Roraty - w nurcie św. Ignacego

28 lis 2021
ks. Robert Więcek SJ
 

W niedzielę 28 listopada 2021, w Kościele katolickim rozpoczyna się Adwent. Jest to bogaty w symbolikę, czterotygodniowy okres przygotowania do Bożego Narodzenia oraz wzmożonego oczekiwania na koniec czasów i ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa.

Czterotygodniowy czas Adwentu, który nie jest okresem pokuty, ale radosnego oczekiwania, obfituje w zwyczaje i symbole. Jest podobny do całego ludzkiego życia, które jest oczekiwaniem na pełne spotkanie z Bogiem. Najbardziej charakterystycznym zwyczajem adwentowym, zwłaszcza w Polsce, są Roraty. Jest to Msza św. sprawowana ku czci Najświętszej Maryi Panny, zwykle bardzo wcześnie rano. Wierni, często w ciemnościach przenikniętych jedynie blaskiem trzymanych w ręku świec, wraz z Maryją czekają na wybawienie jakie światu przyniosły narodziny Zbawiciela.

Roraty – w nurcie św. Ignacego

29.11. (Nie)oczywiste! Mt 8,5-11

Setnik z Kafarnaum nie prosi o przyjście. Informuje o stanie spraw. Chce adwentu.

Niech dotrze do mego serca, że Pan Jezus mówi: przyjdę! Nie stawiajmy barier architektonicznych dla naszego Pana. Nie próbujmy ubarwiać naszego świata. Nie opowiadajmy bajek Bogu. Bo to nie hamuje Jezusa. To hamuje nas. Ogranicza. Zamyka.

Ile to razy czuję się niegodny względem Boga? Przykładam swoją miarę do Pana. Tymczasem adwent ma mi pomóc w uczeniu się (w teorii i praktyce) miary Pana Jezusa.

Obyśmy dziś opowiedzieli Przychodzącemu o wszystkim, a zostaniemy zaskoczeni. A Matce Adwentu, Tej, od której nauczyć się możemy przychodzenia do Pana i odkrywania Jego obecności zawierzmy całe dziś, moje i innych, mojego domu i całego Kościoła.

Ignacy – mistrz właściwej miary

W 2 uwadze na początku drogi rekolekcyjnej św. Ignacy daje nam pewną radę, która może być wielce użyteczna w naszej codzienności. Otóż autor książeczki Ćwiczeń przestrzega tego, który ma pomagać rekolektantowi, aby nie był zbyt nachalny w przekazywaniu treści czy sposobu modlitwy. W naszym powszednim życiu – zwykle w dobrej intencji – pragniemy przekazać coś innym, coś, co uważamy za dobre, czy wręcz doskonałe (jakby „uniwersalny” lek na wszelkiego rodzaju dolegliwości!). I stajemy się nieraz nie do zniesienia w owym zachwalaniu czy tłumaczeniu konieczności użycia tego czy innego środka.

Ignacy jasno przestrzega: Wystarczy opowiedzieć wiernie… z krótkim i treściwym komentarzem o tym, co pragnę przekazać. Ukazuje się charakterystyczny rys Ojca Ignacego z Loyoli – jakże wspaniale zna on człowieka. Wie, że człowiek nie przyjmie jako swojego, nie zasymiluje czegoś, co nie jest przez niego przetrawione, dotknięte, innymi słowy „doświadczone”. Dlatego też zachęca, aby to rekolektant sam dochodził, poszukiwał, odkrywał, nazywał po imieniu. Miara kierownika duchowego nie zawsze jest miarą odprawiającego rekolekcje. Moja miara nie musi pasować do każdego człowieka. Pokazać kierunek, kilka narzędzi i pozostawić samego – delikatnie mu towarzysząc. Czyli nie mówimy ani o puszczeniu samopas, ani o prowadzeniu za rączkę.

Św. Ignacy tak to opisuje: „…jeśli [rekolektant] sam przez własne rozważanie i rozumowanie znajdzie coś, co mu lepiej pomaga do zrozumienia lub przeżycia danej historii, czy to dzięki własnemu rozumowaniu, czy też dzięki mocy Bożej oświecającej jego umysł, więcej znajdzie smaku i owocu duchowego (Ćwiczenia duchowe nr 2). Bo jakże czuje się wędrowiec, który po trudach dochodzi do celu swej drogi? Albo naukowiec, który po latach dokonuje odkrycia? Albo uczeń, który zdaje pomyślnie ostatnie egzaminy? Do czego sam nie dojdziesz, to nikt cię tam na siłę nie zaciągnie.

Jeszcze jedna, bardzo trafna uwaga – nasz świat jest zagoniony, nasz świat jest światem wielości i gdzieś, w owej wielości, gubią nam się sprawy najważniejsze, nie potrafimy ogarnąć i jakby życie sypało się nam jak suchy piasek między palcami. Św. Ignacy daje nam wspaniałą radę: Nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę (Ćwiczenia duchowe nr 2).

Warto pomyśleć czy czasami w moim życiu nie rozmieniłem się już „na drobne”? Czy w natłoku spraw do załatwienia, rzeczy do zrobienia nie wiem już, co jest konieczne, a co tylko drugorzędne? Bo lepiej, jeśli masz przed sobą stół obficie i suto zastawiony, popatrzeć i wybierać to, co dobre, co mogę smakować, co mnie nasyca, bo – koniec końców – i tak nie będę mógł wszystkiego zjeść (chyba, że chcę się nabawić niestrawności). Tutaj też istnieje możliwość „anoreksji”, bo trzeba odżywiać się równomiernie dając organizmowi wszystkie składniki konieczne. Czyli mam możliwość wyboru tego, co „jem”, ile jem i jakiej to jest jakości… nie tylko w wymiarze cielesnym, ale i psychicznym i duchowym.

Miary i smaku z serca życzę.

***

30.11. św. Andrzeja Apostoła, Poszukiwany, Mt 4,18-22

Andrzej znalazł Mesjasza. Są dwa wymiary znalezienia: fakt bycia znalezionym przez Jezusa Chrystusa, w którym zawiera się fakt byciem poszukiwanym. Bóg poszukuje człowieka, nie jako złoczyńcę, ale jako dziecka. Potrzebujemy tego jak zeschła ziemia wody, jak tlenu do oddychania.

Drugi wymiar to świadomość kogo/czego szukam. Szukam tego, za czym tęsknię, czego pragnę, czego oczekuję w swoim życiu. Nie ma pragnień nie ma poszukiwań!

Przyjmujemy przyjście Pana i Jego (po)wołanie jako coś oczywistego. Nie do końca od razu pojmujemy, ale czy dziecko od razu pojmuje wszystko? Czyż nie wystarcza mu bycie w ramionach mamy czy taty?

Znaleźli i czynią to, co możliwe, by inni też znaleźli.

Ignacy – nawrócenie, które się widzi i które wadzić może

W sercach wierzących mniej czy bardziej czy też wcale pojawia się motyw cudów. Jednakże – niestety – nie jest w większości przypadków łączony z przemianą życia, a to jeden z fundamentalnych owoców dotyku Boga (bo tak moglibyśmy zdefiniować cud). Jednym z pięknych, a jakże zaniedbanych cudów jest łaska nawrócenia (nawracania się).

Íñigo Loyola był znany nie tylko na dworze, ale i w swojej rodzinie i posiadłościach. Zapewne jego grzeszne życie, które tak właśnie określił sam, było znane. Wiedziano także o dramacie w czasie obrony Pampeluny i jatkach, którym był poddawany (na własne życzenie), by powrócić do zdrowia. Ci, którzy byli blisko niego zaczęli zauważać przemianę w nim. Czytamy w Autobiografii (nr 10), że brat jego, a także i wszyscy domownicy zauważyli po jego zewnętrznym sposobie życia zmianę, jaka dokonała się we wnętrzu jego duszy. Czyż to nie jest cud? Wszak działanie Boże – jeśli na nie pozwolimy i na ile pozwolimy – objawia się w konkrecie zmian w codzienności. To, co wewnątrz wychodzi na zewnątrz. Jak mówi Pismo: z obfitości serca mówią usta, a dodać byśmy mogli, że czynią ręce.

Nawrócenie miało swoje narzędzie – była nią lektura książek duchowych. To prowadziło do refleksji i dobrych postanowień. Już nie opowiadał historii rycerskich, a czas poświęcał na rozmowy o rzeczach Bożych, przynosząc przez to pożytek domownikom (Autobiografia nr 11).

 Podjął konkretne postanowienia, ale się z nich nie zwierzał. Taka zmiana na pierwszy rzut oka winna ucieszyć serca spoglądających z boku, ale… tak nie jest. Jak często nawrócenie człowieka staje się źródłem ataków i to ze strony najbliższych. Wiadomo, jeśli rozbłyśnie światło w ciemności to razi w oczy i chciałoby się je zgasić. Brat Ignacego miał w głowie plan dla niego i niezbyt było mu do gustu to, co widział. Dlatego też chce zniechęcić Ignacego odnośnie do jego niewypowiedzianych planów, które prawdopodobnie przerażały go.

Pielgrzym tak o tym pisze przedstawiając sytuację, w której zaczął z nim rozmowę o powrocie do księcia Najery, do Nawaretty. Brat jednak wyczuwał, że nie o to chodzi do końca i dlatego wziął go do osobnego pokoju, potem znów do innego, i bardzo przejęty zaczął go błagać, żeby nie gubił siebie, ale żeby rozważył, jakie nadzieje wiążą z nim ludzie i do jakiego mógłby dojść znaczenia. Mówił też wiele innych podobnych rzeczy, które zmierzały do tego, żeby go odwieść od jego dobrego pragnienia (Autobiografia nr 12). Dalej Ojciec Ignacy poczynił taką uwagę: Jego brat i niektórzy domownicy podejrzewali, że chciał dokonać jakieś wielkiej zmiany w swoim życiu.

Tak oto nawrócenie, które było trzęsieniem ziemi (rozłożonym w czasie) w sercu i głowie Ignacego stało się trzęsieniem ziemi w sercach i głowach jego bliskich, lecz nie ku nawróceniu (przynajmniej na początku). U Świętego było wejściem na drogę wyjścia z grobu i powstawania z martwych.

Niech słowa Apostołów trzeba nam bardziej słuchać Boga niż ludzi staną się mottem naszej drogi ku niebu.

***

01.12. Kolejna odpowiedź Boga, Mt 15,29-37

Wielkie tłumy z chromymi, ułomnymi, niewidomymi i niemymi przyszły do Niego. Wszystkie te ograniczenia składamy u Twoich nóg. Uzdrawia, byśmy chwalili Boga!

Doświadczenie głodu. Staramy się zabezpieczyć. Im mocniejsze skoncentrowanie na czymś tym większe przywiązanie do niej. Stajemy się niewolnikami jedzenia (pokarmów).

Ludzie zapomnieli o jedzeniu będąc przy Panu Jezusie! Trwanie przy Bogu jest sytością. W brzuchu burczy, ale inaczej na to burczenie spoglądamy.

Reakcja ludzka (nasza). Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba, żeby nakarmić takie mnóstwo? Miotamy się, a rozwiązanie jest takie proste. Weź siedem chlebów i parę rybek, które są dostępne. Dziękuj, łam, dawaj, rozdawaj. Łamiesz na pół i jeszcze raz… Nie debatuj.

Ignacy Loyola – co czytasz tym się karmisz

Jakże potrzebny jest człowiekowi smak i nie o smakowitych kąskach mówię, ale o nastawieniu serca i rozumu, które to uczą smaku na różnych poziomach. Íñigo był – jak sam zapisał – bardzo rozmiłowany w czytaniu książek światowych i pełnych różnych zmyślonych historii, tak zwanych romansów rycerskich. Smakował je, a może nawet jak to kolokwialnie się określa „pożerał” takowe karmiąc się nimi, albowiem to co czytam staje się pokarmem dla rozumu, dla rozumienia, dla duszy i ducha. Wiadomo, że należy uważać co się je, by nie zaszkodzić ciału. Tudzież, co się zaprasza do duszy i ducha, by im nie zaszkodzić.

Otóż, powracając do zdrowia Pielgrzym już chciał ruszyć w drogę, jednakże nie mógł jeszcze stąpać chorą nogą, a więc musiał leżeć w łóżku (został przykuty do łóżka). Ileż można tak bezczynnie leżeć? Szukał więc czegoś dla zabicia czasu. Komputerów nie było, a przychodziły mu na myśl romanse rycerskie, o które poprosił. Jednakże zamek w Loyoli takowych w swoich zbiorach nie posiadał. Warte zaznaczenia jest to, że na czasy rekonwalescencji Ignacego książka była rzeczą kosztowną. Podano mu więc to, co było dostępne, a mianowicie Życie Chrystusa i księgę Żywotów Świętych w języku hiszpańskim (Autobiografia nr 5).

