Gnieźnieńska katedra
Jednym z największych i najważniejszych grodów w państwie Mieszka I było Gniezno. Po piastowskim grodzie nie ma już dziś śladów, nawet archeologicznych, bo rozwinęło się na tym miejscu miasto.
Ale pozostała katedra, żywy świadek ponadtysiącletnich dziejów chrześcijaństwa w Polsce. Kiedy wchodzi się do katedry gnieźnieńskiej, to tak jakby wchodziło się do narodowego relikwiarza. Do środka zapraszają Drzwi Gnieźnieńskie, jedno z najcenniejszych dzieł romańskich tego typu w Europie, arcydzieło kunsztu odlewniczego, drzwi wykonane przez polskich mistrzów w drugiej połowie XII w. W 18 kwaterach zostały opowiedziane z dużą dozą realizmu koleje życia św. Wojciecha i jego męczeńskiej śmierci u pogańskich Prusów. Nie minęło jedno pokolenie od chrztu Mieszka I, kiedy w kraju Polan chrześcijaństwo zapuszczało dopiero słabe jeszcze korzonki, a już przybierało ono postać dzieła misyjnego, skierowanego do innych aniżeli słowiańskie plemion. I to dzieło misyjne przynosi w osobie praskiego biskupa pozostającego na emigracji w otoczeniu Bolesława Chrobrego owoc męczeństwa.
Wieść o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha odbiła się szerokim echem w Europie. Śmierć ta tak bardzo nobilitowała wstępującą na drogę chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej Polskę, iż sam cesarz Otton III postanowił udać się z pielgrzymką do grobu swego przyjaciela, Adalberta (Wojciecha), by się tam pomodlić. Co za szansa dla Polski! W 966 r. chrzest polańskiego księcia, dwa lata później osadzenie w Poznaniu pierwszego biskupa misyjnego dla Polan w osobie biskupa Jordana – pięć lat wcześniej aniżeli w Pradze, skąd przecież przybyli na Mieszkowy dwór pierwsi duchowni misyjni. Wreszcie śmierć św. Wojciecha w 977 r. i trzy lata później wyniesienie Gniezna do rangi arcybiskupstwa z podległymi mu trzema biskupami osadzonymi na katedrach w Krakowie, Wrocławiu i w Kołobrzegu (Praga w Czechach na swego arcybiskupa musiała czekać aż do 1344 r.). Na pierwszego arcybiskupa w Polsce został namaszczony przyrodni brat św. Wojciecha, Radzym Gaudenty. Jakież to wyniesienie dopiero co wychodzącej z pogaństwa Polski! A ta miała reprezentować całą Sclavinię, ojczyznę Słowian, jako stojącą w równym rzędzie z Romą, Galią i Germanią, jak to zostało przedstawione w jednej z miniatur monachijskiego Ewangeliarza zgodnie z wizją cesarza Ottona III o zjednoczonej na gruncie chrześcijaństwa Europie. A wszystko to już w X-XI wieku! Europa zjednoczona na fundamencie Ewangelii! I w jakimś stopniu dzięki męczeństwu św. Wojciecha.
Jego wspaniały relikwiarz w kształcie sarkofagu, cały ze srebra, wykonany w 1662 r. przez Piotra van der Rennena z Gdańska, wypełnia pod złoconym baldachimem całą przestrzeń w prezbiterium katedry. Baldachim imituje rzymską konfesję św. Piotra. Jest on wtórny, wcześniej bowiem, w 1480 r., stał w prezbiterium sarkofag z marmuru, arcydzieło polskiego gotyku, bluźnierczo zniszczony przez szwedzkich luteranów w roku 1656. Szczęśliwie zachowała się wierzchnia płyta grobowa, obecnie położona na nowej tumbie ustawionej na posadzce tuż za Wojciechową konfesją.
Najstarsze wątki katedry znajdują się w jej podziemiach. Bez archeologicznych wskazań laikowi trudno jest się odnaleźć w labiryncie murów pochodzących z różnych epok. W ich plątaninie zostało wyeksponowane miejsce grobowca Radzyma Gaudentego, ozdobione maleńkim relikwiarzem, który z cząstką kostki pierwszego arcybiskupa został tam umieszczony w ostatnim czasie.
Z chwilą przyjęcia chrztu przez Mieszka na miejscu przedchrześcijańskiego oratorium, należącego z całą pewnością do duchownych docierających do pogańskich Polan, przystąpiono do wznoszenia kościoła na planie liścia koniczyny. Świątynia ta z jakiegoś powodu długo nie przetrwała, skoro tuż po śmierci Mieszka I w 992 r. jego syn Bolesław Chrobry przystąpił do budowy kolejnej świątyni na tym samym miejscu, ale już opartej na planie prostokąta ubogaconego apsydą. Według słów niemieckiego kronikarza, Thietmara, ten trzeci kościół padł ofiarą pożaru w 1018 r., więc krótko po tej katastrofie władca przystąpił do wznoszenia nowej, bardziej solidnej i większej świątyni. Miała ona przestrzenną nawę, której bieg zamykała apsyda, po bokach dostawiono dwa pomieszczenia, jakby dwie nawy boczne, też zakończone dwiema mniejszymi apsydiolami. Od frontu dodano dwie wieże. Ten kościół, mocno podniszczony podczas najazdu Brzetysława w 1038 r., wprawdzie konsekrowany w 1064 r., pozostawał w budowie jeszcze za Władysława Hermana (zm. 1102). I dotrwał do roku 1331, kiedy spalili go Krzyżacy. To po tej katastrofie abp Jarosław Bogoria Skotnicki w 1342 r. zabrał się za budowę aktualnej katedry w stylu gotyckim. Pokonując rozliczne burze dziejowe (profanowana, przez Szwedów, przez okupantów niemieckich zamieniona na salę koncertową z portretem Adolfa Hitlera w miejscu usuniętego ołtarza), katedra przetrwała do końca II wojny światowej. W 1945 r. czerwonoarmiści, popisując się zręcznością w strzelaniu z dział, za cel obrali sobie wieże katedry. Te pod ostrzałem zawaliły się, rujnując wnętrze świątyni, a wzniecony pożar dopełnił zniszczeń. Dziś katedra znów stoi w całym swym blasku na przekór burzom dziejowym. Jak przestroga brzmią prorocze słowa św. Jana Pawła II, wypowiedziane podczas pielgrzymki papieża do Gniezna w 1997 r., a utrwalone na porfirowej płycie u stóp Wzgórza Lecha, zwieńczonego katedrą: Nie będzie jedności Europy, dopóki nie stanie się ona wspólnotą Ducha.