Rupert Mayer – odważny kapłan w ponurych czasach hitleryzmu
Zasłabł podczas celebracji Eucharystii w dniu Wszystkich Świętych 1945 roku. Stracił mowę podczas głoszonego przez siebie kazania – nagle zatrzymał się na słowie „Pan!”, kilkakrotnie je powtórzył i osunął się.
W kilka godzin później zmarł w szpitalu. Bezpośrednią przyczyną jego śmierci był atak serca. Został beatyfikowany przez św. Jana Pawła II 3 maja 1987 r. Beatyfikacja odbyła się na wypełnionym po brzegi Stadionie Olimpijskim w Monachium. Papież powiedział wtedy: „Tam, gdzie Bóg i Jego prawa nie są honorowane, tam prawa człowieka są gwałcone”. Wspomnienie liturgiczne w Towarzystwie Jezusowym przypada 3 listopada. Niniejszy artykuł ukazał się w „Posłańcu Serca Jezusowego” IX 2005, s. 24-25
W tym roku (2005) obchodzimy 60. rocznicę śmierci niemieckiego jezuity, bł. o. Ruperta Mayera. Kilka miesięcy temu dostałem medal od zaprzyjaźnionego z polskimi jezuitami współbrata zakonnego, o. Karla A. Kreusera. Pragnąłem mieć relikwię tego błogosławionego i nie musiałem długo czekać, aby ją otrzymać w darze. Fotografię miejsca jego pochówku nadesłał mi jezuicki brat Michael Hainz, mówiący po polsku. Piękna zaś modlitwa bł. Ruperta przełożona została z języka niemieckiego przez mojego krakowskiego współbrata o. Roberta., i modlę się nią od czasu do czasu. Ma ona nie tylko piękny rym i rytm, ale uczy pełnienia na co dzień woli Bożej. Srebrny medal, który cieszy moje oko, jest już lekko spatynowany, bowiem został wytłoczony przed kilkoma laty z okazji beatyfikacji. Na jego awersie widnieje głowa zakonnika z wyraźnymi ostrymi rysami twarzy, dobrze podkreślającymi niezłomny charakter tego odważnego kapłana. Na rewersie medalu lśni fasada kościoła w Monachium, w którym spoczywają doczesne szczątki błogosławionego i gdzie jest szczególnie czczony. Upamiętniając beatyfikację, niemiecka poczta wydała w 1987 r. znaczek, na którym są przedstawieni nowi błogosławieni niemieccy: jezuita o. Mayer i karmelitanka Edyta Stein, męczennica z Auschwitz.
Błogosławiony Rupert Mayer stoi w szeregu tych osób, które dzielnie walczyły o prawdę i wolność z morderczą ideologią partii narodowosocjalistycznej nazistowskich Niemiec. Ten jezuita nie odznaczał się jakimiś szczególnymi talentami, ale z wielką odwagą w życiu codziennym głosił prawdę i miłował wolność w czasach, gdy innym zabrakło odwagi i sił, by kochać i napominać błądzących braci i błądzące siostry. Urodził się 23 I 1876 r. w Stuttgarcie, w zamożnej rodzinie kupieckiej jako drugi syn Ruperta Mayera i Emilii z domu Wörle. Studia odbył we Fryburgu, w Monachium i w Tybindze. Do seminarium wstąpił w Rottenburgu, a 2 V 1899 r. został wyświęcony na kapłana i pracował jako wikariusz w parafii. Do Towarzystwa Jezusowego wstąpił w 1900 r. , gdy już dojrzało w jego sercu pragnienie życia zakonnego. Austria miała stać się miejscem realizacji jego marzeń, ponieważ zakon jezuitów nie był uznawany w granicach Niemiec. Nowicjat odbył w austriackiej miejscowości Feldkirch. Po jego ukończeniu uzupełnił swoje wykształcenie teologiczne w Holandii, a następnie został socjuszem mistrza nowicjatu, a potem misjonarzem ludowym w Niemczech, w Austrii i w Szwajcarii. W 1912 r. został w Monachium duszpasterzem i opiekunem ludzi, którzy przybywali tu licznie w poszukiwaniu pracy i stawali się łatwym łupem wyzyskiwaczy. W tym mieście założył wraz z dwoma kapłanami Zgromadzenie Sióstr Świętej Rodziny, które oddawało się szczególnej posłudze wśród kobiet pracujących. Gdy wybuchła I wojna światowa, podjął obowiązki kapelana wojskowego. Wraz z VIII Dywizją Bawarską przemierzał Małopolskę oraz niektóre rejony Francji i Rumunii. Dla żołnierzy, zgodnie z ich słowami, był niby aniołem stróżem. Podczas działań wojennych został ciężko ranny i stracił lewą nogę. Za bohaterską posługę na froncie otrzymał Krzyż Żelazny pierwszego stopnia – najwyższe niemieckie odznaczenie wojskowe. Powrócił z wojny w listopadzie 1917 r. i podjął na nowo działalność duszpasterską w Monachium. Głosił kazania i spowiadał w kościele św. Michała. Niestrudzenie apostołował pośród najuboższych. Hitlera poznał osobiście w 1919 r. i ocenił go jako wyjątkowego mówcę i podżegacza, który nie przywiązuje zbytniej wagi do prawdy. Od tego czasu zdecydowanie ostrzegał przed ruchem narodowosocjalistycznym i ukazywał jego antychrześcijańskie korzenie. Czynił to nie w ukryciu, lecz z narażaniem siebie na represje, gdy zabierał krytyczny głos bezpośrednio na zgromadzeniach NSDAP, piętnując niesprawiedliwą ideologię. W roku 1921 został kapelanem męskiej Sodalicji Mariańskiej. Jego oddana praca w szybkim czasie zaowocowała niemalże potrojeniem liczby członków tej Kongregacji. Na wiosnę 1923 r. w Bürgerbraukeller zabrał głos z mównicy, na którą wszedł witany gromkimi brawami, bowiem zebranym wydawało się, że pozyskali dla swej sprawy znanego zacnego kapłana. On wówczas oświadczył: Zbyt wcześnie otrzymałem oklaski, ponieważ powiem wam od razu jasno, że niemiecki katolik nie może być nigdy narodowym socjalistą. Dla niego było jasne, że wielkie jest zagrożenie, gdy manipuluje się narodem i w kluczu ideologicznym tłumaczy mu się, co mu szkodzi, a co niby służy jego dobru. Swoją wypowiedzią tak zbulwersował zebraną publiczność, że służba porządkowa musiała ochraniać go, by mógł opuścić salę obrad.