Wyobraźmy sobie to przejście do wymyślonych historii do rzeczywistych wydarzeń, od fantazjowania do stąpania po ziemi. Zapewne zakotłowało się w Ignacym. Jednakże na bezrybiu i rak rybą. Bierze się za lekturę. Do niej nie da się zmusić. To człowiek sam wybiera co i ile czyta. Tutaj dwa polskie przysłowia oddają prawdę: Czym skorupka za młodu nasiąknie… co Jasiu zdobędzie to Jan będzie miał… i dodałbym jeszcze „psychologiczne” podejście: powiedz mi co czytasz, a powiem kim jesteś… a wręcz kim się możesz stać.

Ile to razy okazywało się w życiu Założyciela Towarzystwa Jezusowego, że trudne początki po czasie okazywały się dobrym początkiem?! Przez wiele trudności bowiem wchodzi się do królestwa Bożego. Odnosząc do lektury pobożnych książek Ignacy zaznaczył w swoich wierzeniach, że  bardzo rozsmakował się w czytaniu tych książek (Autobiografia nr 11). Cóż za zmiana nastawienia?

A jak wiemy apetyt rośnie w miarę jedzenia i dowiadujemy się, że czytając o życiu Pana Jezusa czy też biografie Świętych przyszło mu na myśl, żeby zapisywać sobie pokrótce pewne ważniejsze rzeczy z życia Chrystusa i świętych. Zapewne ku pamięci! Czy nie lubimy niektórych cytatów? Motta, które nas dotknęły zapamiętujemy na długo czy wręcz na całe życie! Czy z romansów rycerskich dałoby się z wielką pilnością coś takiego robić, skoro wiadomo w punkcie wyjścia, że to zmyślone historie?

Od czytania przechodzi się do pisania. Każdy z nas pisze jedną książkę – to księga żywota. To dwutomowe dzieło: ewangelia i dzieje apostolskie. Niekoniecznie czyni to piórem, długopisem czy na komputerze. Pisze ją sobą! Ignacy w swoim rodzinnym zamku zaczął pisać książkę, a już wtedy zaczynał wstawać z łóżka i chodzić po domu. Na początek słowa Chrystusa pisał atramentem czerwonym, słowa zaś Naszej Pani niebieskim. Bo, kto z kim przystaje takim się staje, a dla Ignacego, choć jeszcze nieświadomego wszystkiego, najwyższą wartością zaczęło być poznanie Jezusa, by upodobnić się do Niego (Flp 3). Pisał na papierze gładkim i poliniowanym, choć wiemy, że Bóg pisze na krzywych liniach naszego życia piękną historię. On dobrze to robi. Ignacy to odkrył i napisał pismem pięknym, ponieważ umiał bardzo dobrze pisać niesamowitą księgę swego żywota (Autobiografia nr 11).

Owocnej lektury i płodnego pisania księgi żywota.

***

02.12. I czwartek, Budowanie na skale, Mt 7,21.24-27

To nie ja jestem skałą! Ten fakt nie czyni ze mnie piasku! Coś, co przesypuje się między palcami. Podstawowy wymiar adwentu dla człowieka to słuchanie i wypełnianie Bożego orędzia.

Od słuchania zależy wypełnienie tego, co się słucha. Gdy jestem nieuważny to wiele rzeczy ucieka. Uwaga sprawia, że więcej pamiętam. Należy ćwiczyć pamięć – przypominać sobie.

Ze słuchania rodzi się roztropność (mądrość!). Zasłuchanie (miłosna uwaga) sprawia, że widzimy więcej, bardziej, głębiej i pełniej. Odczuwamy także twardość skały i miałkość piachu.

I przychodzi chwila wyboru: na czym chcę stawiać?! Skała wymaga podjęcia trudu. Lepiej budować w czasie spokojnym, jak to mówi św. Ignacy Loyola. Albowiem, gdy przychodzi czas mocnego działania duchów (obrazem może być spadający deszcz, wezbrane potoki czy wichry) to uderzenia będą silne i już będzie za późno, by umacniać fundament.

Otrzymaliśmy szczególny dar – czas. Czy nie przesypuje się nam między palcami? Jak budujemy go w nas i pośród nas? Czy zagarniamy go dla siebie?

Ignacy Loyola – trzy pory wyboru – pora spokojna

Dokonywanie wyboru to konkretna praca związana z wysiłkiem – duchowym i psychicznym. Nie da się od niego uwolnić. Bo albo będziemy czynić pochopne wybory albo też udawać, że ich nie dokonujemy. To bycie w szkole dokonywania wyborów i pilne, codzienne odrabianie lekcji (np. w modlitwie rachunkiem sumienia). Jeśli w życiu codziennym mam trudność ich przemyślenia i podjęcia, a tego nie czynię to jakże będę umiał w chwilach szczególnych poruszeń (czy to uniesień czy kryzysów)? Jeśli nie nauczę się pływać na spokojnym morzu to zapewniam, że przy wzburzonym to utonę niż się nauczę. Powraca myśl Ignacego, aby w czasie pocieszenia sycić się i umacniać na strapienie, które po nim przychodzi.

Oto i trzecia pora dokonywania wyboru nazwana przez św. Ignacego porą spokojną (Ćwiczenia duchowe nr 177). Nie ma bezpośredniego Bożego działania, nie ma większego działania duchów – jest w miarę spokój. To znaczy wtedy, gdy różne duchy nie miotają duszą, tak że może ona posługiwać się swoimi władzami naturalnymi swobodnie i spokojnie.

Jak wtedy podchodzić do wyboru? Przede wszystkim przypomnieć sobie i raz jeszcze rozważyć po co człowiek się narodził (por. Ćwiczenia duchowe nr 23). Tak często autor Ćwiczeń przypomina o celu, bo on stanowi nieodzowną płaszczyznę podejmowania decyzji tych ważkich i tych codziennych, tych niezmiennych i tych podlegających zmianie.

Otóż to rozważając wybiera się jakiś rodzaj życia lub stan w ramach Kościoła jako środek do tego celu, aby przez to doznawać pomocy w służbie Pana swego i do zbawienia duszy (Ćwiczenia duchowe nr 177). Perspektywa celu do osiągnięcia wyznacza też środki do tego celu. Inaczej wchodzi się na Giewont, a w inny sposób na Mont Everest. Inaczej ubiera się na pogrzeb, a na wesele wkłada się inne odzienie. W wymiarze wiary wybiera się rodzaj życia lub stan w ramach Kościoła – to są środki. Bycie kapłanem, osobą konsekrowaną, świeckim, ojcem, matką, duszpasterzem, żoną, mężem, samotnym to środki w drodze do nieba. Celem jest bowiem niebo.

Istotnym w porze spokojnej jest fakt, że dokonujący wyboru ma posługiwać się swoimi władzami naturalnymi. Tutaj wymienię rozum i wolę. Dołóżmy do tego pamięć. Oto trio dane nam do dyspozycji, byśmy swobodnie i spokojnie, bez pośpiechu i bez ociągania się podejmowali sprawy, wydarzenia, relacje i na ich bazie dokonywali wyborów na przyszłość. Choćby nawet prosty rachunek sumienia po modlitwie: Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans, siedząc lub chodząc, zbadam, jak mi się powiodła ta kontemplacja lub rozmyślanie. Jeśli źle, zbadam przyczynę tego, a tak poznawszy przyczynę będę żałował za to, chcąc poprawić się w przyszłości. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu (Ćwiczenia duchowe nr 7). Patrzę, przypominam sobie, rozważam, włączam wolę i podejmuję decyzję.

***

03.12. I piątek – św. Franciszek Ksawery, W świetle, Mt 9,27-31

Wyobraźmy sobie tę drogę niewidomych, którzy idą za Panem Jezusem. Gdy ciemno się robi to odczuwamy instynktowny lęk. Niewidomi mówią o ślepocie. Nie radzą sobie z nią.

Krzyk niesie w sobie konkretną treść. Wołanie o miłosierdzie. Dla nich przywrócenie wzroku to wybawienie. Syn Dawida to może uczynić.

Wołamy: miej miłosierdzie dla nas i dla całego świata. Potrzebujemy go, bo ślepniemy! Bo coraz większe ciemności spowijają ziemię i ludzkie serca.

Idą po omacku, krzyczą wniebogłosy i zaczyna się wszystko kiedy wchodzi Pan Jezus do domu. To jest przestrzeń miłosierdzia: dom i Kościół!

W domu słyszymy: Wierzycie, że mogę to uczynić? Można wołać i nie wierzyć. Tak, Panie. Tak prosto. Po prostu tak. Otwórz serce. Przyjmij do domu Jezusa. Zaczniesz widzieć i światła ci nie zabraknie. I nieść to światło i opowiadaj o Tym, który wyrwał cię z ciemności, z ciemności grzechu, która wiedzie ku śmierci.

Ignacy Loyola – marzyciel twardo stąpający po ziemi

Znając Ignacego jako rycerza chciałoby się powiedzieć, że to twardy orzech do zgryzienia, że mocno stąpa po ziemi. Istotnie to stąpanie należało do jasnych i zdecydowanych. Jeśli chodziło o sprawy honoru (początkowe lata) czy o sprawy Boże to nie ustępował. Widać to na przykładzie sądów, które ciągle mu wytaczano. Siedział w więzieniu, bo oskarżano go o herezje itp. Wielokrotnie wzywany był lub też dowiadując się, że złożono na niego skargę sam udawał się do inkwizytorów. Zawsze żądał na piśmie wyroków uniewinniających. Był w tym stanowczy, wręcz uparty.

Oto przykład jednego z takich wydarzeń. Ze względu na zły stan zdrowia Ignacy zamierzał powrócić do rodzinnych stron, bo tamto powietrze wg lekarzy miało mu pomóc. Tuż przed wyruszeniem z Paryża dostał wiadomość, że doniesiono na niego do inkwizytora. Nie czekał tylko sam udał się do niego i przedstawił co wie i że zamierza wyruszyć do Hiszpanii. Czytamy w historii jego życia: Prosił go też, żeby zechciał wydać wyrok w jego sprawie. Inkwizytor odpowiedział mu, że jeśli chodzi o doniesienie, to tak i było, ale nie uważał tego za sprawę poważną. Po przejrzeniu notatek związanych z Ćwiczeniami uzyskał Ojciec Ignacy pochwałę, ale nie odpuścił. Zaczął na nowo nalegać na inkwizytora, ażeby przeprowadził proces aż do wyroku. Tenże nie chciał. Wtedy przyszedł do jego domu z notariuszem publicznym i świadkami i polecił sporządzić protokół z całej tej sprawy (Autobiografia nr 86). Czynił to za każdym razem, gdy był oskarżany i stawał przed sądami.

Jednak czy taka stanowczość nie ukrywała też wielkiego marzyciela? Człowieka pragnień, a dokładnie jednego pragnienia? Znalazłem w Autobiografii takie zwierzenie Pielgrzyma: Największą jego pociechą było patrzeć w niebo i gwiazdy, co też czynił często i przez długi czas, ponieważ odczuwał wtedy w sobie wielki zapał do służby Panu naszemu (nr 11). Czynił to kiedy tylko mógł wpatrując się w rozgwieżdżone niebo w pogodne noce, także w Rzymie, gdzie spędził ostatnie lata swego żywota. Wychodząc ze swojej izdebki i zadzierając głowę widział rzymskie niebo. Ignacy tęsknił za niebem. Pragnął życia wiecznego. Takie marzycielstwo nie rozmazuje, a jeszcze wyraźniej uwypukla szczegóły. Jak refren brzmi: ...służyć, czcić i chwalić, aby osiągnąć życie wieczne (Ćwiczenia duchowe nr 23).

Kiedy przebywał w Ziemi Świętej jakże mocno i dokładnie skupiał się na tajemnicy Wniebowstąpienia. Chciał zostać w Ziemi Pana, ale nie otrzymał pozwolenia od prowincjała franciszkanów. Jeszcze przed powrotem do portu zrodziło się w nim wielkie pragnienie, żeby ponownie odwiedzić Górę Oliwną, na której jest kamień, z którego Pan nasz wstąpił do nieba, i widać na nim jeszcze ślady stóp jego. Jak sam opowiada: To właśnie chciał ponownie zobaczyć. Na tamte czasy odłączenie się od grupy wiązało się z ogromnym ryzykiem. Ale cóż, niebo go wzywało. Strażnicy pilnujący tego miejsca nie chcieli mu pozwolić tam wejść. Zdobył ich dając nożyk ze swoich przyborów do pisania, które nosił przy sobie. Po modlitwach poszedł dalej, ale… cóż za dokładność! Uświadomił sobie, że nie dość dobrze obejrzał na Górze Oliwnej, w którą stronę była zwrócona prawa stopa Jezusa, a w którą lewa (por. Autobiografia nr 47) i znowu tam powrócił.

