wyklęci i skąd wzięło się to określenie? Jest to pojęcie mocno nieprecyzyjne odnoszące się do osób – zwłaszcza aktywnych w podziemiu zbrojnym – które stawiały opór Sowietom i rodzimym komunistom w latach powojennych. Co ciekawe jednak, do nich zalicza się także tych, którzy po zakończeniu działań wojennych nie walczyli już z bronią w ręku – np. gen. August Emil Fieldorf „Nil” czy rtm. Witold Pilecki. Określenie to funkcjonuje w obiegu publicznym od początku lat 90., gdy Liga Republikańska przygotowała głośną wystawę Żołnierze Wyklęci. Wyklęci – przez komunę, przez nią skazani na zapomnienie, a wcześniej propagandowo oczernieni. Po wystawie nastąpiły kolejne inicjatywy artystyczne i popularyzatorskie wykorzystujące ten termin. Zatem powstał on w sferze artystyczno-popularyzacyjnej i – jak wiele pojęć z przestrzeni publicznej – opisuje czy etykietuje fenomen społeczny, jakim był powojenny opór niepodległościowy, ale w sposób odległy od naukowej precyzji.

W PRL władze reżimu dokładały wszelkich starań, by Wyklętych usunąć ze społecznej pamięci, a tam, gdzie to nie było możliwe, ukazać ich jako pospolitych kryminalistów. Dzisiaj społecznym zjawiskiem o olbrzymiej sile stało się zainteresowanie powojennym oporem zbrojnym. Zwłaszcza najmłodsze pokolenie żywiołowo angażuje się w przedsięwzięcia związane z upamiętnianiem dowódców i partyzantów z lat powojennych. Są oni dla nich wyrazistym punktem odwołania do tradycji niepodległościowej, wzorcem spełniającym oczekiwania popkultury – samotni przeciw imperium zła.

Żywotność „czarnej legendy”

Wydawałoby się, że upadek systemu komunistycznego będzie się wiązał z odzyskiwaniem przez Polaków historycznej świadomości, a więc z procesem uwalniania się od narzuconej nam – reżimowej – interpretacji historii. Można więc było sądzić, że Żołnierze Wyklęci odzyskają należne im miejsce w panteonie narodowym. Nie stało się tak jednak, a proces przywracania ich społecznej pamięci napotyka czasem opór. Oczywiście ustanowiono Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, co – na poziomie państwowym – stało się ważnym symbolem. Jednak, zwłaszcza lokalnie, dyskusja o poszczególnych oddziałach czy dowódcach partyzanckich nie zawsze jest łatwa.

Podtrzymywaniem „czarnej legendy” podziemia zajmują się publicyści, a czasem historycy dawniej aktywni w tytułach reżimowych. Do tego grona dołączają osoby, którym tradycja oporu zbrojnego (insurekcyjna) źle się kojarzy i uważają, że po rozwiązaniu AK słuszniejszą drogą były działania o charakterze politycznym czy „praca u podstaw”. W rosnącym – zwłaszcza w młodym pokoleniu – pozytywnym micie zbrojnego powojennego podziemia upatrują oni, jak można sądzić, zagrożeń dla pozycji bohaterów spoza tego nurtu, których uważają za ważnych. W odbiorze społecznym mamy zaś do czynienia albo z osobami, które przesiąknęły komunistyczną propagandą (i czasem są tego nieświadome), albo z ludźmi, którzy przyjęli tezy o konieczności zaniechania oporu wraz z rozwiązaniem AK.

Istota zjawiska

W skali lokalnej duże znaczenie ma pochodzenie – dzieci funkcjonariuszy UB czy aktywistów partyjnych będą zazwyczaj radykalnymi przeciwnikami przywracania Wyklętych pamięci, bowiem jest to równoznaczne z ukazywaniem ich przodków jako trybików w komunistycznej machinie zła. Najbardziej skomplikowana jest jednak sytuacja osób, które z różnych względów uznają się za ofiary podziemia. Czasem nie wiedzą, że ich rodzice byli np. karani chłostą czy konfiskatą za współpracę z komunistycznym reżimem. Częściej nie ma to dla nich znaczenia, w ich pamięci zapisały się dramatyczne wspomnienia, że przyszli „leśni” i zrobili rodzinie krzywdę. Są też i tacy, których rodzice, dziadkowie czy dalsza rodzina cierpiała za pomoc udzieloną partyzantom. To także budzi czasem niechęć do całego zjawiska, bo przecież przyszli z lasu, zjedli coś i przespali się w stodole, a tata poszedł za to do więzienia.

Historycy obserwują też ciekawe zjawisko, np. na Mazowszu niektóre społeczności wiejskie będące tuż po wojnie silnym zapleczem dla podziemia niepodległościowego dzisiaj wyznają odwrócone wartości, głosząc radykalną krytykę powojennych działań partyzanckich. Postawy te są wzmacniane wciąż obecnym dążeniem do kryminalizacji podziemia, w którym kluczowym narzędziem jest słowo. Jeśli oddziały są nazywane „bandami”, akcje rekwizycyjne – „napadami”, akcje likwidacyjne – „zabójstwami”, to wiele więcej dla niszczenia obrazu podziemia nie trzeba robić… Żołnierzom Wyklętym zdarzało się popełniać pomyłki czy błądzić, czego dowodem jest to, że w niektórych oddziałach dowódcy niezwykle surowo karali za samowolne działania (a więc i za czyny o charakterze kryminalnym). Podstawową kwestią jest jednak to, by te przypadki nie przesłaniały obrazu ogólnego. Żołnierze powojennego podziemia walczyli o niepodległość utraconą w 1939 r., której nie dane nam było odzyskać po zakończeniu II wojny światowej. Ich miejsce jest w ciągu pokoleń walczących o wolność Polski.

 

Przeczytaj także

Warto odwiedzić