Święci są wśród nas - Rozalia Celakówna
Jakże bardzo różni otaczają nas ludzie: zwykli, prości, uczeni, politycy, dyplomaci, wielcy społecznicy, ale także święci. I dziś jest wśród nas wielu zwykłych szarych ludzi kochających Boga do szaleństwa. Do nich możemy z całą pewnością zaliczyć wiejską ubogą dziewczynę – pielęgniarkę na oddziale dermatologicznym w Szpitalu św. Łazarza w Krakowie – Rozalię Celak. Nic byśmy o niej nie wiedzieli, gdyby nie jej ostatni spowiednicy: o. Władysław Całka CSsR i o. Zygmunt Dobrzycki OSPPE, którzy pod posłuszeństwem nakazali jej spisywać przeżycia wewnętrzne. Przechowali je mimo jej nieustannych próśb, by je zniszczyć, bo pragnęła być całkowicie nieznaną i zapomnianą.
Dziecko rozmiłowane w Panu Jezusie
Po dziewiętnastu miesiącach od zawarcia małżeństwa przez Tomasza i Joannę Celak, w 1901 r. przyszła na świat pierwsza z ich ośmiorga dzieci – córka Rozalia. Lata dziecięce mimo biedy panującej w Galicji i jej rodzinnej miejscowości Jachówce przeżyła stosunkowo spokojnie. Rozalia miała wspaniałą matkę. Szczególnie głęboko utkwiło dziewczynce pouczenie matki, że z Panem Jezusem można rozmawiać w kościele tak samo, jak za czasów Jego życia ziemskiego, tylko że nie można Go widzieć, ponieważ jest ukryty pod postaciami sakramentalnymi. W związku z tym Rozalia chciała być jak najczęściej w kościele, by adorować Pana Jezusa ukrytego pod postacią chleba.
Pierwsza Komunia święta była dla Rozalii wielkim wydarzeniem. Przyjęła ją 11 maja 1911 r. w kościele parafialnym w Bieńkówce. Gdy tego dnia modliła się z wielkim skupieniem, wydawało jej się, jakby Jezus mówił do niej: Dziecko Moje, proś Mnie teraz, o co chcesz. Więc prosiła Pana Jezusa, by Go nigdy ani cieniem grzechu dobrowolnego nie obraziła, by Mu była wierną do końca swojego życia, a gdyby kiedyś w przyszłości miała Go grzechami zasmucić, błagała, by Jezus zaradził już teraz temu i pozwolił jej raczej umrzeć.
W 16. roku życia Rozalia przyjęła z rąk księcia biskupa krakowskiego Adama Stefana Sapiehy sakrament bierzmowania. W tymże roku z własnej inicjatywy złożyła prywatny ślub czystości przed figurą Matki Bożej Niepokalanej w kościele w Bieńkówce (w Jachówce jeszcze kościoła nie było).
Modląc się w samotności, Rozalia kilka razy słyszała wezwanie: Dziecko, twoje serce może zaspokoić tylko Bóg. Stworzenia ci nie wystarczą, ich miłość jest bardzo niedoskonała, twoje serce może napełnić miłością tylko Bóg. Gdy Mi się oddasz bez zastrzeżeń, będziesz żyć w spokoju, bo dam ci wolność prawdziwych dzieci Bożych.
Na drodze przeżyć mistycznych
Rozalia starała się jak najwierniej odwzajemniać Bożą miłość, choć nie działo się to nieraz bez dużych wyrzeczeń, a nawet cierpień z powodu przeżywanej często oschłości. Odczuwała i widziała swą nędzę, wady i uchybienia. Pragnęła kochać Jezusa ponad wszystko. Zdawała sobie jednak sprawę, że obecna jej miłość nie dorównuje żywionym w duszy pragnieniom. Nieraz płakała, bolało ją, że jest taka niedobra, że pomimo tylu otrzymanych łask, dostrzega ciągle mały postęp duchowy.
