Rozmodlona i zasłuchana w Bogu - Bł. s. Marta Wołowska
Kazimiera Wołowska (w zakonie siostra Marta od Jezusa) urodziła się 12 października 1879 roku w Lublinie. Jej rodzice, Józef i Maria z domu Buszczyńska, należeli do inteligencji tego miasta.
Swoim dzieciom przekazywali żywą wiarę. Byli dość zamożni, a przy tym bardzo otwarci na pomoc biednym, co miało pozytywny wpływ na kształtowanie się charakteru córki. W rodzinie uczono ją patriotycznej postawy, co zaowocowało w jej dalszym życiu. Jej beztroskie dzieciństwo osiągnęło kres, gdy w 1893 roku zmarła jej mama. Kazia miała wtedy 13 lat. Po trzech latach zmarł także jej brat. Wydarzenie to naznaczyło jej życie wielkim cierpieniem. Kolejnym ciosem była śmierć ojca na atak serca w 1899 roku. Wszystkie te trudne doświadczenia hartowały jej ducha, gdyż trwała na modlitwie. Była wielkim wsparciem dla ojca w czasie jego choroby, miała z nim bardzo dobry kontakt.
Mając 19 lat, 1 listopada 1898 roku podczas modlitwy w kościele kapucynów w Lublinie przeżyła głębokie, mistyczne spotkanie z Bogiem. Odkryła, że miejscem, w którym ma zrealizować dar powołania, jest Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, założone przez bł. Marcelinę Darowską. Po latach napisała: W czasie tej Mszy świętej zaszło coś, czego do dziś dnia wytłumaczyć sobie nie mogę. Modliłam się, dobrze mi było (…), oddawałam się Panu Jezusowi na wszystko. Wtem w duszy stanęła mi Mateczka (M. Marcelina) z jakąś drugą, bardzo jej bliską duszą; potem zrozumiałam, że to była s. Paula. Stanęło mi Zgromadzenie nasze jako wolą Bożą mi przeznaczone i jednocześnie główne zasady i cechy Zgromadzenia. Od tej Mszy św. znam Mateczkę i znam ducha Zgromadzenia. Doświadczenie to wpłynęło na jej zachowanie, co zostało zauważone przez jej najbliższe otoczenie. Decyzja, by wejść na drogę życia zakonnego, nie była dla niej łatwa, bo bardzo lubiła życie towarzyskie i marzyła o założeniu własnej rodziny. W 1899 roku była w Jazłowcu, gdzie znajduje się klasztor Niepokalanek. Przeżywała wielką walkę duchową, była bardzo kuszona, by zrezygnować z drogi poświęconej Bogu jako osoba konsekrowana. Po jakimś czasie powracała – jak sama napisała – jakaś jasność do duszy, gdy wspominała swoje mistyczne spotkanie z Panem Jezusem w 1898 roku.
W wigilię Zielonych Świąt 1900 roku po raz pierwszy rozmawiała w Jazłowcu z bł. Marceliną Darowską, odnosząc wrażenie, jakby ją od dawna znała. Dnia 4 listopada tegoż roku wstąpiła do klasztoru Niepokalanek. Wstępny czas postulatu przeżyła pośród wewnętrznych walk, ale mimo różnego rodzaju rozczarowań pozostała, przyjmując w dniu złożenia ślubów imię siostry Marty od Jezusa.
Swoje życiowe powołanie przeżywała bardzo dynamicznie, nie wszystkie siostry rozumiały jej pośpiech w działaniu i pewną niecierpliwość charakterystyczną dla jej temperamentu oraz pragnienie, by jak najwięcej uczynić dla Bożej chwały. Ślepo ufała Bogu wierząc, że pomimo własnych słabości i ludzkich ograniczeń jest narzędziem w Jego ręku. Przez 10 lat pomagała jako asystentka przełożonej w różnych domach zgromadzenia. Była przy tym głęboko zjednoczona z Panem Jezusem, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba było rozwiązać trudne problemy materialne, gdy np. niektórym klasztorom na Ukrainie groził głód (w latach 1917-1918). Pisała do jednej z sióstr: Raz, ale to był chyba jakiś cud, zobaczyłam na swoim sercu, wspartą głowę Chrystusa bardzo zbolałą w cierniowej koronie. Co wtedy było między nami... tego nie potrafię powiedzieć nawet Siostrze, to zrozumiemy dopiero w niebie. W 1917 roku w klasztorze w Nowym Sączu przeżyła duchowe spotkanie z bł. Marceliną, która ją zachęcała: Daj się Panu Jezusowi obracać sobą - jak Mu się podoba.