Od roku 1925 rozpoczął celebrację niedzielnej porannej liturgii mszalnej, sprawowanej dla podróżnych w jednej z sal dworca kolejowego w Monachium, a później przez cały dzień głosił kazania. Była to inicjatywa w skali roku ponad 70 tysięcy wiernych. Niestety zakończona została stanowczym zakazem odprawiania w tym miejscu Mszy świętej.
Gdy w 1933 r. Hitler doszedł do władzy, konflikt o. Ruperta z narodowym socjalizmem bardzo się pogłębił, bowiem reżim coraz śmielej objawiał swe tyrańskie oblicze. W narodzie z rozbudzonymi złymi ideami on, postawny mężczyzna o szlachetnym sercu odważnie przeciwstawiał się narodowemu socjalizmowi, broniąc wolności Kościoła, wiary chrześcijańskiej i praw prześladowanych. W swoich kazaniach odważnie potępiał łamanie praw Kościoła i gwałcenie ludzkich sumień przez presję ideologiczną, przymus i szantaż, stosowane do realizacji brudnych celów politycznych i ideowych partii nazistowskiej. Ten kulawy apostoł – jak go nazywano – długo był solą w oku hitlerowskich władz. Wydano mu zakaz głoszenia kazań, ale nie mógł go zaakceptować, bowiem uważał, że broni słusznej sprawy z racji motywów religijnych i humanitarnych. W dodatku dla niego jako zakonnika ważny był głos jego przełożonych, którzy popierali go i zostawili mu wolny wybór w podejmowaniu decyzji. Co powinien robić, on doskonale wiedział, ważne było świadectwo wiary, a nie nakaz partii czy zakaz gestapo. W swej odważnej decyzji czuł duchowe wsparcie wielu wiernych i miejscowego kardynała Michaela Faulhabera.
Po raz pierwszy został na krótko aresztowany w 1937 r., ale wykonanie kary czasowo odroczono, licząc się z jego wielką popularnością. Na prośbę przełożonych przestał głosić kazania, ale gdy tylko posłyszał opinię Gauleitera, że kapłanów wystarczy postraszyć więzieniem, to zaprzestaną swej działalności wywrotowej, odważnie znów stanął na ambonie i przepowiadał Ewangelię i sprawiedliwość. Po odmowie zaprzestania głoszenia kazań został ponownie aresztowany 5 I 1938 r., a w rok później zesłany do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu koło Berlina. Tam jego zdrowie uległo nagłemu pogorszeniu i hitlerowcy z obawy, że umrze i jako męczennik przejdzie do historii, zwolnili go z obozu w 1940 r. W tym też roku został internowany w benedyktyńskim opactwie w Ettal, w południowej Bawarii. Przebywał tam oddany modlitwie aż do roku 1945. Smuciło go to, że jego internowanie było lepsze niż los wielu jego rodaków znoszących śmiercionośne naloty i terror własnego państwa. Gdy do Ettal wkroczyły wojska amerykańskie, niosąc oswobodzenie, a wojna dobiegała końca, powrócił do Monachium i znów podjął gorliwe duszpasterzowanie, nawołując do pojednania i zaprzestania wzajemnych osądów. Sił mu jednak ubywało i wkrótce umarł podczas celebracji Eucharystii w dniu Wszystkich Świętych 1945 r. Śmierć zastała go, gdy głosił kazanie i wymawiał słowa: Panie… Panie…
Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym podczas swej wizyty w RFN w dniu 3 V 1987 r. Odbyło się to na wypełnionym po brzegi Stadionie Olimpijskim w Monachium.
Błogosławiony miał wielkie pragnienie uchronienia ludzi od zła i swoją odważną postawą przeciwstawił się nazistowskim Niemcom, które sprowadziły tyle cierpienia i zła na całą ludzkość. Gdyby posłuchano jego głosu, jakże inaczej wyglądałyby Europa i los wielu milionów ludzi.
Ojciec Mayer był człowiekiem wielkiego serca, a jego zaangażowanie duszpasterskie rodziło się z oddania Bożemu Sercu. Dlatego wydaje się słusznym, aby uczcić jego pamięć i w naszym kraju, i aby jego figura stanęła w jezuickiej Bazylice Serca Jezusowego w Krakowie na jednym z filarów przygotowanych dla świętych miłujących Boga i człowieka. Niech ta prezentacja życia i świadectwa bł. Ruperta stanie się zaczynem do podjęcia refleksji nad godnym uhonorowaniem pamięci współczesnego błogosławionego. Może znajdą się ludzie i instytucje, które podejmą tę ideę i wesprą ją materialnie. Tak kiedyś bowiem powstała ta świątynia , bo czciciele Serca Jezusowego i czytelnicy PSJ wsparli jej budowę. A może kiedyś obok bł. Mayera na pustych konsolach staną figury innych współczesnych świętych i błogosławionych?