Rwanda - wyjątkowe miejsce
Jeżeli modlisz się, siedząc tylko przy ogniu i nie wychodząc w pole, Bóg obsypie cię popiołem. Tych, którzy z Nim handlują, Bóg obdziera do ostatniego grosza. Nie targuj się z Nim, poczekaj, aż zrobi ci prezent. (przysłowia rwandyjskie)
Rwanda, piękna kraina tysiąca wzgórz, to miejsce wyjątkowe pod wieloma względami. Przekonał mnie o tym ponad roczny pobyt w tym kraju, kiedy przygotowywałam się do złożenia pierwszych ślubów we wspólnocie Małych Sióstr Jezusa.
Ze względu na położenie w wysokich górach, pomiędzy jeziorami Wiktorii i Kivu, Rwanda była ostatnim krajem Afryki odkrytym przez Europejczyków, którzy zastali na miejscu króla rządzącego ludem złożonym z trzech plemion: tutsi, Hutu i T’wa (Pigmejów). W ślad za podróżnikami pojawili się kolonizatorzy, a z nimi misjonarze, zaskoczeni religią tubylców. Mieszkańcy Rwandy wierzyli bowiem w jednego Boga, Imana, Stwórcę świata i Opiekuna. Nie czcili sił przyrody, nie mieli plemiennych bogów jak inne ludy afrykańskie w tamtej epoce, i chociaż powszechne były również praktyki magiczne, Rwandyjczycy byli przekonani o nadrzędnej mocy dobroczynnego Boga.
Chrześcijaństwo trafiło więc w tym kraju na podatny grunt. Król zdecydował się ochrzcić wraz z całym dworem. Nastąpiło to latach 30. XX wieku. Od tego momentu chrystianizacja postępowała bez większych przeszkód, powstawały centrale misyjne i pierwsze parafie. Od początku pojawiało się wiele miejscowych powołań do kapłaństwa i życia zakonnego. W latach 50. wyświęcono pierwszego biskupa Rwandyjczyka. To on zaprosił do kraju Małe Siostry Jezusa, żeby wśród prostych ludzi żyły według rad ewangelicznych, służąc modlitwą i siostrzaną miłością.
Pierwsza wspólnota Małych Sióstr Jezusa w wiosce Crete Congo – Nil istnieje do dziś. Siostry mieszkają w małym domku zbudowanym na przełęczy rozdzielającej dorzecza Nilu i rzeki Kongo. 2300 metrów niżej góry odbijają się w jeziorze Kivu, jednak wioska jest znana wśród Rwandyjczyków nie z powodu walorów turystycznych, ale jako miejsce kultu Matki Bożej Ubogich.
Parafia Crete Congo – Nil należy do najstarszych w kraju; wciąż jednak żyją ludzie, którzy przyczynili się do jej powstania. Panów Atanazego i Antoniego sąsiedzi nazywają z szacunkiem „patriarchami”. To oni jako młodzi chłopcy 70 lat temu usłyszeli naukę głoszoną przez misjonarzy i uwierzyli w Chrystusa. Wkrótce stali się bliskimi współpracownikami białych księży, sami obchodzili górskie wioski i uczyli katechezy, pierwszy raz w języku kinyia-rwanda przepowiadając Ewangelię. Wielu ludzi w okolicy przyjęło chrzest z ich rąk. To wierze im podobnych świeckich ludzi, „pierwszych chrześcijan”, Kościół w Rwandzie zawdzięcza swoją dzisiejszą witalność. Z Crete zapamiętałam kościół parafialny wczesnym rankiem w dniu powszednim obstawiony na zewnątrz motykami, łopatami i innymi narzędziami pracy, których właściciele przyszli zacząć dzień Eucharystią.
Bardzo wielu ludzi przychodzi się modlić również do naszej wspólnoty, gdzie przez większą część dnia trwa adoracja. Misją Małych Sióstr jest żyć jak Jezus w Nazarecie, a więc zwyczajnie wśród ludzi, niczym się nie wyróżniając, a równocześnie pielęgnując stałą relację z Bogiem obecnym we wspólnej codzienności, i dzieląc się nią. Dlatego nie prowadzimy w Rwandzie żadnych dzieł kojarzonych zwykle z misjami. Siostry utrzymują się tak jak ich sąsiedzi z pracy na roli, z gospodarstwa. Dzielą się jednak umiejętnościami, które mogą pomóc innym w poprawieniu warunków życia, a więc szyją czy robią przetwory.
Wspólnotą, w której spędziłam najwięcej czasu, jest Butare na południu kraju. To małe miasteczko było pierwszą stolicą państwa po kolonizacji i siedzibą biskupów. Katedra może pomieścić wszystkich mieszkańców miasta i okolicznych wiosek. Przez cały tydzień tętni życiem – odbywają się tam spotkania kręgów modlitewnych, wspólnoty Emmanuel, grup młodzieżowych. Działają przy niej trzy chóry – każdy z nich podzielony na sekcje śpiewaków, bębniarzy i tancerek. Uroczyste liturgie mają więc przepiękną oprawę: na pół godziny przed Mszą św. daje się słyszeć głos bębnów, które w miejsce dzwonów zwołują wiernych. Ich dźwięk wzmaga się, kiedy pojawia się biskup i wchodzi do katedry w długiej procesji, poprzedzany przez panny tańczące w tradycyjnych długich strojach. Taniec jest też przy procesji z darami i na uwielbienie. Cały kościół wibruje głosami ludzi, którzy klaszczą do rytmu.
W Butare Kościół ma długą, aż dziewięćdziesięcioletnią tradycję, są jednak w Rwandzie również miejsca, gdzie dopiero kiełkuje, np. Bugaragara, osiedle w którym ostatnio zamieszkały nasze siostry. Do niedawna był to teren niezamieszkały, należący do rezerwatu przyrody. Od kilku lat zaczęli się jednak sprowadzać repatrianci wracający z państw ościennych. Ci ludzie już kilkakrotnie stracili cały dorobek życia; po powrocie do kraju rząd osiedlił ich na tej pustej sawannie. Do najbliższej parafii jest około 70 kilometrów, co w tamtejszych warunkach jest wielką odległością. Pierwszy gospodarz Małych Sióstr, pan Emmanuel, już kilka lat przed ich przyjazdem kładł fundamenty pod Kościół w Bugaragara. Szukał chrześcijan wśród sąsiadów i zbierał ich na niedzielną modlitwę w cieniu trzech drzew rosnących na pagórku. Teraz stoi tam murowana kapliczka Trójcy Świętej; ksiądz przyjeżdża jednak do niej raz na kilka miesięcy, a okoliczni mieszkańcy, chcąc się pomodlić, przychodzą do naszej wspólnoty. Jedna z sióstr jest szafarką Najświętszego Sakramentu; jeździ po okolicy skuterem, żeby dotrzeć z Panem Jezusem do chorych i umierających.
Rwanda kojarzy nam się przede wszystkim z ludobójstwem sprzed dwudziestu lat. Rwandyjczycy zrobili na mnie jednak wrażenie tym, w jak chrześcijański sposób patrzą na to, co się wydarzyło, na teraźniejszość i przyszłość. Wiara jest integralną częścią ich życia – pod tym względem mogą służyć przykładem także o wiele starszym Kościołom.