Z nocy zmysłów Jezus przeprowadzał Rozalię w noc ducha, w noc ciemną. Wówczas powoli z jej widnokręgu usuwał się Bóg. Pozostawił ją w takich ciemnościach, że żaden ludzki rozum nie może tego odtworzyć. Towarzyszyły jej okropne ciemności, poczucie odrzucenia od Boga, rozpacz, wzgarda od ludzi. Zdawało się jej, że jest zostawiona samej sobie, czuła nad sobą jakby zagniewaną rękę Bożą. Była pozbawiona świadomości, czy w różnych pokusach nie zezwoliła na grzech. Zdało się jej, że z każdą godziną stacza się w przepaść piekielną. Chwilami z przerażenia ogarniały ją mdłości, jakby rodzaj konania. W takich chwilach rzucała się na kolana, błagając Boga o miłosierdzie, lecz słyszała szatański głos: Dla ciebie nie ma miłosierdzia. Już wybiła godzina zatracenia. Należysz do dusz odrzuconych na zawsze od Boga. Bóg cię potępił. Zbrodnie twoje nie mogą być odpuszczone itp. W takich chwilach traciła przytomność, śmiertelny pot oblewał jej ciało, jej uszu dolatywał szept: Potępiona jesteś, nic ci już nie pomoże.
Przez cały czas tych trudnych przeżyć Rozalia nie znajdowała zrozumienia u żadnego spowiednika. Modliła się jedynie z wielkim zaufaniem do Matki Najświętszej, by jej wyjednała łaskę nawrócenia. Szczere i głębokie zaufanie do Maryi było jedynym ratunkiem dla Rozalii w tych bardzo trudnych doświadczeniach duchowych. Miłość do Matki Najświętszej, podobnie jak do Najświętszego Sakramentu oraz umiłowanie krzyża było szczególną cechą w całym jej życiu.
Za głosem powołania
W 1924 r., mając lat 23 i rozeznając wyraźnie wolę Bożą, Rozalia opuściła dom rodzinny. Przybyła do Krakowa, aby zostać karmelitanką, ale karmele były przepełnione. Musiała więc czekać i szukać pracy. Znalazła ją w Szpitalu św. Łazarza na oddziale chirurgicznym, ale wkrótce przeniesiono ją na oddział chorób skórno-wenerycznych. W pierwszym dniu pobytu wśród chorych na tym oddziale Rozalia usłyszała na modlitwie słowa, które oznajmił jej wewnętrzny głos, że w szpitalu jest miejsce dla niej z Bożej woli przeznaczone.
Rozalia nigdy jednak nie była pewna swoich doznań wewnętrznych, dopóki nie otrzymała potwierdzenia ich słuszności ze strony spowiednika.
W 1927 r. Rozalia ciągle niespokojna i zatroskana o pełnienie woli Bożej, za radą ks. prałata Jana Kantego Tobiasiewicza, wstąpiła do klasztoru Sióstr Klarysek w Krakowie. Gdy przekraczała próg klauzury, wewnętrzny głos oznajmił jej, że nie tu jest jej miejsce. Mimo wszystko starała się bardzo wiernie wypełniać zakonne obowiązki. Nie trwało to jednak zbyt długo. Na skutek poważnej choroby musiała opuścić klasztor, ale nie chciała już myśleć o powrocie do szpitala. Jednakże ks. Tobiasiewicz pod posłuszeństwem nakazał jej powrót do szpitala.
Ile kosztował Rozalię powrót do szpitala, o tym – jak sama mówiła – wiedział tylko Bóg. Ludzie obwiniali ją za opuszczenie klasztoru. Gorszyli się z tego powodu bardzo. Gdy jej robiono wyrzuty, Rozalia zwracała swój wzrok na Pana Jezusa na krzyżu i cieszyła się w duchu, że może dla Niego cierpieć i stać się do Niego podobną. Pan Jezus dał jej tę łaskę, że nie utraciła spokoju duszy i wewnętrznej równowagi.