Ktoś powie, że to nieroztropne i dziecięce (naiwne). Czy aby na pewno? Stara tradycja jezuicka wkłada w usta św. Ignacego zawołanie: Jak brzydnie mi ziemia, gdy w niebo spoglądam! Tylko tam spoglądając o ziemi się nie zapomina, a co więcej, lepiej i wnikliwiej na nią się spogląda.

Takiego pragnienia nieba i po ziemi stąpania każdemu życzę.

***

04.12. I sobota – św. Barbary, Rozmodlony i zaangażowany, Mt 9,35-10,1.6-8

Przyjście Pana Jezusa to konkret podejmowanych spraw. Czymś naturalnym jest to, że z nauczaniem i głoszeniem połączone jest też działanie.

Chrześcijanin patrząc na ludzi – naśladując w tym Chrystusa jest pełen miłosierdzia. Nie chodzi o pisanie scenariuszy dla nich.

Wszystko zaczyna się od modlitwy. Nie będzie głosił jeśli się nie pomodli. Nie będzie nauczał jeśli na modlitwie się nie nauczy. Nie przyniesie pociechy, ukojenia, uzdrowienia jeśli nie doświadcza tego w osobistej więzi z Bogiem, którą to na modlitwie się nawiązuje i pogłębia.

Modlitwa zaś uczy pokory! Pokory, która nie poddaje się bezradności i bezsilności, ale odnosi wszystko do Boga. My nic nie możemy. Tylko z Bogiem i w Bogu rzeczy niemożliwe stają się możliwymi!

Na modlitwie dowiadujemy się, że przywołuje do siebie każdego z nas, że jesteśmy powołani i posłani. To na modlitwie obdarza nas Pan władzą nad duchami nieczystymi, a te choć „mocniejsze” od nas nie mają nad nami władzy – możemy je wypędzać. To na modlitwie dostajemy także moc leczenia wszystkich chorób i wszelkich słabości. Chrześcijanin jest lekarzem serc i dusz.

Ignacy Loyola – pobożność

Znamy doskonale ewangelię Mateusza, w której podane są uczynki pobożne. Pobożność Ignacego miała także te trzy wymiary. Jałmużna w jego życiu – po nawróceniu – to nie była żebranina. To był styl życia, który przeniósł na pierwszych towarzyszy. Jedno jest charakterystyczne – co otrzymał to dzielił się tym z innymi. Jeśli nie miał to szedł i prosił. I tak dla przykładu potrzebował worek sucharów, by zaokrętować się na podróż do Ziemi Świętej. Zdobywszy je, zanim wsiadł na okręt, znalazłszy przy sobie 5 albo 6 groszy, które mu zostały z tego, co chodząc od drzwi do drzwi użebrał (taki był bowiem jego sposób życia), zostawił je na ławce, która znajdowała się blisko wybrzeża (Autobiografia nr 36). 

Modlitwa Ojca Ignacego to bycie w stałej relacji z Ojcem i Synem. Rozmawiał z Bogiem nieustannie. A ta rozmowa miała wiele form. Przecież był mistykiem, choć o tym mniej się mówi. Wystarczy przeczytać kilka punktów Autobiografii (nr 27-30, w których opisuje swoje bycie w Bożej szkole) czy tekst jego Dziennika duchowego, by odkryć jak głębokich przeżyć w Bogu i z Bogiem doświadczał. Całe dzieło Ćwiczeń duchowych jest owocem tego bycia w izdebce i przebywania z Ojcem. W Manresie, gdzie powstały Ćwiczenia modlił się siedem godzin dziennie. W Rzymie, co godzinę robił rachunek sumienia.

Założyciel Towarzystwa Jezusowego był człowiekiem umartwionym – tutaj nastąpił proces, w którym przeszedł on od nierozważnego rzucania się z motyką na słońce, co zaszkodziło jego zdrowiu, po mądre reguły umiarkowania i postu. Sięgnąć warto po reguły jedzenia, które pokazują jego mądrość w tej dziedzinie. U początku drogi nawrócenia podjął decyzję, że wcale nie będzie jadł mięsa jednakże po pewnym czasie po rozważeniu i rozmowie ze spowiednikiem dokonał zmiany w swoim postanowieniu (Autobiografia nr 27). Przekaz tradycji mówi, że Ignacy jadał ze współbraćmi kolację drobiąc przez całą jej długość kromkę chleba. Wiemy, że nie raz on i jego towarzysze przymierali głodem, ale nie było to dla nich ujmą czy przeszkodą w miłowaniu Boga i człowieka.

Skoro uczynki pobożne (ku Bogu skierowane) to czymże jest dla Ojca Ignacego pobożność? Podaje nam prostą definicję, którą każdy może odnieść do siebie samego. Otóż, pod koniec swego życia tak uczy w przekazie Autobiografii (nr 99): …zawsze wzrastał w pobożności to jest w łatwości znajdowania Boga, a teraz więcej niż kiedykolwiek w swoim życiu. Za każdym razem i o każdej porze kiedy tylko chce Boga znaleźć, znajduje Go. Taka pobożność to styl życia. Znajduje Boga w głodzie i chłodzie, w prośbie i dzieleniu się zebranymi dobrami, w pocieszeniu i strapieniu, w wizjach mistycznych i w drobnostkach codzienności. Wyrazem tego jest świadectwo, które nam daje: … najważniejszą rzeczą dla niego było mieć schronienie w samym tylko Bogu (Autobiografia nr 35). Ignacy żył w ukryciu. Bo wiedział, że Ojciec widzi w ukryciu, że tam znajdzie Go o każdej porze dnia i nocy. Bał się próżnej chwały, a więc większość tych spraw odkrył tuż przed śmiercią lub też po jego śmierci zostały odkryte i spisane.

I na koniec jedna myśl z Ćwiczeń duchowych, która podpowie nam o nastawieniu św. Ignacego do uczynków pobożnych czyli do całego życia:  Temu, który przyjmuje i odprawia Ćwiczenia, wielce pomoże, jeśli wejdzie w nie wielkodusznie i z hojnością względem swego Stwórcy i Pana i złoży mu w ofierze całą swą wolę i wolność, aby Boski jego Majestat tak jego osobą, jak i wszystkim, co posiada, posługiwał się wedle najświętszej woli swojej (Ćwiczenia duchowe nr 5).

Takiej pobożności sobie i tobie z całego serca życzę.

***

06.12. św. Mikołaja, Nauka i praktyka wiary, Łk 5,17-26

Pan Jezus otoczony ze wszystkich stron. Są faryzeusze, by chwycić Go na słowie i mieć powód do oskarżeń. Są i dzieci, które idą do szkoły i słuchają o tyle o ile. Są i ci, co słuchają z zapartym tchem.

Przychodzimy do Jezusa, bo jest w Nim moc Pańska. Jak lekarz może zadbać o zdrowie jeśli pacjent mówi piąte przez dziesiąte lub też nic nie mówi? Na podstawie czego ma podjąć leczenie?

W trakcie nauczania ktoś wchodzi do „sali wykładowej” i wyraźnie przeszkadza. Rodzi się sytuacja-okazja, by nauczanie nie było tylko teoretyczne, ale i praktyczne. Oni przyszli, bo uwierzyli.

Pan Jezus widzi wiarę. Bo ta nie opiera się tylko na słownych deklaracjach. Przeradza się w czyny. Wciela się w konkret.

Dzięki mojej wierze ktoś inny usłyszeć może: Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy. Nie zwracaj uwagi na tych, co zawsze jakieś ale znajdą. Ile to razy Pan już powiedział do mnie odpuszczają ci się twoje grzechy i ile razy powstałem i chodziłem dzięki temu?

Ignacy Loyola – do tańca i do różańca

Wiedząc, że Ignacy był na dworze królewskim spokojnie możemy założyć, że nauczył się ówczesnych dworskich tańców wszak chodziła mu po głowie myśl o damie, dla której tyle wielkich rzeczy by uczynił. Wśród tych wielu spraw próżnych, które mu się narzucały, jedna tak bardzo opanowała jego serce, że zatopiwszy się w niej rozmyślał nad nią dwie, trzy a nawet cztery godziny, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Marzył o tym, czego by miał dokonać w służbie pewnej damy, o środkach, których by użył, aby dostać się do miejscowości, gdzie ona mieszkała, o wierszach i słowach, w których by się do niej zwracał, wreszcie o czynach orężnych, których by dokonywał w jej służbie (Autobiografia nr 6). Takie były ówczesne zwyczaje, od których nie miał jak się uwolnić ten młodzieniec. Rozmarzył się, lub też jak piszą komentatorzy zadurzył się w pani wysokiego rodu, choć ja preferuję określenie, że rozmazywał się tracąc kontury właściwe jemu.

Na drodze nawrócenia stał się człowiekiem powściągliwym i bacznie pilnującym dystansu. W zakonie nosi to nazwę tactus, a objawia się między innymi skromnością wzroku, do którego jeszcze w niektórych domach rekolekcyjnych się zaprasza w czasie odbywania rekolekcji. Jednakże zostawiając za sobą życie grzeszne nie omieszkał tańczyć baskijskich tańców dla braci, którzy wpadali w melancholię z tęsknoty za ziemią ojczystą. Czy przykładem dla niego był król Dawid tańczący przed Arką Przymierza nie wiemy, lecz czynił to z serca dla tych, którzy tego potrzebowali.

Różaniec nie był wtedy znany, jednakże istotą tej modlitwy jest nie tylko powtarzanie Zdrowasiek, ale w tym samym czasie rozważanie tajemnic życia i śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa. A o tym święty Ignacy nigdy nie zapominał. Nie chodziło mu też o długie godziny modlitw – byli tacy, co wręcz zbuntowali się z tego powodu, że nie mogli poświęcić wielu godzin na modlitwę – ale o konkretny czas ofiarowany tylko Bogu. Bo modlitwa dla Ojca była życiem, a nie tylko częścią żywota. Jego znana maksyma szukać i znajdować Boga we wszystkim i wszystko w Nim wskazuje nam, że życie ma stać się nieustanną modlitwą tzn. byciem w Bogu i z Bogiem. Przecież różaniec możemy szeptać cały czas! Ignacy przeszedł od wielogodzinnych modlitw po jasno sprecyzowane czasy i przestrzenie na modlitwę. Choćby nawet to, że wraz z biciem zegara (a więc co godzinę) odkładał pracę i zatapiał się w modlitwę rachunkiem sumienia.

Ćwiczenia duchowe są niczym innym jak kontemplacją tajemnic, które w różańcu zebrano w 20 punktów. Ani Ćwiczenia ani różaniec nie powstały za jednym zamachem. Tutaj obowiązuje prawo rozwoju, któremu poddawszy się przewidywać możemy większy owoc. Ignacy wykorzystywał każdy moment do modlitwy. Przekazuje się w tradycji jezuickiej, że zapytano Założyciela Zakonu co by uczynił, gdyby się dowiedział, że papież skasował Towarzystwo Jezusowe. Ten odpowiedział, że potrzebowałby kwadrans bycia sam na sam z Panem Jezusem.

Tutaj jako podsumowanie chciałbym podać adnotację piątą z książeczki Ćwiczeń. Dotyczy ona tego, kto przyjmuje i odprawia rekolekcje, a myślę, że odnosi się do każdego, kto przyjmuje i odprawia swoje życie. Takiemu wielce pomoże, jeśli wejdzie w nie wielkodusznie i z hojnością względem swego Stwórcy i Pana i złoży mu w ofierze całą swą wolę i wolność, aby Boski jego Majestat tak jego osobą, jak i wszystkim, co posiada, posługiwał się wedle najświętszej woli swojej .

Zarówno taniec jak i różaniec mówią o bliskości serc – życzę takiej bliskości z Bogiem.

***

07.12, Przypominanie sobie – przeliczanie, Mt 18,12-14

Z wypełnienia woli Ojca rodzi się radość, owo cieszyć się bardziejodnalezioną. Matematyczne reguły nie pasują do Bożego planu miłości. Nie jesteśmy eksponatami w muzeum Ojca;  ani elementami układanki; ani też gadżetami w kolekcji.  Jesteśmy Jego żywymi, prawdziwymi i realnymi dziećmi. Każde jedyne i niepowtarzalne i każde na swoim – sobie właściwym – miejscu. Bez dzieci dom Ojca jest pusty.

Przeliczniki w żadnym stopniu nie działają. Tak samo ankiety, sondaże czy słupki oglądalności. Tutaj nie ma miary ludzkiej, którą dałoby się przyłożyć. Dysproporcja między „1” a „99” jest ogromna! Bóg rzeczy niemożliwych jest nieproporcjonalny. Jego matematyka o zawór głowy przyprowadza, bo to matematyka miłości. Te „99” to nie jest reszta do odrzucenia. Zostawiam w pamięci czyli nie zapominam o nich.