Jej zakonne posłuszeństwo przyniosło wiele owoców, zwłaszcza na dzisiejszej Ukrainie i Białorusi. W 1919 roku organizowała na Wołyniu dom dla sierot wojennych. Nie zniechęcała się trudnościami, pamiętając o zachęcie bł. Marceliny skierowanej do sióstr: Trzeba tylko zacząć. Zapisała: To były słowa nie tylko dla nas, ale dla całych Kresów. Trzeba było tylko zacząć, wszystko od fundamentów, w tym zdziczałym kraju, zacząć od zapalenia lampki w kościele kowelskim, bo ludzie zapomnieli widocznie o tym zwyczaju. Zacząć od podstaw elementarnych cywilizacji chrześcijańskiej, zacząć od zaorania dziesięcin ziemi zarosłej burzanami na wysokość człowieka. Ziemie te były zniszczone krwawymi walkami i konfliktami na tle narodowym i religijnym pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Siostra Marta chciała leczyć te rany, ubiegając się o pomoc dobroczyńców. Powstały domy dla sierot w Kowlu, potem w Maciejowie, i były cudem utrzymywane dzięki Bożej Opatrzności i hojności ofiarodawców.
Siostra Marta bezgranicznie ufała Bogu. Za jej dokonania na Kresach na polu oświaty polskie władze przyznały jej Złoty Krzyż Zasługi. Ona sama nie zawsze była rozumiana przez władze zakonne, ale często powierzano jej funkcję przełożonej w różnych domach zgromadzenia. Dnia 16 lipca 1933 roku napisała do jednej z sióstr w liście: W Wirowie bardzo, bardzo wyraźnie wiedziałam, że Pan Jezus żąda ode mnie ekspijacji i wiem, że się dokonała. Zawsze troszczyła się o zaniedbane dzieci, o biednych i chorych. Od 1939 roku była przełożoną w Słonimie w czasie największych prób. Tam zajmowała się pracą wychowawczą i katechetyczną. Na różny sposób wspierała też okoliczną ludność podczas okupacji bolszewickiej, a następnie niemieckiej. Od dawna sprawa Wołynia leżała jej na sercu, bo widziała duchowe zagrożenia ze strony komunistycznych propagatorów, którzy chcieli odebrać ludziom wiarę w Boga. Zaangażowana w pomoc ludziom jednocześnie przeczuwała, że zbliża się moment męczeńskiej śmierci, bo wciąż nasilały się prześladowania ze strony Niemców dokonujących eksterminacji Żydów. Była gotowa na przyjęcie gwałtownej śmierci dzięki zjednoczeniu z Jezusem. Jemu się całkowicie ofiarowała, będąc gotowa na męczeństwo.
W domu w Słonimie siostry przechowywały Żydów, co groziło śmiercią. Siostra Marta, choć ostrzegana przed grożącym jej niebezpieczeństwem, nadal chciała pomagać. Niemcy aresztowali ją 18 grudnia 1942 roku razem z siostrą dr Ewą Noiszewską. Siostrom Marcie i Ewie Noiszewskiej proponowano ucieczkę, ale odmówiły, pragnąc dzielić los 600 osób skazanych na śmierć. Następnego dnia zostały razem rozstrzelane. Jezu to dla Ciebie i za naszą biedną Polskę - to były jej ostanie wypowiedziane słowa. Siostra Szczęsława tak ją wspominała: Siostra Marta wyraźnie przeczuwała, co ją czeka. Nieraz mówiła o bliskiej śmierci. Po spowiedzi kwartalnej 16 grudnia dziwnie była rozmodlona. Zastanawiała się, czy rozstrzelanie przez Niemców można uważać za męczeństwo. Ostatniego dnia przed rozstrzelaniem klęczałam blisko niej przed Komunią św. Widziałam jej niezwykłe rozmodlenie. Była znieruchomiała i zasłuchana. Siostra Marta od Jezusa została beatyfikowana przez Jana Pawła II w Warszawie10 czerwca 1999 roku. Jej wspomnienie obchodzimy 12 czerwca.