Nie wstydźmy się Boga prosić

21 gru 2020
Papież Franciszek
 

Przez modlitwę prośby wyrażamy świadomość naszego związku z Bogiem - przypomniał papież Franciszek (09. XII. 2020) kontynuując cykl katechez o modlitwie.

Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!

Kontynuujemy nasze katechezy o modlitwie. Modlitwa chrześcijańska jest w pełni ludzka. Modlimy się jako osoby ludzkie, tym czym jesteśmy. Obejmuje uwielbienie i błaganie. Istotnie, kiedy Jezus nauczał swoich uczniów modlitwy, uczynił to poprzez „Ojcze nasz”, abyśmy stawali przed Bogiem w relacji synowskiej ufności i kierowali do Niego wszystkie nasze prośby. Błagamy Boga o najwznioślejsze dary: uświęcenie Jego imienia pośród ludzi, nadejście Jego panowania, spełnienie Jego woli dobra w stosunku do świata. Katechizm nam przypomina: „Istnieje hierarchia próśb: najpierw Królestwo, następnie to, co jest konieczne, by je przyjąć i współdziałać w jego przyjściu” (n. 2632). Ale w „Ojcze nasz” modlimy się także o najprostsze i codzienne dary, takie jak „chleb powszedni” - co oznacza również zdrowie, dom, pracę, rzeczy dnia powszedniego: ponadto Eucharystię, niezbędną do życia w Chrystusie; – podobnie jak modlimy się o przebaczenie grzechów, będący czymś codziennym, bo zawsze potrzebujemy przebaczenia, a więc pokoju w naszych relacjach; i wreszcie, aby pomógł nam, gdy jesteśmy kuszeni i uwolnił nas od zła.

Proszenie, błaganie - to bardzo ludzkie. Posłuchajmy jeszcze raz Katechizmu: „Przez modlitwę prośby wyrażamy świadomość naszego związku z Bogiem: jako stworzenia nie decydujemy o naszym początku, nie jesteśmy panami naszego losu; nie stanowimy sami dla siebie celu; ponadto jako chrześcijanie wiemy, że - będąc ludźmi grzesznymi - odwracamy się od naszego Ojca. Prośba jest już powrotem do Niego” (n. 2629). Jeśli ktoś czuje się źle, bo popełnił złe rzeczy, jest grzesznikiem, to odmawiając „Ojcze nasz”, już zbliża się do Pana.

Czasami możemy sądzić, że niczego nam nie potrzeba, że wystarczamy sami sobie i że żyjemy w całkowitej samowystarczalności. Czasami tak się dzieje. Człowiek jest wezwaniem, które czasami staje się krzykiem, często powstrzymywanym. Dusza przypomina jałową, spragnioną ziemię, jak mówi psalm (por. Ps 63, 2). Wszyscy doświadczamy, w tym czy innym momencie naszego istnienia okresu melancholii, samotności. Biblia nie wstydzi się ukazywać ludzkiej kondycji naznaczonej chorobą, niesprawiedliwością, zdradą przyjaciół czy zagrożeniem ze strony wrogów. Czasami wydaje się, że wszystko się rozpadnie, że dotychczasowe życie było daremne. W tych pozornie beznadziejnych sytuacjach jest tylko jedno wyjście: wołanie, modlitwa: „Panie, pomóż mi!”. Modlitwa otwiera przebłyski światła w najgęstszych mrokach. „Panie, pomóż mi!” – a to otwiera drogę.

My, istoty ludzkie, dzielimy to wezwanie o pomoc z całym stworzeniem. Nie jesteśmy jedynymi, którzy „modlą się” w tym bezgranicznym wszechświecie: każdy fragment stworzenia niesie wpisane w sobie pragnienie Boga. A święty Paweł wyraził to właśnie w następujący sposób: „Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy” (Rz 8, 22-23) – jakie to piękne!. Rozbrzmiewa w nas wielopostaciowy jęk stworzeń: drzew, skał, zwierząt... Wszystko tęskni za jakimiś spełnieniem. Tertulian pisał: „Modlą się wszyscy aniołowie i całe stworzenie, modlą się stada i dzikie zwierzęta zginając swoje kolana. Wszystko, co wychodzi ze stajni i wypełza z nor, nie podnosi bezużytecznie swoich paszcz ku niebu, lecz modli się wydając dźwięki sobie właściwe. Nawet i ptaki powstające ze snu wznoszą się ku niebu i rozkładając na krzyż skrzydła zamiast rąk, mówią coś, co wydaje się modlitwą” (Traktat o modlitwie, 29). Jest to wyrażenie poetyckie, by skomentować to, co mówi święty Paweł, iż całe stworzenie jęczy i wzdycha. Ale jesteśmy jedynymi, którzy modlą się świadomie, wiedząc, że zwracamy się do Ojca, że nawiązujemy dialog z Ojcem.