W księgowości nie szuka się tego, co jest tylko to, co zaginęło, a jest! Nie szukamy czegoś, czego nie ma. Tylko to, co jest…, a zaginęło. A jaką radością jest odkryć, że wszystko się zgadza, że pasuje, że jest na swoim miejscu! Jesteśmy w pamięci Ojca naszego, który jest w niebie.

Ignacy Loyola – człowiek wdzięczności

Z reguły uczy się dzieci trzech podstawowych słów – jedno z nich to dziękuję. W nim zawiera się postawa, którą bardzo umiłował św. Ignacy – wdzięczność. Św. Paweł w Liście do Kolosan zachęca (3,12-15): Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. Kończy tę zachętę prostym i dobitnym: I bądźcie wdzięczni!

Ojciec Ignacy w mocnych słowach opisuje niewdzięczność: Kiedy się rozważa zło i grzech w obliczu Jego Boskiej dobroci, to wśród wszelkich wyobrażalnych niegodziwości i grzechów niewdzięczność należy do najbardziej obrzydliwych rzeczy wobec naszego Stwórcy i Boga i wobec stworzeń, które uczynił On dla swojej Boskiej i wiecznej chwaty; jest ona zapomnieniem otrzymanych dóbr, łask i darów; przyczyną, początkiem i źródłem wszelkiego zła i grzechów.

Dlatego też z całą usilnością zabiegał w swoim życiu i w życiu jezuitów, by byli ludźmi wdzięczności (por. Konstytucje, 309-319), której uczyć się możemy na codziennym spotkaniu z Bogiem, od którego pochodzi wszelkie dobro, a które to nazywamy rachunkiem sumienia (sam Ignacy robił go co godzinę!). Pierwszym punktem tej modlitwy jest: Dziękować Bogu Panu naszemu za otrzymane dobrodziejstwa (Ćwiczenia duchowe nr 43). W przedmowie do Autobiografii o. Ludwik Gonsalves de Camara opisuje pewne wydarzenie. Czyni to z kronikarską dokładnością: Dnia 4 sierpnia 1553 roku, w piątek rano, w wigilię święta Matki Boskiej Śnieżnej, kiedy Ojciec Ignacy przebywał w ogrodzie przylegającym do tej części domu, którą zowią "pokojami księcia", zacząłem mu zdawać sprawę z pewnych szczegółów dotyczących mej duszy. Między innymi wspomniałem o pokusie próżnej chwały. Cóż czyni Ignacy? Pisze dalej o. Ludwik: Jako lek zalecił mi Ojciec odnosić często do Boga wszystkie swoje sprawy i starać się ofiarować mu to wszystko, co tylko dobrego we mnie się znajduje, uważając, że jest to jego dobro, i za wszystko składać mu dzięki… A na koniec drogi rekolekcji ignacjańskich podaje nam kontemplację ad amorem (dla otrzymania miłości), w której prosi się o konkretną łaskę: prosić o wewnętrzne poznanie tylu i tak wielkich dóbr otrzymanych [od Boga], abym w pełni przejęty wdzięcznością mógł we wszystkim miłować jego Boski Majestat i służyć mu (Ćwiczenia duchowe nr 233).

Zatem celem wdzięczności jest miłość, odkrywana na nowo, raz jeszcze, w kolejnej odsłonie. Ona napełnia serce człowieka radością, pokojem i pokorą, bo szuka ono i  znajduje Boga we wszystkim i wszystko w Bogu. Każdy dar ma swoją historię i geografię. Od jej znajomości i uświadomienia sobie jej tak wiele zależy. Św. Ignacy w Ćwiczeniach duchowych podaje „listy” darów. Klucz Fundamentu jest nieodzowny: Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomogły do osiągnięcia celu, dla którego został stworzony (Ćwiczenia duchowe  nr 23). Za dary trzeba dziękować, by o nich nie zapomnieć.

Tak więc z racji wdzięczności zachęcam do napisania własnej „listy darów”.

***

08.12. Niepokalane Poczęcie NMP, Cóż odpowiem? Łk 1,26-38

Gdzie jesteś Boże? Tu jestem. Nie bawię się w chowanego! Zawsze jestem przy tobie, człowieku, aż do skończenia świata, przez wszystkie dni… Gdzie jesteś człowieku? Hm… cóż odpowiem? Ona odpowiedziała: Jestem tu i teraz. W Nazarecie. Na Twoje wołanie.

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna. Od niej zależy poczęcie Słowa Odwiecznego. Przestrzenią tego dialogu jest Nazaret. Co by to było, gdyby Nazaretu nie było? Oj… nie wiadomo co by to było. Ojciec szukał Matki dla swojego Syna. I znalazł! I to jaką Matkę! Pełną łaski!

W Jej przypadku to nie są poszukiwania gdzieś po krzakach. Ona wyczekuje. Tam, gdzie żyje. Mając swoje nadzieje nie spodziewa się. Jest odnaleziona.

Człowieku, znalazłeś łaskę u Boga! Ojciec daje ci Syna! Odkryj, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Poczniesz Syna Bożego w twym życiu, w twojej codzienności, w Nazarecie.

Ignacy Loyola – syn Pani naszej (I)

Íñigo jak czytamy w Autobiografii pragnął służyć pewnej damie należącej do nieporównanie wyższego stanu (nr 6) – i… tak był pogrążony w tych marzeniach, że nawet nie widział, jak bardzo były one niemożliwe do spełnienia (tamże). Jednakże w odpowiedniej chwili pojawiła się inna Pani, do której przylgnęło serce Świętego. Otóż,  jego myśli próżne pogrążyły się w zapomnieniu wobec tych świętych pragnień, które żywił, a które potwierdziło w nim następujące widzenie. Pewnej nocy, gdy nie spał, ujrzał obraz naszej Pani ze świętym Dzieciątkiem Jezus (Autobiografia nr 10). Nie sposób opisać takowych doznań mistycznych, jednak po owocach, o których pisze Ignacy możemy powiedzieć, że Bóg go dotknął.

Ojciec Ignacy zwraca się do Maryi tytułem Pani nasza. Jakże chwalebny, bo mówiący o bliskości, ale i o zachowaniu mądrego, zdrowego dystansu i wielkiego szacunku. Matka Boża stała się jego Towarzyszką, choć niewiele o Niej mówi. Wiemy, że gdy rozsmakował się w czytaniu książek (o Panu Jezusie i świętych) to zaczął zapisywać sobie pewne ważniejsze rzeczy z życia Chrystusa i świętych,. W tejże książce słowa Naszej Pani pisał niebieskim atramentem (Autobiografia nr 11).

Wyruszając w drogę pielgrzymią zaczął od całonocnego czuwania przed ołtarzem Matki Boskiej w Arançuz (Aránzazu), gdzie modlił się o nowe siły do podróży. Nie sposób nie nawiązać do tytułu Maryi, który po baskijsku brzmi: „Jesteś pod cierniami”, gdzie wedle legendy Matka Boża objawiła się pasterzowi. Myślę, że nie pomylę się twierdząc, że Ignacy cały czas znajdował się „pod cieniem” Pani naszej. Nie była to miłość platoniczna – kochał Ją jak syn i nie dziwi fakt, że odebrawszy pieniądze mu należne część z nich przeznaczył na odnowienie i ozdobienie pewnego obrazu Matki Boskiej, który był mocno zniszczony (Autobiografia nr 13).

W swej pierwotnej (neofickiej) gorliwości w czasie drogi spotkał się z pewnym Maurem (Autobiografia nr 15-16), który powiedział, że chętnie przyjmuje, iż Dziewica poczęła Syna bez udziału mężczyzny, ale że rodząc pozostała dziewicą, w to nie mógł uwierzyć. Ignacy próbował tłumaczyć racje, ale ten nie słuchał dając swoje argumenty. Po rozstaniu targały Ignacego uczucia, że nie spełnił swego obowiązku, że pozwolił mówić takie rzeczy o Najświętszej Pannie i… postanowił pomścić zniewagę Jej czci. Na szczęście mulica, na której jechał, „uratowała” go przed tak niecnym czynem.

Nie sposób nie wspomnieć o wydarzeniu w Montserrat, gdzie na szczycie góry znajduje się (do dziś) opactwo benedyktyńskie z cudowną Madonną z Dzieciątkiem. To przed Nią Ignacy postanowił odbyć nocne czuwanie pod bronią (wpływ romansów rycerskich). Tam właśnie postanowił porzucić swój strój i oblec się w szaty i znamiona Chrystusa. Zawiesił pod ołtarzem Najświętszej Panny miecz i sztylet (Autobiografia nr 17-18). Trzy dni przygotował się do spowiedzi i ją odbył. Następnie w wigilię Zwiastowania Pańskiego dokonał zmiany stroju, który miał symbolizować upodobnienie się do Jezusa pokornego i upokorzonego. Pamiętajmy, że działo się to przed obliczem Pani naszej.

Pielgrzym po przyjęciu święceń kapłańskich przez ponad rok przygotowywał się do Mszy prymicyjnej i gorąco prosił Matkę Najświętszą, aby przyłączyła go do swojego Syna (Autobiografia nr 96).W tym miejscu przeskoczymy od razu do czasów rzymskich, gdzie po przybyciu do Wiecznego Miasta otrzymał wraz z towarzyszami od papieża kaplicę Madonny della Strada (Matki Bożej Dobrej Drogi) i tam, w Jej cieniu, odszedł do Pana w 1556 roku.

***

09.12. Dzieli się sobą, Mt 11,11-15

Jesteśmy piękni Twoim pięknem, Panie. Jesteśmy mocni Twoją mocą, Panie. Jesteśmy mądrzy Twą mądrością, Panie. Jesteśmy miłosierni Twoim miłosierdziem. Ile takich zwrotów byśmy mogli wymienić? Boże pochodzenie jest wieczne, bo jesteśmy wieczni.

Każdy z nas jest tym ostatnim prorokiem, który ma przygotować przyjście Mesjasza. Płaszczyzną tego jest moje własne życie.

Pan Jezus burzy logikę. Największy między narodzonymi z niewiast, a w perspektywie królestwa najmniejszy tam większy jest niż on. Tam są jakieś miary! Ogłaszamy Wszechmocnego, Wszechwiedzącego, Niepojętego, Nieskończonego.

Mając to w głowie, w pamięci, w sercu pojawić się winna gwałtowność tzn. tak wielkie pragnienie królestwa niebieskiego już tutaj, a najbardziej po śmierci. Tylko ludzie gwałtowni, radykalni, żyjący tęsknotą za niebem tu na ziemi, idący adwentową drogą i pragnący każdego coraz bardziej zjednoczyć się z Ojcem tam trafią.

Bóg obiecał w swej szczodrobliwości Mesjasza i wypełnił w całej rozciągłości, a nawet poza nią dane słowo. On ze swoją gwałtownością zdobywa każdego z nas, indywidualnie, bo zależy mu na mnie. Już nie proroctwo, a rzeczywistość. Już nie obietnica, a jej realizacja. I dokonuje się na naszych oczach.

Ignacy – mistrz właściwej miary (II)

W dziedzinie systemu miar i wag nie sposób nie odwołać się do fundamentalnego tekstu z Ćwiczeń duchowych (nr 23), który nomen omen zwany jest Fundamentem. Podaje Ignacy cel, dla którego człowiek został stworzony. Rysuje przed rekolektantem perspektywę obdarowania (inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony).

Dobrze wiemy, że w chrześcijaństwie najważniejsze nie jest co mamy robić (bo z reguły to dla wierzącego jest wiadome), ale jak (w jaki sposób) podejmować. Otóż na pytanie jak mamy patrzeć i korzystać z owych innych rzeczy stworzonych Ojciec Ignacy odpowiada następująco: Z tego wynika, że człowiek ma korzystać z nich w całej tej mierze, w jakiej mu one pomagają do jego celu, a znów w całej tej mierze winien się od nich uwalniać, w jakiej mu są przeszkodą do tegoż celu.

Tak więc właściwą miarę wyznacza cel, który mam przed oczyma. A jeśli ktoś ma niecny cel? Chrześcijanin nie bierze pod uwagę złego celu. Zasada odrzucam zło – idę za dobrem nie jest miarą. Jest wyborem wychodzącym z człowieka. Nazwałbym ją albo-albo. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że zły cel niesie w sobie realne niebezpieczeństwo złego korzystania ze środków. Tak więc inne znane etyczne postawy przychodzą na myśl, a mianowicie cel uświęca środki lub też środek nie zastępuje celu.

Jeśli coś mi jest pomocą to używam to w odpowiedniej mierze. Nie pisze Ignacy wszystko co byłoby wyciśnięciem cytryny do cna. Mówi o całej tej mierze w jakiej pomagają. Picie wody w upały jest konieczne, jednakże nie chodzi o wypicie całej dostępnej wody w jednej chwili. Nie trzeba mi zjeść wszystkiego, co postawiono przede mną na stole. Nie mogę ubrać na siebie wielu rzeczy to po co mi pełna szafa? Mam internet do dyspozycji, ale nikt nie powiedział, że trzeba siedzieć cały dzień i noc przed monitorem komputera.