Nie klasztor, lecz szpital
W 1926 r. Rozalia mieszkała przez pewien czas w szpitalu. Nad ranem w uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego miała wizję, zobaczyła Pana Jezusa wykonującego razem z nią każdy czyn nawet najpospolitszy, jak sprzątanie, zamiatanie itp. W pewnym momencie Pan Jezus zbliżył się do niej i powiedział: Moje dziecko, w tym miejscu jesteś z Mej woli. Ja tak kierowałem twym życiem, że tu cię przyprowadziłem. Ja wyprowadziłem cię z domu rodzinnego. Nie dałem ci zadowolenia wewnętrznego nigdzie. Tutaj będziesz mieć prawdziwe zadowolenie wewnętrzne i cieszyć się będziesz swobodą, bo jesteś na właściwym miejscu. Moje dziecko, masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane; taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. Ja cię będę krzyżował, upokarzał, tak z tobą będę się obchodził, bo mam względem twej duszy pewne zamiary, ale by one się w tobie urzeczywistniły, musisz być wierną Mej łasce w każdej rzeczy. Jednocześnie Pan Jezus polecił jej pozostać w szpitalu, przyjąć wszelkie cierpienie w intencji tych upadłych dusz, celem ich nawrócenia.
Obowiązki swe, niekiedy bardzo ciężkie i wprost wstrętne, spełniała Rozalia zawsze sumiennie, angażując wszystkie swoje siły i umiejętności. Do pracy stawiała się zawsze punktualnie; zazwyczaj przychodziła przed czasem. W obejściu była ze wszystkimi bardzo delikatna i skromna, a przy tym stanowcza. Do chorych podchodziła z nastawieniem apostolskim, starając się dobrocią i życzliwą zachętą sprowadzić tych biednych ludzi ze złej drogi, wpłynąć na ich szczere i trwałe nawrócenie. Podczas jej dyżurów przez prawie 20 lat nikt z jej pacjentów nie umarł bez sakramentów świętych.
Misja Rozalii
W roku 1938 Rozalia poznała zamiary, jakie Bóg miał wobec niej. Została wezwana do złożenia ofiary z życia za grzeszników, zwłaszcza za kapłanów i za Polskę. Dla ratowania narodu miała przy pomocy spowiednika starać się, by doszło do szczerego nawrócenia Polaków, by dokonała się w Polsce w obecności Episkopatu i władz państwowych Intronizacja Najświętszego Serca Jezusa z jednoczesnym uznaniem Jezusa naszym Panem i Królem. Rozalia czyniła wszystko, co było w jej mocy, by do tego doszło. Wobec trudności, na jakie napotykała w realizacji powierzonej jej misji, w przeżyciu wewnętrznym usłyszała, że Jezus sam wybierze czas dla realizacji tego zadania. Ona ma pokutować, modlić się i być gotową na ofiarę.
Jestem przekonany, znając dobrze przeżycia Rozalii i jej rozmowy ze swoim spowiednikiem, że 19 listopada 2016 r. w Krakowie Łagiewnikach spełniły się te Boże zamiary. Polska dokonała Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za swego Króla i Pana, zapoczątkowując proces naszych starań o szczere nawrócenie i postawienie Boga w naszym życiu prywatnym i społecznym absolutnie na pierwszym miejscu, z jednoczesną prośbą, by Jezus nasz Król raczył uczynić nasze serca na wzór Najświętszego Serca swego. Sprawa procesu beatyfikacyjnego S.B. Rozalii Celakówny w Rzymie przebiega skutecznie i posuwa się wyraźnie ku dobremu zakończeniu, choć, jak wszystkie tego rodzaju sprawy, wymaga czasu, modlitwy i cierpliwości. Jest rzeczą ważną, by informować o otrzymanych łaskach, przy uzdrowieniach dołączając opinię lekarza (informacje prosimy kierować na adres: ks. Władysław Kubik SJ, ul. Kopernika 26, 31-501 Kraków).