Dlatego nie powinniśmy się gorszyć, jeśli odczuwamy potrzebę modlitwy, nie powinniśmy się wstydzić, zwłaszcza gdy jesteśmy w potrzebie, trzeba prosić. Jezus mówiąc o człowieku nieuczciwym, który miał się rozliczyć przed swoim panem mówi: „żebrać się wstydzę”. A wielu z nas się wstydzi, wstydzimy się prosić, prosić o pomoc, prosić kogoś, kto pomógł by nam osiągnąć dany cel, a także wstydzimy się prosić Boga. Nie wstydźmy się modlitwy. „Panie, tego potrzebuję, przeżywam taką trudność…pomóż mi!” – wznosimy wołanie wypływające z serca, ku Bogu, który jest Ojcem. Trzeba też to czynić w chwilach szczęśliwych, a nie tylko złych. Dziękować Bogu za wszystko, co jest nam dane, i nie brać niczego za pewnik czy za należne: wszystko jest łaską – tego musimy się nauczyć. Pan nieustannie nam daje, zawsze i wszystko jest łaską. Łaską Boga. Nie tłummy jednak błagania, które rodzi się w nas spontanicznie. Modlitwa prośby idzie w parze z akceptacją naszego ograniczenia i faktu że jesteśmy stworzeniem. Można nawet nie wierzyć w Boga, ale trudno nie wierzyć w modlitwę: po prostu istnieje; ukazuje się nam jako wołanie; i wszyscy mamy do czynienia z tym wewnętrznym głosem, który może długo milczeć, ale pewnego dnia budzi się i krzyczy.

Bracia i siostry, wiemy, że Bóg odpowie. W Księdze Psalmów nie ma żadnego modlącego się człowieka, który wznosząc swoją skargę nie zostałby wysłuchany. Bóg zawsze odpowiada: uczyni to dziś, jutro, ale zawsze odpowiada. W ten czy inny sposób, zawsze odpowiada. Biblia powtarza to nieskończoną ilość razy: Bóg słyszy wołanie tych, którzy go wzywają. Także nasze prośby wymamrotane, te które pozostały w głębi serca, również te, które wstydzimy się wyrazić. Ojciec ich wysłuchuje i chce nam dać swojego Ducha Świętego, który ożywia każdą modlitwę i przekształca wszystko. Bracia i siostry, modlitwa to zawsze kwestia cierpliwości, trwania w oczekiwaniu. Obecnie przeżywamy czas Adwentu, typowy okres oczekiwania, oczekiwania na Boże Narodzenie. Przeżywamy oczekiwanie. Dobrze to widać. Ale całe nasze życie jest oczekiwaniem, a modlitwa jest zawsze w oczekiwaniu, bo wiemy, że Pan odpowie. Nawet śmierć drży, gdy chrześcijanin się modli, bo wie, że każdy modlący się ma silniejszego sojusznika niż ona: Zmartwychwstałego Pana. Śmierć już została pokonana w Chrystusie i nadejdzie dzień, w którym wszystko będzie ostateczne, a ona nie będzie już kpić z naszego życia i z naszego szczęścia. Uczmy się trwać w oczekiwaniu, w oczekiwaniu na Pana. Pan przychodzi, aby nas nawiedzić. Nie tylko z okazji wielkich świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocy, ale Pan nawiedza nas każdego dnia w głębi naszego serca, jeśli oczekujemy. A wiele razy nie zdajemy sobie sprawy, że Pan jest blisko że puka do naszych drzwi i pozwalamy, by poszedł dalej. „Boję się, że Jezus przejdzie i że Go nie rozpoznam” – powiada św. Augustyn. A Pan przychodzi, puka, ale jeśli twoje uszy są pełne innych zgiełków, to nie usłyszysz wezwania Pana. Bracia i siostry, trwać w oczekiwaniu – oto jest modlitwa.

 

Warto odwiedzić