Powracam do myśli, że św. Ignacy dobitnie mówi o wybieraniu między tym, co dobre-dobre albo dobre-lepsze (moralnie dobre lub też moralnie obojętne). Tam nie ma miejsca na wybieranie zła. Stąd nie czytam o niszczeniu stworzenia. Jeśli któraś z rzeczy stworzonych nie jest mi pomocą to… uwalniam się od niej.

Zauważmy, że rozważania o słusznej mierze prowadzą do doświadczenia wolności.  U podstaw wolności chrześcijanina jest więc niebo (jako cel), podejmowane nie jako źródło lęku, ale pulsujące źródło siły, pociechy. Dalej, jest tam cnota umiarkowania (czyż miara nie mieści się w umiarze?), która chroni przed przesadą czyli skrajnościami. Przewija się rozważana już wcześniej modlitwa o to, by prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary (miary) … były skierowane w sposób czysty do służby i chwały jego Boskiego Majestatu (Ćwiczenia duchowe nr 46). Nie może zabraknąć i wyboru, który Założyciel Towarzystwa Jezusowego w kluczowym punkcie drogi rekolekcyjnej tak przedstawia: ... chcę i pragnę i taka jest moja dobrze rozważona decyzja (Ćwiczenia duchowe nr 98). Rozważona czyli wyważona, a czy nie odnosi się to do słusznej miary?

Tak więc sobie i każdemu wolności i umiaru życzę.

***

10.12. Pokoleniowa bezrozumność, Mt 11,16-19

Niewiele się zmieniło. Dziś padłoby do przebywających przed monitorem komputera dzieci, które przymawiają wszystkim w komentarzach. Coraz mocniej i bardziej i głębiej żyjemy w świecie wirtualnym. Co dzieci świata czynią na wirtualnym rynku? Przymawiają. Dogadują. Krytykują. Wylewają kwas i żale. Hejt.  Na wszystko i na wszystkich. To pokolenie ciągle niezadowolonych.

Ludzkość – i my – a oślepła i ogłuchła. Co myślimy o tych, co nie jedzą i nie piją czyli poszczą? Nie rozumiemy ich. Uśmiechamy się półgębkiem lub w otwarty sposób pukamy się po głowie. Ten to nie umie żyć. Zamartwia się. A tu trzeba dogadzać sobie. Zadbać o wygodę i przyjemności.

Syn Człowieczy przyszedł, je i pije, jest z nami, w naszym życiu. Żyje naszym codziennym życiem. Jest jednym z nas. Dopóki nie powie czegoś niepoprawnego politycznie. Wtedy padnie: oto żarłok i pijak. Nie wiem czy usłyszy przyjaciel celników i grzeszników, bo pojęcie przyjaźni jest wykoślawione, a celnik czy grzesznik kwalifikuje się do mowy nienawiści.

Ślepiec nie uznający swej ślepoty nie przestaje być niewidomym. Głuchy głuchym. Kulawy kulawym. Groteskowo to brzmi, jednak tak jest. Jest zaproszeni do dobrego, Bożego korzystania z daru rozumu.

Ignacy Loyola – nigdy nie jest za późno…

Dlaczego zaczął się uczyć? Otóż gorliwość głoszenia słowa Bożego przyciągała do niego ludzi, a to wzbudziło zainteresowanie inkwizycji. Zaczęło się dochodzenie i przesłuchania. Íñigo dwukrotnie zostanie aresztowany i spędzi w łańcuchach dwa miesiące. Zawsze słyszał to samo: Nie macie wykształcenia, jak możecie nauczać! W związku z tym sędziowie zakazywali mu prowadzenia rekolekcji do czasu, gdy ukończy studia filozoficzne i teologiczne i otrzyma święcenia kapłańskie. Zrozumiał. Przyjął do wiadomości i zabrał się za porządne studia.

Udał się do Ziemi Świętej i pragnął tam pozostać, ale nie pozwolono mu na to. Zrozumiał, że nie było wolą Bożą, aby pozostał w Jerozolimie i zawsze zastanawiał się nad sobą, quid agendum – co teraz robić. Jak sam pisze w końcu poczuł w sobie skłonność do podjęcia nauki przez jakiś czas, aby móc pomagać duszom, i zdecydował się wyruszyć do Barcelony (Autobiografia nr 50). Nie wiedział jak się za to zabrać. Znalazł dobrego i mądrego mentora w osobie pobożnego nauczyciela elementarnej szkoły, Hieronima Ardebalo, który pozwolił mu bezpłatnie uczęszczać do swej szkoły. Oto dawny, sławny rycerz, liczący obecnie trzydziesty trzeci rok życia, zasiada na ławce szkolnej wespół z liczną gromadą spoglądających z podziwem na nowego kolegę dzieciaków i z zapałem począł przykładać się do początków gramatyki łaciny.

Różne koleje losu spowijały jego uczenie się tajników tegoż języka. Miał zapewnione utrzymanie. Nauczyciel bezpłatnie podjął się jego nauki. Miał też cel, by pomagać duszom. Jednak nie wszystko szło dobrze. Dzieli się z nami następującym doświadczeniem: …z wielką pilnością rozpoczął naukę. Przeszkadzała mu w tym jedna rzecz; kiedy bowiem zaczynał się uczyć na pamięć, jak to jest konieczne w początkach gramatyki, nachodziły go nowe oświecenia w rzeczach duchownych i nowe rozmiłowanie w nich. A działo się to w taki sposób, że nie mógł się uczyć na pamięć; i choć walczył z tymi myślami, nie mógł ich odpędzić (Autobiografia nr 50). Kiedy miał dla przykładu łacińskie słowo "kocham" to… na sam dźwięk tego wyrazu zapominał o wszystkich odmianach, o gramatyce i szkole, i wpatrywał się, jakby przymuszony w następujące po sobie obrazy, które przedstawiały dzieje miłości Bożej względem ludzi. I zamiast uczyć się zaczynał się modlić.

Rozpoznał, że to pokusa od złego i – zgodnie z jedną z reguł rozpoznawania duchów, o których też kiedyś powiemy – wyjawił wszystko przed nauczycielem. Uczynił też obietnicę wspomnianemu nauczycielowi w tych słowach: „Przyrzekam ci, że nigdy nie opuszczę żadnego twego wykładu w ciągu tych dwu lat, o ile tylko znajdę w Barcelonie dość chleba i wody, aby się móc utrzymać przy życiu”. A ponieważ uczynił tę obietnicę z wielką mocą, nigdy już więcej nie odczuwał tych pokus (Autobiografia nr 55). Podobna rzecz spotkała go na studiach w Paryżu (por. Autobiografia nr 82).

Dwa lata pobierał naukę w Barcelonie i… dużo postąpił, a nauczyciel Hieronim powiedział mu, że już jest gotów na słuchanie wykładów na wydziale sztuk wyzwolonych (tj. filozofii) i skierował go do Alcala de Henares, dokąd Pielgrzym wyruszył, jak zawsze, piechotą, gdzie w słynnym na cały świat uniwersytecie, gromadziło się w tym czasie około 10.000 słuchaczy (Autobiografia nr 56). Uczeń nie przerósł mistrza, ale – dla swojej pewności – poddał się jeszcze egzaminowi u pewnego doktora teologii, który poradził mu to samo.

Czym skorupka za młodu nasiąknie… wcale nie jest powiedziane cóż do końca oznacza owo za młodu. Nie ważne jak i kiedy zaczynasz, ale jak kończysz. Na naukę bowiem jest zawsze dobry czas. Czas poświęcony nauce na naukę przeznacz, a ten na modlitwę na modlitwę.

***

11.12. Zrób się na Eliasza, Mt 17,10-13

Nietuzinkowa jest osoba proroka Eliasza. Prorok jak ogień. By buchnął to trzeba paliwa. Eliaszowy ogień związany jest z misją proroka: słowo jego płonęło jak pochodnia. Eliasz słynął z gorliwości. Podejmował wyzwania. Nie bał się konfrontacji. W pojedynkę stanął przeciw 450!

Skoro każdy z nas jest prorokiem to czyż gorliwość nie powinna charakteryzować naszego zaangażowania? Gorliwość o dom Twój mnie pożera, pochłania?

Ten prorok jest zachowany na czasy stosowne, by uśmierzyć gniew przed pomstą, by zwrócić serce ojca do syna, i pokolenia Jakuba odnowić. Prorok zawsze tchnie nadzieją! Jan Chrzciciel był też taki. Klarowny. Nazywający rzeczy po imieniu. Szło w pięty. Realna zmiana życia świadczy o prawdziwym przyjęciu Boga do serca.

Bóg nie przychodzi w ogniu, nie w wichrze, nie w trzęsieniu ziemi, a w łagodnym powiewie. Tego nam potrzeba. Gdy Eliasz przyjdzie to naprawi wszystko.

Szczęśliwi, którzy widzieli Pana i z tego widzenia w miłości posnęli, albowiem i my na pewno żyć będziemy. Nie na jakiś czas, a na wieki. Będziemy ku górze pociągnięci i zabrani.

Ignacy Loyola – ogień neofity

Raczej nie da się powiedzieć o Ignacym konwertyta, albowiem nie odszedł on od wiary. Moglibyśmy stwierdzić, że dosyć specyficznie na dworze królewskim przeżywał wiarę – zapewne uczestniczył w nabożeństwach, jednakże styl życia był nieco inny. Nie był to walczący o wiarę św. Paweł Apostoł, który został powalony na ziemię u bram Damaszku i po nawróceniu walczył o królestwo Chrystusa na ziemi.

Nawrócenie Ignacego to dotknięcie, którego nie pojmował do końca, ale za którym chciał iść. Jednakże u początków jest to wedle jego pomysłu. Rozczytawszy się w Żywotach Świętych nosił w sobie myśl: Co by było, gdybym zrobił to, co św. Franciszek albo co zrobił św. Dominik? (…) zawsze miał na oku rzeczy trudne i ciężkie (…) na końcu dochodząc do wniosku, że skoro oni to zrobili to on musi zrobić to samo. Jednakże istota nawrócenia dokonuje się w sercu i kiedy to nastąpiło to, zgodnie ze świadectwem z Autobiografii (nr 10) brat jego, a także i wszyscy domownicy zauważali po jego zewnętrznym sposobie życia zmianę, jaka dokonała się we wnętrzu jego duszy. Powracał do Świętych i pragnął robić to samo, co oni.

Jeszcze był taki niedojrzały w swoich decyzjach. Nie wstąpił do Kartuzów, bo obawiał się, że nie będzie mógł tam swobodnie zaspokajać ten nienawiści do samego siebie, którą w sobie odczuwał (Autobiografia nr 12). Ciągle rozmyślał o pokutach, które chciał praktykować wędrując po świecie – choćby nawet, by żywić się samymi tylko jarzynami.

Taki ogień neofity zapalił się w nim i trawił go. W nr 14 Autobiografii opisany jest początkowy proces nawrócenia. Odkrywa Ignacy pod koniec żywota, że Pan postępował z tą duszą ślepą jeszcze, chociaż ożywioną wielkimi pragnieniami służenia Bogu na wszelki sposób wedle tego, co już znała i uważała za dobre. Ślepota nie wynikała z grzechu, ale z gorliwości nieokiełznanego ognia. Z jednej strony doświadczenie miłości Boga, któremu chce się przypodobać na wszelki sposób (żywe pragnienie dokonywania wielkich rzeczy dla miłości Boga), a z drugiej odczuwanie wstrętu do swych przeszłych grzechów.

W swoich zamiarach pokutnych nie miał umiaru. Gdy przypominał sobie jakąś praktykę pokutną, o której czytał to chciał ją czynić i jeszcze więcej. Liczyły się tylko umartwienia i pociecha, którą niosły. Nie zwracał przy tym uwagi na żadne rzeczy wewnętrzne, bo ich nie rozumiał, nie pojmował też, czym jest pokora, ani miłość, ani cierpliwość, ani roztropność, która kieruje tymi cnotami i utrzymuje je we właściwej mierze. Tak więc w początkowym etapie nawrócenia jedynym jego zamiarem było dokonywać tych wielkich dzieł i czynów zewnętrznych, ponieważ tak czynili święci dla chwały Boga; nie zważał też na żadne szczegółowe okoliczności i nie brał ich w rachubę.

