Czym jest modlitwa?
Czy mogę się zawsze modlić? Można do tych słów Chrystusa ustosunkować się jako do żądania, które nie sposób zrealizować.
Ale można próbować, a wówczas się okazuje, że przecież wszystko jest modlitwą – wszystko może nią być.
Doprawdy, jest jakaś modlitwa wszystkich rzeczy. Jeżeli człowiek zastanowi się nad tym zdaniem Chrystusa, to je odkrywa: wszystkie rzeczy jakoś się modlą. Modli się przyroda całym swoim istnieniem; modlą się dzieła rąk ludzkich, chociaż ta ich modlitwa jest czymś już bardziej pośrednim; modli się także i natura człowieka. Tylko że ta modlitwa wszystkich rzeczy jest niewyrażona! Niesformułowana! Chodzi o to, żeby człowiek ją sformułował – właśnie wtedy, kiedy z tymi wszystkimi rzeczami wchodzi w kontakt. I to można odczuć. Jeżeli to się odkryje, odkrywa się obecność Boga wszędzie – i wtedy już żądanie Chrystusa staje się nam bliskie.
Modlimy się poprzez wszystko. Nie ma sprawy w naszym życiu, nie ma zajęcia, nie ma wysiłku, którego niepodobna byłoby uczynić modlitwą. To jest funkcja rosnącej w nas dojrzałości chrześcijańskiej – dojrzałości serca, dojrzałości modlitwy. Dojrzałość chrześcijańska to jest dojrzałość modlitwy. Czym jest modlitwa? W istocie swojej modlitwa jest rozmową. A my ją zbyt często traktujemy jako jednostronne przemówienie. Ja do Ciebie przemawiam: Mówię do Ciebie, który jesteś w niebie. Modlitwa jest rozmową. To znaczy, że nie tylko my mówimy, ale także i On. I w ten sposób trzeba się modlić, ażeby On mógł nam coś powiedzieć. Otóż to właśnie wymaga dojrzałości – dojrzałości modlitwy. Bo my Boga często zasypujemy naszymi pretensjami, prośbami, żalami – czasem zupełnie drobiazgowymi – i nie pozwalamy Mu się odezwać! Stawiamy Go wobec jakichś alternatyw: albo-albo. A On musi milczeć!
Tymczasem modlitwa jest rozmową. Może nie trzeba tyle mówić i tylu pretensjami Boga zarzucać, ale po prostu posłuchać: co On chce mi powiedzieć? Bo może pod tymi wszystkimi moimi słowami, pretensjami, żalami jest jakaś jedna sprawa, którą On chce wydobyć i pokazać palcem! I to jest moment! Moment, który czasem decyduje o całym życiu! Bo jeżeli On mówi do mnie, to mówi po to, ażebym stał się lepszym człowiekiem, podobniejszym do Niego. Przecież ja jestem – w założeniu – do Niego podobny, stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Więc trzeba się stale modlić – mówi Chrystus – i nigdy nie ustawać. A modlitwa nasza musi być rozmową z Nim. Może przybierać różne formy zewnętrzne, tak jak to potrafimy. Niech to będzie modlitwa ustna, czasem jakaś refleksja głębsza, religijna – wtedy przestańmy mówić: módlmy się myślą. Niech to będzie modlitwa liturgii. Niech nasz udział we Mszy świętej nie będzie tylko biernym przypatrywaniem się. Włączmy się w to, co mówi Kościół. (Zresztą jest tendencja do tego, ażeby się włączyć w to, co mówi Kościół. Jest ruch liturgiczny, potrzeba mszalików, potrzeba Mszy świętych wspólnych, recytowanych – to wszystko dowodzi jakiegoś pogłębienia religijnego). W każdym razie nie może być mowy o spotkaniu się z żywym Bogiem, o zrozumieniu tego, czym jest religia od strony Boga, bez modlitwy. To jest zupełnie niemożliwe.