Modlitwa musi być moja
Tytuł naszej drugiej rozmowy może nieco zaskoczyć. No bo niby jak moja modlitwa mogłaby być nie moja? A tak jednak nieraz bywa. Bierzemy do ręki książeczkę do nabożeństwa. Próbujemy znaleźć odpowiadającą nam modlitwę. I tu pojawia się trudność. Tak, są modlitwy, które weszły nam w krew, jak Ojcze nasz lub Zdrowaś Maryjo, lecz jak wiele modlitw nam nie odpowiada. Są one dla mnie zbyt wzniosłe, ich język jest dziwnie uroczysty, a może po prostu nie odpowiadają one mojej sytuacji, mojemu nastrojowi. Ta modlitwa, choć może piękna, nie może się stać akurat w tej chwili – a może i w ogóle – moją modlitwą.
Mówiliśmy już, że modlitwa jest rozmową. Rozmawiają dwie osoby: Bóg i ja. Jeżeli to ma być prawdziwa rozmowa, musi być szczera,w przeciwnym razie nie będzie ona prowadzić do porozumienia, do wzajemnego zbliżenia dwóch osób: Boga i mnie.
Wiemy, jak często prowadzimy z drugim człowiekiem tak zwaną rozmowę towarzyską, „zabawę” polegającą na wymianie zdań, poglądów, które nawet nie zawsze są moimi. Czasami taka zabawa jest interesująca, może i być pasjonująca. Tak często wtedy – jak aktorzy na scenie – gramy, wcielamy się w inną osobę. Jest się życzliwym i grzecznym, choć się kogoś nie cierpi. Udaje się mądrzejszego – a czasami głupszego – niż się jest naprawdę. Czasami ma się jakieś ukryte cele. Gra toczy się o coś. Dobrze, ale przecież taki rodzaj rozmowy nie może mieć nic wspólnego z modlitwą. A jednak! Postawmy sobie pytanie, czy na modlitwie jesteśmy całkowicie szczerzy, czy jesteśmy sobą.
Wracając do poprzedniej rozmowy, zgodziliśmy się, że modlitwa to rozmowa z Ojcem. Ale w życiu człowieka stosunek do Ojca może być rozmaity. Każdy z nas ma swojego ojca. Stosunki z nim bywają lub były różne. Dobry ojciec, zły ojciec – sprawa jednak nie jest wcale tak prosta, bo mój stosunek do ojca – do matki – do drugiego człowieka nie jest uwarunkowany jedynie przez niego. Nieraz mówimy sobie: gdyby on był inny. Nie przychodzi nam do głowy, że to właśnie z nami jest coś nie w porządku. Nie jest szczery, bo stawiam sobie własne cele, do których dążę, a które przez innego człowieka nie są uznawane.
Nieraz dopiero po latach widzimy jakże słusznie. Prowadzimy pewną grę. Żądamy szczerości, otwartości, zrozumienia – a sami tego odmawiamy drugiemu człowiekowi.
I znowu pytanie: a co to ma wspólnego z modlitwą? Ma, bo na modlitwie nie zawsze jesteśmy w pełni szczerzy wobec Ojca, bo nieraz gramy.
Bóg jest najlepszym Ojcem, to znaczy pragnącym naprawdę naszego dobra. Jeśli Bóg od nas czegoś żąda, to tylko w naszym własnym interesie. Żąda nieraz bardzo wiele. Dlaczego? Bo z Bogiem można żyć tylko w prawdzie. Bóg jest najlepszym Ojcem, nie jest jednak pobłażliwym tatusiem. Bóg żąda od człowieka prawdziwej miłości, a nie udawania. Stąd gdy stajemy przed Nim, musimy być w pełni szczerzy, w pełni sobą. Jeśli jestem łajdakiem, muszę stanąć przed Nim, jako taki, wiedząc zarazem, że On nie przymknie oczu na moje łajdactwa czy na moje małe kłamstwa. Z Bogiem nie ma kompromisu. Musimy zrozumieć, że Bóg jest bezkompromisową miłością, miłoscią w pełnej prawdzie.
Czy to znaczy, że tylko święci mogą mówić z Bogiem? Nie. Przypomnijmy sobie przypowieść o faryzeuszu i celniku w świątyni (Łk 18, 9-14). Faryzeusz, żyjąc prawdopodobnie względnie przyzwoicie, grał świętego. Celnik nim na pewno nie był, ale wiedział, że grzeszył, bił się w piersi – i to właśnie jego modlitwę pochwalił Chrystus, bo była szczera, bo stawał wobec Boga takim, jakim był. A to właśnie jest ważne.
Modląc się, rozmawiając z Bogiem – muszę być sobą i muszę zarazem starać się zrozumieć Boga, Ojca, który mnie nieskończenie kocha i właśnie dlatego wiele ode mnie wymaga. Moja modlitwa dlatego często nie jest moją prawdziwą modlitwą, ponieważ mój stosunek do Boga jest zafałszowany. Różnie się rozwija stosunek człowieka do Boga, ale jeśli ma on być prawdziwy, musi być szczery. Stąd szczera musi być rozmowa z Bogiem, musi to być moja modlitwa rodząca się z mojego serca, a nie układana na pewną okoliczność - jak nie całkiem szczere życzenia na dzień imienin.
Nie wolno się zafałszowywać w żadną stronę. Jeśli szczerze kochasz Boga, nie graj „celnika”, jeśli jesteś grzeszny, proś o miłosierdzie, jeśli jesteś letni i leniwy, proś o pomoc w odmianie. To takie stereotypowe przykłady. Bo sytuacja każdego z nas jest sytuacją jedyną i z tej sytuacji winna się zrodzić moja modlitwa, modlitwa szukającego lub wierzącego, modlitwa chrześcijanina od niedzieli i takiego, który się stara nim być codziennie, w każdej chwili. Nie wolno nam nigdy zapominać o tym, że Bóg chce przede wszystkim mojego serca i że tak długo nie da mi spokoju, dopóki Mu go wreszcie nie otworzę. Ta sprawa leży u podstaw każdej mojej rozmowy z Bogiem, bo o to właśnie Mu chodzi i nigdy nie zgodzi się na to, bym ja tę sprawę pomijał.
Na modlitwie musimy się starać przede wszystkim o dogadanie się z Panem Bogiem. Dogadanie, to porozumienie, a więc zrozumienie sprawy, o którą chodzi. Nie trzeba się obawiać tego, że Bóg mnie nie zrozumie, że pominie moje sprawy. Właśnie ja muszę się ustawicznie starać o to, by patrzeć na każdą sprawę oczami wiary, czyli oczami Boga, a to właśnie nie jest łatwe. Znowu tak trudno nam spojrzeć w prawdzie – bez przesady – przede wszystkim na samych siebie. Pamiętajmy jednak, że Bóg nie wymaga rzeczy niemożliwych. Czeka tylko na to, byśmy się dla Niego otwarli, byśmy Mu w pełni zaufali, byśmy wiedzieli, że na pewno nam pomoże, jeśli tylko okażemy dobrą wolę z naszej strony.
Tak wygląda sprawa naszego prawdziwego nawiązania kontaktu z Panem Bogiem i naszej modlitwy – szczerej, bezpośredniej, pozwalającej na spotkanie z Bogiem, w którym nie ma niedomówień, bo wszystko przed Nim otwieramy i przyjmujemy Go takim, jakim jest. Dajemy Mu się prowadzić.