Tajemnica powołania - Mojżesz
Kiedy Mojżesz dorósł, poszedł odwiedzić swych rodaków i zobaczył, jak ciężko pracują. Ujrzał też Egipcjanina bijącego pewnego Hebrajczyka, jego rodaka. Rozejrzał się więc na wszystkie strony, a widząc, że nie ma nikogo, zabił Egipcjanina i ukrył go w piasku (Wj 2, 11-12).
W życiu każdego człowieka przychodzi czas na odkrycie swojego powołania, tego niepowtarzalnego śladu, który każdy dla niego przewidział. Objawienie Boże od samego początku mocno podkreśla prawdę, iż życie nasze nie jest ani szeregiem przypadków, jak skłonny jest uważać człowiek dzisiejszy, ani też nie rządzi nim nieubłagany los, jak sądziła starożytność. Jest ono natomiast owocem dialogu pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Powołanie zaś to pewien plan Boga dla konkretnego człowieka. A że Bóg jest Miłością, to i ten jest planem miłości. Wszakże ten zamysł Boga niewiele ma wspólnego z planami, jakie tworzą sobie ludzie na własne życie. My tworzymy sobie mniej czy bardziej arbitralne koncepcje i projekty, oparte na marzeniach, modach i zachętach ze strony innych. Zwykle mają one charakter życzeniowy i nie opierają się na głębokiej prawdzie o nas samych, bo przecież sami dla siebie jesteśmy tajemnicą.
Bóg tymczasem zna nas doskonale. Co więcej, jak mówi Pismo Święte, Pan wybrał nas i przewidział przed założeniem świata. Przewidział On nie tylko naszą historię, ale i prehistorię: to mianowicie, że zaistnieliśmy w konkretnym okresie historii, w konkretnym narodzie, w konkretnym miejscu na ziemi, w takiej, a nie innej rodzinie… Nasi rodzice pragnęli mieć dziecko – syna czy córkę. Bóg jednak chciał konkretnie właśnie nas. Ów dialog powołaniowy z Bogiem rozpoczął się dla każdego z nas daleko wcześniej niż obudziła się nasza świadomość i zaczęliśmy stopniowo brać swoje życie we własne ręce. Wtedy też zaczął się czas poszukiwań swojej drogi życiowej: na początku po omacku, a potem może coraz jaśniej.
Tak też było z Mojżeszem. Bóg wybrał go przed założeniem świata, wyznaczył czas w historii, przygotował rodzinę i narodzenie, przewidział ocalenie i pobyt na dworze faraona, aby zdobył potrzebne dla jego misji wykształcenie. Stał się bowiem jednym z najwybitniejszych ludzi tamtych czasów – wykształcony w całej mądrości Egiptu (por. Dz 7, 22), najbardziej rozwiniętego wówczas mocarstwa świata. Kiedy dorósł, Bóg wzbudził w nim pragnienie realizacji tej misji, czyli uwolnienia Izraela z niewoli egipskiej.
Na początku, tak jak w każdym z nas, to pragnienie Mojżesza było szlachetne, ale ślepe. Gdy zobaczył, jak pewien nadzorca egipski traktuje jego braci – Izraelitów – zabił go. Owszem, Bóg pragnął i przewidział to, by Mojżesz wyprowadził Izraelitów z Egiptu, ale nie z taką postawą Mojżesza i nie tymi metodami. Młody Mojżesz był zadufanym w sobie pyszałkiem i myślał, że wszystko osiągnie swą inteligencją i siłą. Jego „ja” było tak wielkie, że zasłaniało Boga. Dlatego Pan Bóg dał mu długą szkołę pokory. Musiał uciekać z Egiptu, stać się sługą swego pogańskiego teścia; i to przez 40 lat. Wszystko wydawało się przegrane: jego inteligencja i wykształcenie, jego wielkie pragnienia i zamiary. Został zwykłym pasterzem owiec, aż stał się – jak mówi Pismo – najpokorniejszym ze wszystkich ludzi, jacy żyli na ziemi (Lb 12, 3). Nic bowiem nie jest większą przeszkodą w odnalezieniu i wypełnieniu Bożego powołania niż pycha i nic nie jest mocniejszym jego fundamentem niż pokora. Największe dzieła Boże dokonują się przez najpokorniejszych.