Wiemy, że skończyło się to zrujnowaniem zdrowia. Nie chcąc na to samo narażać synów duchowych zawarł w Konstytucjach uwagi o roztropności i miłości względem siebie samego i bliźnich. Także odkrył, że dziwactwa nie są najlepszym świadectwem o nawróceniu. Uczył się na własnych błędach i wyciągał z biegiem lat wnioski. Już wiedział, że naśladowanie nie ma być papugowaniem, a bardziej, jak to zapisał w adnotacjach Ćwiczeń duchowych [18a]: dostosowywać do właściwości osób pragnących je odprawić, a mianowicie do ich wieku, wykształcenia lub zdolności. Przeto człowiekowi bez wykształcenia lub o słabych siłach nie trzeba dawać tego, czego nie mógłby łatwo znieść i co by mu nie przyniosło pożytku. Podobnie wedle miary pragnienia, jakie kto żywi, by się dobrze usposobić, powinno się mu dawać to, co może mu bardziej pomóc do postępu.

Życzę, by miłosny ogień nawrócenia nie zgasł w nas i aby był regulowany przez cnotę roztropności i umiaru.

***

13.12. św. Łucja, Aktywne oczekiwanie, Mt 21,23-27

Kiedy się oczekuje to nie jest to bierność. Oczekiwanie jest aktywne. Bez paniki i bez pośpiechu, ale jest wychodzeniem ku... adwentowe oczekiwanie nie jest bezmyślnym drapaniem się po głowie czy brzuchu i powtarzaniem jakoś to będzie czy też nie będę się napinał. Jest w adwencie podstawowe napięcie, które należy podjąć. To napięcie między już, a jeszcze nie.

Na czym ma polegać aktywność chrześcijanina? Przede wszystkim na słuchaniu, wsłuchiwaniu się w autorytet Boga. Wedle niego mówię, decyduję, myślę i czynię. To jest odpowiedź na pytanie: Jakim prawem to czynisz? Kocham i wierzę, a więc tak, a nie inaczej postępuję. Nie trzeba mi tłumaczyć się z Bożego życia.

Drugim wyznacznikiem jest rozpoznawanie „znaków czasu”. Nie obliczanie kiedy przyjdzie Pan Jezus. Bardziej odliczanie, w którym jestem świadom, że każdy dzień przybliża mnie do tego spotkania. Nie zbytnie skupianie się na znakach. Bardziej właściwe ich odczytywanie.

Żyjąc autorytetem Boga mam „władzę”, a ta, jak dobrze wiemy jest służbą. I tu przychodzi kolejny element aktywności chrześcijanina. Syn Człowieczy przyszedł nie po to, by Mu służono, ale aby służyć i dać okup za wielu. Każde nasze działanie ma być służbą, a jeden z wielkich świętych Kościoła (św. Ignacy Loyola) powtarza, że służba to miłość. Tak więc moje działanie ma wypływać z miłości i być służbą dla Boga i dla innych.

Ignacy – złoto-praktyczny

W Ps 45 modlimy się: … z mego serca płynie piękne słowo, pieśń moją śpiewam królowi, język mój jest jak rylec biegłego pisarza… wdzięk się rozlał na moich wargach…  Brzmi to niezwykle poetycko – oratorsko. Godne złotoustego, który to przydomek niewielu otrzymało.

Czy Ignacego można byłoby nazwać złotoustym? W potocznym rozumieniu tego określenia w żadnym wypadku. Dzieło, które pozostawił tj. Ćwiczenia duchowe choć do klasyki duchowości należy, nie ma żadnego porównania do dzieł św. Teresy z Avila czy św. Jana od Krzyża. Listy, które pisał nie są perełkami poezji. A jednak…

Myślę, że z serca św. Ignacego płynęły piękne słowa, że śpiewał pieśń chwały, swój Magnificat nieustannie. Zaiste jego ręce piszące listy, Ćwiczenia, Dziennik duchowy czy Konstytucje były biegłe w swoim kunszcie. Od władania szablą po władanie piórem, które gdy trzeba było to odkładał nie dokańczając rozpoczętej litery, a przecież każdą pisał odnosząc do Boga i prosząc Go nieustannie o radę.

On wiedział czego chce… co chce przekazać… nie ubierał tego w cudaczne zwoje słów, pokrętne opisy czy idylliczne wizje. Bardziej moglibyśmy określić to jako podawanie instrukcji obsługi danego narzędzia. Trzeba ją czytać z uwagą i ze zrozumieniem, by nie zepsuć „urządzenia”. Przykładem niech będą dwie serie uwag, które św. Ignacy zamieścił w książeczce Ćwiczeń: addycje (nr 1-20) i adnotacje (nr 73-90). Znajdujemy w tych uwagach sprawy dotyczące ciała, duszy i ducha, obejmujące wszelkie wymiary człowieka i zachęcające do wprowadzania uporządkowania. Otrzymaliśmy w spadku po Założycielu Towarzystwa Jezusowego kilkusetletni podręcznik do dziś i dziś wykorzystywany. Treść pozostaje niezmienna – adaptuje się sposób dawania rekolekcji wedle kondycji osób odprawiających. To jest najcenniejszy dar – pozorny przepis na rekolekcje, a w gruncie rzeczy przepis na życie. Życie szczęśliwe, bo zgodne z zamysłem Bożym. Prostota Ćwiczeń prowadzi do uchwycenia i nastawienia wewnętrznego kompasu, który bezbłędnie wskazuje Bożą drogę.

Właśnie prostota jest jednym z powodów do tego, że Ignacy nie pozwala wyprzedzać temu, który odprawia rekolekcje kolejnych etapów i nie pozwala dającemu Ćwiczenia mówienia o tym, co dalej. Dla odprawiającego ćwiczenia pierwszego tygodnia jest rzeczą pożyteczną nie wiedzieć nic o tym, co będzie czynił w drugim tygodniu; owszem, niech tak usilnie stara się uzyskać to, czego szuka w pierwszym, jakby niczego dobrego nie spodziewał się znaleźć w drugim (Ćwiczenia duchowe nr 11). Należy zwrócić uwagę w całym tym tygodniu i w następnych, żem powinien czytać tajemnicę tej tylko kontemplacji, którą mam bezpośrednio zaraz odprawiać. Nie będę więc czytał żadnej innej tajemnicy, której w tym dniu lub w tej godzinie nie będę kontemplował, aby rozważanie jednej tajemnicy nie zakłócało rozważania innej  (Ćwiczenia duchowe nr 127).

Ojciec Ignacy uczy widzieć teraźniejszość i żyć nią. W prostocie jej przychodzenia i przechodzenia. Zarówno gdy jest z górki, jak i gdy pod górkę trzeba iść. Dlatego z całą możliwą prostotą nazywam go nie złoto-ustnym, a złoto-praktycznym.

O mądrą listę addycji i adnotacji w codzienności proszę dla każdego z nas.

***

14.12. Nie pamiętliwi, a pamiętający, Mt 21,28-32

Słucham, wyobrażam sobie i wyciągam wnioski – to, co myślę. Dostaję zaproszenie do przemyślenia. Ile razy pojawia się w nas pokusa, by nie myśleć? Na dodatek pokusa „usprawiedliwiona”, bo wszystko składamy w ręce Pana, a więc... pełne zaufanie miałoby wyłączyć działanie rozumu? Żadną miarą.

Święty Ignacy Loyola kiedy zaprasza do kontemplacji to nie mówi o jakiś odlotach! Mamy uczestniczyć w wydarzeniach, które kontemplujemy i... na koniec każdej modlitwy wyciągnąć jakąś korzyść dla siebie. W ten sposób chrześcijanin ma szansę uczenia się od życia i... także na swoich błędach. Nikt bowiem nie mówi, że przewrócenie się oznacza klapę na całej linii.

Nauczyć się możemy tak wiele od synów. Nasuwa się powiedzenie: nie mów hop zanim nie przeskoczysz. Lepiej nie deklarować czegoś, czego i tak nie wykonam. Nie rzuca się słów na wiatr. Kiedy człek upadnie to musi sobie uświadomić, że upadł i potem idzie po rozum do głowy. Opamiętał się.

Trzeba się opamiętać, aby uwierzyć! Bez tego nie da się. Pójdzie się w zaparte i spadnie w przepaść. Dojdzie się do strasznej sklerozy serca, która jedno myśli, drugie mówi, a trzecie wykonuje. Oby Pan nas uchronił od tego!

Ignacy – modlitwa rachunkiem sumienia

Nie jest przypadkiem, że Ojciec Ignacy zachęcając do rachunku sumienia mówi, że jest to codzienna modlitwa. Powiada tradycja, że Założyciel Towarzystwa Jezusowego zwalniał z odprawiania rachunku sumienia tylko w wyjątkowych sytuacjach. Tenże rachunek sumienia ogólny służy oczyszczaniu się i lepszemu odbywaniu spowiedzi (Ćwiczenia duchowe, nr 32). Czy tylko i wyłącznie chodzi o spowiedź?

W punkcie 43 książeczki Ćwiczeń św. Ignacy podaje sposób odprawiania tegoż rachunku. Ich kolejność nie jest przypadkowa. I należy ją zachować, by rachunek sumienia nie stał się narzędziem przeciwko odprawiającemu. W punkcie pierwszym pada polecenie: Dziękować Bogu Panu naszemu za otrzymane dobrodziejstwa. Zaczynamy od prostego i szczerego dziękuję. Ono ogłasza, że otrzymałem i mam. Obwieszcza mi, że nie jestem sam i że, choć odczuwam braki to co konieczne jest. Otwiera me oczy i serce na otaczający mnie świat wewnętrzny i zewnętrzny, który nie jest pusty ani też wypełniony po brzegi złem. Dobro i zło są w tym świecie – jak ryby zagarnięte siecią, jak pszenica i kąkol na jednym polu. Zaczynamy od dobra, by dostrzec, że jest dobro w nas i wokół nas. Wyruszamy na drogę wdzięczności, by się sycić tymże odkrywanym każdego dnia dobrem. Czyż nie z naręczami, sakwami dobra zmierzamy do nieba? Tam nie ma miejsca na zło!

W świetle obdarowania – doświadczanego i widzianego (widzialnego) dobra – nie sposób nie dostrzec także zła. Ale to właśnie to światło pozwala nam właściwie patrzeć. W I tygodniu Ćwiczeń kiedy to rozważamy misterium iniquitatis Ignacy zastrzega, iż tajemnicę nieprawości możemy podjąć tylko w świetle Bożego Miłosierdzia, dobra niezmierzonego danego nam w Synu przez Ojca, Najwyższe Dobro.

Następuje drugi punkt, a mianowicie prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich precz. To nie ja mam je sam zobaczyć – bo mogę ich nie widzieć, nie chcieć widzieć lub też szukać dziury w całym, a nie znalazłszy jej zrobić kawałkiem szpikulca. Prosimy Boga o tę łaskę. Bo prawdziwe poznanie grzechów i ich odrzucenie to łaska Boża. Jeszcze nie widzę, a już cały opieram się na łasce, wszak Bóg nie pokaże mi tyle, że mogłoby to mnie zabić.

Światło Ducha Świętego pozwala mi zdać (sobie) sprawę z minionego czasu (od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku). To forma spaceru z Kimś, kto mnie kocha i idzie ze mną tzn. przechodząc godzinę po godzinie. Ten Towarzysz zna każdy mój krok, myśl, słowo i czyn. Dlatego w kolejności przechodzić mam świat myśli, potem ten słów, a wreszcie świat uczynków. Nie o skrupulanctwie mowa. Ni o buchalterii zysków i strat. Jest mowa o spotkaniu. W świetle dobra otrzymanego mogę zobaczyć co nie poszło dobrze, co mogłoby pójść lepiej.

Po takim rekonesansie – dostrzeżeniu dobra i zła – przychodzi czas na kolejną prośbę do Pana Boga. Jaką? O przebaczenie win! Wszechmoc Boga bowiem objawia się w łasce przebaczenia jak powiada prefacja z I modlitwy eucharystycznej o przebaczeniu. Pomyślmy, jakże by wyglądała modlitwa rachunkiem sumienia gdybym zaczął od tego, co złe, co nieudane, co zaniedbane bez fundamentu dobra? Zło by nas wessało i to dokumentnie. Wtedy nie widzielibyśmy dobra, a nasuwałoby się (podsuwałby nieprzyjaciel natury ludzkiej) samo zło. Tak więc nie rozbłysnęło by światło nadziei, a ciemność rozpaczy by nas wchłonęła. Bo na koniec św. Ignacy zachęca do modlitwy nadziei – nie mamy się zniechęcać (dać zniechęcić), ale postanowić poprawę przy jego łasce. A zakończyć niczym innym jak prostym, ufnym, dziecięcym odmówieniem modlitwy, która mówi o Najwyższym Dobru czyli Ojcze nasz.

***

15.12. Pewność serca, Łk 7,18b-23

Jan chce mieć pewność, jednak nie chodzi o pewność siebie. Zdaje sobie sprawę z tego, że zbliża się koniec jego misji. Po ludzku misji nieudanej, bo kończy w więzieniu i grozi mu śmierć.

Na własne oczy nie widział. Nie słyszał uszami swymi. Uczniowie zostali posłani z pytaniem. Wiemy, że kto pyta nie błądzi. Pytanie Jana nie jest sprawdzaniem. Bardziej jest upewnieniem siebie.

W naszych poszukiwaniach nie będziemy mieli dokładnej słownej odpowiedzi-deklaracji. Mamy oczy, uszy, zmysły. Patrzmy i słuchajmy, ruszajmy się, a zapewne zobaczymy wokół znaki potwierdzające i upewniające nas o tym, kto do nas mówi.

Św. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach duchownych uczy rekolektanta właśnie patrzenia. Pan Jezus nie przestaje uzdrawiać z chorób, dolegliwości i uwalniać od złych duchów oraz obdarzać wzrokiem wielu niewidomych. Mamy się przede wszystkim troszczyć o królestwo, a wszystko inne zostanie nam dodane. Trzeba więc prosić o wytrwałość w rozpoznawaniu Pana poprzez Jego dzieła, albowiem błogosławiony jest ten, kto w Niego nie zwątpi. Jan nie zwątpił. Jan jak każdy człowiek szukał pewności serca.

Ignacy Loyola – jak Bóg na mnie patrzy

Ileż miejsca w sercu i duchowości św. Ignacego Loyoli zajmuje spojrzenie. Tak wiele od sposobu patrzenia zależy. Rekolekcje mają porządkować spojrzenie na Boga, Jego obecność i działanie, na siebie samego i drugiego i na to, co dzieje się wokół.

Kiedy Ojciec Ignacy wprowadza w modlitwę (i nie tylko rekolekcyjną) to we wstępie, którego celem jest uświadomienie sobie stanięcia w Bożej Opatrzności, podaje pod rozwagę addycję następującej treści: Przez czas jednego Ojcze nasz stanąć na jeden lub dwa kroki od miejsca, gdzie mam kontemplować lub rozmyślać, a wzniósłszy umysł ku górze rozważać, jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd. i wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem (Ćwiczenia duchowe nr 75).

To nie ma być przelotne spojrzenie, takie ślizgnięcie się po powierzchni. By dobrze spojrzeć trzeba przystanąć – zatrzymać się. Stanąć w odpowiedniej odległości, bo zbyt blisko czy zbyt daleko nie daje jasnego patrzenia. Przebija mądrość Ignacego o przystosowaniu do każdego i jego warunków. Ważne jest miejsce, gdzie mam wejść w modlitwę. To przestrzeń spotkania nie byle gdzie i nie byle jak, choć wiadomo, że nie jest możliwym przewidzenie wszystkiego. Gdy jesteśmy zaproszeni do ustalenia miejsca modlitwy to zgodnie z zaleceniem Autora Ćwiczeń polega to na widzeniu okiem wyobraźni (Ćwiczenia duchowe nr 47). Nie jakieś wymyślone obrazy, ale konkretne, które mnie zatrzymają dla lepszego i głębszego patrzenia. Zresztą to oko wyobraźni pojawia się wielokrotnie w dynamice rekolekcji i… życia.

Do tego punktu zajmowaliśmy się naszym spojrzeniem. Wiemy, że nie do końca jest ono dobre i przejrzyste. Ciągle mamy jakieś zasłony lub zakładamy przesłony. Otóż, najistotniejszą sprawą jest dotarcie właśnie do tego, żeby rozważać, jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie. Od tego spojrzenia zależy nasz sposób patrzenia. Tak, od jednego spojrzenia zależne jest moje patrzenie. W ewangeliach widzimy zwroty akcji, w których zaczęło się wszystko od Pan spojrzał na…  w psalmach spojrzenie Boga sprawia, że jesteśmy ludźmi rozpromienionego oblicza.

Okazuje się, że trudnością niemałą dla wielu rekolektantów jest wejść w to ćwiczenie. Preferujemy widzieć siebie swoimi oczyma czy tym, jak inni na nas patrzą. Czy przeraża nas Jego spojrzenie? Myślę, że nie dowierzamy, że ktoś patrzy na nas bez osądu, bez porównań jako na jedyną i niepowtarzalną osobę.

Ignacy w swej drodze nawrócenia kierował się z dnia na dzień coraz mocniej ku temu spojrzeniu. Miał wiele widzeń, w których odkrywał Boga i siebie. Pisze o niektórych w Opowieści Pielgrzyma (nr 27-30). Jego umysł zaczął się wznosić ku górze i ujrzał Trójcę Przenajświętszą jakby pod postacią trzech klawiszy… przedstawił się jego umysłowi sposób, w jaki Bóg stworzył świat… widział jasno umysłem swoim, jak Pan nasz Jezus Chrystus jest obecny w Najświętszym Sakramencie… widział oczami wewnętrznymi człowieczeństwo Jezusa Chrystusa… zaczęły się otwierać oczy jego umysłu i poznał wiele rzeczy duchowych, jak i odnoszących się do wiary i wiedzy. A stało się to w tak wielkim świetle, że wszystko wydało mu się nowe. Takie jest właśnie Boże spojrzenie, którego uczy nas św. Ignacy – w nim wszystko staje się nowe.

Od mistycyzmu do konkretności życia i na odwrót trzeba przechodzić: widzieć dobrodziejstwa otrzymane od Boga, widzieć jak Bóg mieszka w stworzeniach i we mnie, widzieć jak działa i pracuje dla mnie we wszystkich rzeczach stworzonych na obliczu ziemi. W końcu patrzeć, jak wszystkie dobra i dary zstępują z góry; jak moja ograniczona moc – od najwyższej i nieskończonej owej mocy z góry; i w podobny sposób sprawiedliwość, dobroć, miłość, miłosierdzie itd. tak, jak od słońca wychodzą promienie, jak ze źródła – wody itd. (Ćwiczenia duchowe nr 234-237).

***

16.12. Dzień pochwał, Łk 7,24-30

Człowiek po to został stworzony, aby Pana Boga swego chwalił i czcił. Dzień bez chwalenia Boga jest dniem straconym. Jakże smutnym musi być czas, w którym nie zobaczyliśmy Pana i Jego obecności, Jego działania. Przychodzi inna myśl Założyciela Towarzystwa Jezusowego, a mianowicie szukać i znajdować Boga we wszystkim, a wszystko w Nim.

Czymś naturalnym jest widzieć i cieszyć się, radować się i „zarażać” tą obecnością nieustannie odkrywaną innych ludzi. … albowiem w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, a przede wszystkim dzięki Niemu.

Pan Jezus chwali człowieka! Takie superlatywy, że w sercu aż ściska. Bóg chwali stworzenie, bo chwałą Boga żyjący człowiek. Wcale nie mówię o przysłowiowej chwalipięcie, bo od takiej to człowiek instynktownie odwraca się na pięcie.

W dniu  pochwał trzeba wiedzieć, co jest najważniejsze. Chodzi o właściwe kategorie patrzenia na świat i siebie i bliźniego. Chwalimy i czcimy po to, by znaleźć się w królestwie Bożym, jako najmniejsi. Nie udaremniajmy zamiaru Bożego względem nas.

Ignacy – człowiek ad maiorem Dei gloriam

To fundamentalne zawołanie i wezwanie dla Ignacego i jego synów duchowych. Właśnie po tych czterech literach AMDG rozpoznać można kościoły jezuickie na całym świecie. Tłumaczy się je: na większą chwałę Bożą.

W Ćwiczeniach duchowych Ignacy zachęca, by przed snem przeczytać fragment ewangelii, który mam rozważać następnego poranka i w kilku punktach ustalić treść rozważania (nr 73-74). Lubię tę zachętę opisać w słowach: z czym się kładziesz z tym wstajesz. Gdy budzę się rankiem mogę zająć się – dokładnie głowę – szukaniem odpowiedzi na pytanie cóż dziś pocznę, zrobię, zdziałam? Jeśli pierwszą myślą będzie ad maiorem Dei gloriam to zapewniam, że wszystko inne ułoży się. Jeśli bowiem Bóg i Jego chwała jest na miejscu najważniejszym, to wszystko poza tym jest na swoim, sobie właściwym miejscu.

Wykluczyć należy, bo tak można byłoby odczytać, że te słowa wpędzają ludzi w perfekcjonizm, który nie przynosi ni spełnienia ni radości, który zatruwa umysł i serce, który deformuje relacje i sposób patrzenia. Ignacy był człowiekiem na większą chwałę Bożą i myślę, że on sam, ale i ci, co pojmują i podejmują tę maksymę zgodzą się ze słowami św. Ireneusza, który powtarzał, że chwałą Boga jest żyjący człowiek. Ignacy był żyjącym człowiekiem, żyjącym całym sercem, duszą, umysłem, ze wszystkich sił swoich mając jeden cel: Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją (Ćwiczenia duchowe nr 23).

W jego osiągnięciu (nie zasłużeniu czy zarobieniu sobie) pomocą jest pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni (Ćwiczenia duchowe nr 23). To „więcej” to nic innego jak „maior” z zawołania ignacjańskiego.

To zawołanie jest nieustannie obecne. Codzienność ma być nim przeniknięta. To nie przypadek, że już na początku rekolekcji przed każdą modlitwą przychodzi zachęta Ignacego, aby prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały jego Boskiego Majestatu (Ćwiczenia duchowe nr 46)? To taka prosta modlitwa ofiarowania się Bogu. Gdyby ta prośba stała się o poranku i pierwszą myślą i pierwszym oddechem cóż by się działo przez cały dzień? Gdybym miał ją stale przed oczyma podchodząc do myśli się pojawiających, do wyborów, które podjąć trzeba, do słów, które zamierzam wypowiedzieć, do działań, które chcę podjąć to o ile mniej byłoby błędów, nieporozumień itp.

Na zakończenie rekolekcji nie sposób nie zachwycić się modlitwą AMDG: Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją, pamięć moją i rozum, i wolę mą całą, cokolwiek mam i posiadam. Ty mi to wszystko dałeś Tobie to, Panie, oddaję. Twoje jest wszystko. Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli. Daj mi jedynie miłość twą i łaskę, albowiem to mi wystarcza (Ćwiczenia duchowe nr 97-98).

Albowiem AMDG nie jest wydumaną, abstrakcyjną, niepojętą czy niedostępną regułą. Odnosi się ona do tu i teraz w wymiarze makro i mikro, w tym, co jest globalne i w tym, co tylko moje. Myślę, że św. Ignacy Loyola jest człowiekiem na większą chwałę Bożą w pełnym tego stwierdzenia znaczeniu. To przez jego życie i dzieło Bóg zmienił świat!

Bądźmy więc AMDG – bo to możliwe i godziwe.

***

17.12. Pokój i wierność, Mt 1,1-17

Będzie sielanka? O jakim pokoju jest więc mowa? Jego przyjście oznacza Jego obecność w rodowodach! Bóg jest obecny w historii ludzkości i historii każdego człowieka.

Już nie możemy oddzielić codzienności od obecności Bożej. Nie możemy oddzielić, ale też możemy udawać, że Go w niektórych płaszczyznach nie ma. Po prostu ignorować Jego obecność.

Piękną sprawą jest błogosławieństwo – jest darem Boga. Może je dać tylko ten, kto żyje Bogiem i w Bogu, kto Bogu zaufał. Wszystko prowadzi do pokoju jeśli jest przeżywane z Bogiem. Obietnica dana jest obietnicą realizującą się w czasie.

Oto owoc przyjścia Pana! To jest nasze tu i teraz. Zobacz więc wierność Boga. Zobacz na własne oczy jak Bóg potrafi przemienić to, co wydaje się być beznadziejne i bezowocne w twoim życiu. Bądź przy Bogu i w Bogu. Odrób dobrze lekcję historii i  geografii, twojej historii i geografii.

Ignacy Loyola – perspektywa nieogarniona w codzienności

Pada w ewangeliach zdanie tu jest coś więcej niż… odnosi się ono do Pana Jezusa, który objawia nam nowe życie, nowy styl życia, które sam wiedzie i zaprasza, byśmy Go naśladowali. Ignacy Loyola od początku świadomego życia ma przed sobą wielką przestrzeń – nie zamyka się na określone wymiary. U początków było to życie dworskie, kariera rycerska, czy też – jak sam to zaznacza w Autobiografii – dama nieporównanie wyższego stanu (nr 6), dla której jest w stanie tak wiele uczynić (przynajmniej na poziomie wyobraźni poruszonej romansami rycerskimi).

Jednakże owo coś więcej, które przygotował mu Pan nasz, Jezus Chrystus zapewne przerosło wszelkie wyobrażenia i zamysły. I to pierwsza myśl do przetrawienia – Ignacy nie bał się tego, co było po ludzku niemożliwe. Był wytrwały i cierpliwy w dążeniu do naznaczonego celu. Nie polegało to na chodzeniu po trupach i za wszelką cenę. Czy pamiętamy, że było ryzyko, iż papież rozwiąże dopiero co powstałe Towarzystwo Jezusowe? Czy wiemy, że pośród pierwszych jezuitów znaleźli się i tacy, co nie podzielali myśli Ignacego?

Czy Ojciec Ignacy potrzebował znaków? Myślę, że nie. Miał ten jeden, który obrazował sztandar pod który się zaciągnął i walczył – Syn Boży. W tym wyborze trwał i zapewne codziennie tysiące znaków było mu danych i widział je i dziękował za nie. Umiał – i to nie tylko w modlitwie, gdzie zachęca do tego – cały czas jakiś pożytek duchowy wyciągać ze wszystkiego (Ćwiczenia duchowe nr 106). I nie chodziło o korzyści materialne (bogactwo), czy o sławę czy o próżną pychę (por. Ćwiczenia duchowe nr 142). Owo więcej przekładał na język codzienności. Posyłając misjonarzy na nieznane tereny wystosowywał do nich długie listy instrukcji, na końcu których z pokorą zaznaczał, że skoro będą na miejscu to rozejrzą się i zrobią, co uważają.

Tak więc perspektywa nieogarnionej przestrzeni nie przerażała go, bo widział ją w codzienności. Nie była abstrakcją, a konkretem do podjęcia. Któż by pomyślał, że podejmie się – jako odpowiedź na dostrzeżone potrzeby – zbudowania systemu edukacji, który trwa od wieków? I że tak szybko szkoły jezuickie obejmą ówczesny świat?

Codzienność to także trud. Św. Ignacy Loyola, gdy był generałem Towarzystwa Jezusowego miał problem z pewną wspólnotą, która chciała mieć na modlitwy 7 godzin dziennie, co było niezgodne z Konstytucjami. Czy to nie było Boże pragnienie? Raczej pobożne życzenie nieprzemyślane do końca i widzące tylko jedną stronę medalu. Odpowiedź Ojca Ignacego była zdecydowana: skoro nie wystarcza 1,5 godziny przepisane to nawet i 12 nie będzie wystarczało, a to, co stanowi istotę jezuity – dyspozycyjność – zostanie zaprzepaszczone.

To coś więcej dla znawców duchowości ignacjańskiej w sposób rzekłbym automatyczny (co w tym przypadku oznacza dobrze rozeznany i ugruntowany i przeżywany) prowadzi do magis, którego podwaliny odnajdujemy w tekście Fundamentu: …trzeba pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni (Ćwiczenia duchowe nr 23).

Niech ilustracją będzie inne dictum św. Ignacego, w którym zachęca do szukania właściwego sposobu podejścia do każdej osoby i każdej sytuacji: Jest czymś wielce niebezpiecznym chcieć wszystkich prowadzić tą samą drogą do doskonałości; taki człowiek nie rozumie, jak różne i jak liczne są dary Ducha Świętego.

***

18.12. Trudność w przyjęciu Boga, Mt 1,18-24
Dziecko jest darem. Brzemienność także. Przyjście dziecka na świat jest niespodzianką. Dramat ludzi polega na tym, że nie chcą tej niespodzianki. Trudna sytuacja zaistniała między Maryją, a Józefem. Kiedy Bóg wkracza w życie człowieka to zaczynają się dylematy wedle ludzkiej logiki.

Maryja i Józef słuchają Boga. Bóg nie wbija klina między nich. Droga każdego z nich jest inna, choć idą wspólną. Do każdego Wszechmocny przychodzi na swój sposób. Józef musiał sobie poukładać. Nie szaleje jak zraniony zwierz. Józef kochał Maryję.

Powzięcie myśli nie zamyka możliwości ingerencji Bożego Ducha. Józef jest otwarty na Boga. Nie obraził się na Niego. Pan działa jak zwykle na ówczesne czasy – przychodzi do Józefa we śnie.

Pada ludzka odpowiedź na Boże wołanie – piękny objaw posłuszeństwa i zawierzenia Bogu. Józef uwierzył, że istotnie Bóg jest z nim, a konsekwencją tego było uczynienie tak, jak mu polecił anioł Pański: wzięcie Małżonki do siebie. Weź do siebie Maryję, bo Ona zrodziła i ciągle wydaje na świat swojego Syna!

Ignacy Loyola – człowiek żyjący w obecności i pod natchnieniem Ducha

Ignacy Loyola niewiele powiada o Duchu Świętym…  może dlatego, że pneumatologia nie była na fali? Mimo, że nowych ruchów we wspólnocie Kościoła nie brakowało, a wiele z nich niekoniecznie było zgodnych z prawdą objawianą przez Ducha w Kościele.

Niewiele mówiło się o tchnieniu Ducha Świętego, a… patrząc kilkadziesiąt lat do przodu odkrywamy, że życie i dzieło Ignacego Loyoli było wedle współczesnego języka pod natchnieniem Ducha Świętego.

Nie trzeba Go wymieniać! Nie trzeba ciągle o Nim mówić… skoro wierzymy, że Bóg jest wszędzie, że zgodnie ze słowami z Dziejów Apostolskich (17,27-28): …w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Nomen omen wypowiedział je św. Paweł na ateńskim czytaj pogańskim Areopagu. Z tego wypływa jeden wniosek: gdziekolwiek i o jakiejkolwiek porze z Duchem się spotykamy. Gdzie jest luka? Nie jesteśmy świadomi tego.

Chodzi o uświadomienie sobie – przede wszystkim na modlitwie – przed kim i jako kto staję na niej. Tutaj w prosty sposób odkrywamy geniusz Ignacego, który w proponowanej dynamice Ćwiczeń duchowych powiada, że pierwszym, najważniejszym i nieodzownym krokiem w spotkaniu z Bogiem jest stanięcie w obecności Bożej. Wszak to Duch modli się w nas, a gdy nam nie idzie modli się za nas. Od tego zaczyna każde wprowadzenie do modlitwy. W modlitwie obecność nie oznacza dotyku czy fizycznego widzenia. Nie opiera się ona na odczuciu czegoś lub kogoś.

To pewność wiary, iż spotykam się z Bogiem osobowym, żywym i prawdziwym, który chce rozmawiać z człowiekiem bezpośrednio, chce prowadzić dialog miłości, twarzą w twarz. Niech dozwoli Stwórcy działać bezpośrednio ze swoim stworzeniem, a stworzeniu ze swoim Stwórcą i Panem (CD nr 15).

Kiedy ojciec Ignacy zaprasza nas do „wejścia w modlitwę” czyli w relację z Panem zachęca do wypowiedzenia świadomie modlitwy przygotowawczej. To krótkie wezwanie streszcza wszelkie starania modlitewne istoty ludzkiej: Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały jego Boskiego Majestatu [46]. Bez pomocy Ducha Świętego nikt nie może powiedzieć, że Jezus jest Panem (1 Kor 12,3). Dlatego zawsze, przed każdą modlitwą, niech brzmi wołanie o Ducha, który, gdy nie umiemy się modlić, przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić  słowami (Rz 8,26-27).

Czytamy u św. Ignacego następujące wskazanie: …zanim się udam na to ćwiczenie, przypomnę sobie, dokąd idę i w czyjej obecności stanę (CD nr 131), a gdy już stanę do modlitwy, aby przez czas jednego Ojcze nasz stanąć na jeden lub dwa kroki od miejsca, gdzie mam kontemplować lub rozmyślać, a wzniósłszy umysł ku górze rozważać, jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd. i wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem (CD nr 75).

Ani słowa o Duchu Świętym, a wyczuwamy intuicyjnie, że to istota pneumatologii chrześcijańskiej. Bo On taki jest… nieuchwytny, a obejmujący wszystko. Objawia nam całą prawdę i do niej doprowadza na wiele sposobów. Tak jak to zrobił w życiu Ojca Ignacego i… jak to czyni w naszym życiu.

Życzę takiego niedotykalnego i bezpośredniego spotkania.

***

20.12. Zwiastować Dobrą Nowinę, Łk 1,26-38

Jakże miło jest zanieść komuś dobrą wieść! Bo raz, że samemu się zbuduję, dwa, że otrzymujący nowinę też się uraduje. Chrześcijanin ze swej natury i powołania ma być zwiastunem Dobrej Nowiny. Tak, jesteśmy aniołami posłanymi przez Boga do Nazaretów tego świata, do mężczyzn i kobiet naszych czasów.

Dobra Nowina to orędzie Bożej miłości, która przyjmuje ludzkie ciało (także ograniczenia), która jest tak miłująca, że chce być-z-człowiekiem.

W wydarzeniu Zwiastowania Pańskiego mamy paradygmat każdego chrześcijańskiego zwiastowania. Bóg przychodzi do człowieka, do jego miasta, do aktualnej sytuacji. Podejmuje dialog po imieniu. Ogłasza wieść niebywałą, niepojętą i czyni to w prostocie. Twarzą w twarz. Serce przemawia do serca.

Tylko przestrzeń serca jest w stanie przyjąć Dobrą Nowinę. Przemawia do serca  przez świadectwo bycia. Głosi się konkretnej osobie, do konkretnego serca. Jezus chce wejść do każdego ludzkiego serca i tam się narodzić. Maryja jest wzorem wysłuchania i przyjęcia Dobrej Nowiny.

Kto przyjmie ten będzie zbawiony! Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Dlatego, zabierz, Panie i przyjmij

Ignacy Loyola – syn Pani naszej (II)

Ignacy w Ćwiczeniach duchowych koncentruje się na Panu Jezusie i wypełnia w tym wolę Matki Bożej z Kany Galilejskiej: zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie mój Syn (J 2). Warto zauważyć nie tylko niezwykłą dyskrecję Świętego wobec Pani naszej, ale i Jej obecność w kluczowych momentach drogi rekolekcyjnej. Otóż pierwszą wzmiankę o Niej znajdujemy w nr 47, gdzie Autor wyjaśnia pojęcie ustalenia miejsca modlitwy. Mówiąc „miejsce materialne” mam na myśli np. świątynię lub górę, na której znajduje się Jezus Chrystus lub Pani nasza Maryja… Ona zawsze blisko swego Syna.

Następnym razem widzimy Ją w zaproszeniu do trzech rozmów końcowych na zakończenie rozważania misterium iniquitatis we własnym życiu. Otóż, rozmowa pierwsza skierowana do Pani naszej, aby wyjednała mi u Syna swego łaskę dotyczącą trzech rzeczy: P o  p i e r w s z e, abym miał wewnętrzne odczucie i poznanie swoich grzechów i odczuł wstręt do nich. P o  d r u g i e, abym odczuł nieład swych czynów, a brzydząc się nim poprawił się i uporządkował. P o   t r z e c i e – prosić o poznanie świata, abym czując doń wstręt odrzucił od siebie rzeczy światowe i próżne (Ćwiczenia duchowe nr 63). Maryja prosi za nami Syna. Nie daje łask, a wyprasza je. Tam, gdzie pojawia się Jej osoba Ignacy zaprasza, by odmówić na koniec Zdrowaś Maryjo. To jest bowiem modlitwa szczególnie droga Ojcu Ignacemu, co widać w kontemplacji o Wcieleniu, w dialogu Ojca z Maryją, w której pada pytanie: Czy chcesz zostać Matką mego Syna? I odpowiedź: Niech mi się stanie!

W medytacji Wołanie króla w jej kluczowym momencie pojawia się Pani nasza – jest to Dwór niebieski wobec którego ten, kto się zdecyduje składa z siebie ofiarę większej wartości i większej wagi (…) Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu nieskończonej Dobroci twojej i przed oczami chwalebnej Matki twojej i wszystkich świętych dworu niebieskiego… (Ćwiczenia duchowe nr 98). Jezuici do dziś w chwili składania ślubów zakonnych stają w tej obecności.

We wspomnianej kontemplacji o Wcieleniu Ignacy zachęca, by widzieć Maryję, słuchać co mówi i patrzeć co czyni, a na końcu przeprowadzić rozmowę (…) myśląc o tym, co powinienem powiedzieć Matce jego i Pani naszej. Prosić wedle wewnętrznego odczucia o to, co pomaga więcej do wstępowania w ślady i do większego naśladowania Pana naszego tylko co wcielonego (Ćwiczenia duchowe nr 109).

Na koniec drugiej kluczowej medytacji II tygodnia (Dwa sztandary) ponownie rekolektant ma odbyć potrójne kolokwium, a w pierwszym zwrócić się do Pani naszej, żeby mi uzyskała u Syna i Pana swego łaskę, aby mię przyjął pod swój sztandar, najpierw w najwyższym ubóstwie duchowym, a jeśliby się to podobało jego Boskiemu Majestatowi i chciałby mię do tego wybrać i przyjąć, to niemniej i w ubóstwie zewnętrznym. Po drugie w znoszeniu zniewag i krzywd, abym go w nich więcej naśladował, bylebym tylko mógł je znosić bez czyjegokolwiek grzechu i z upodobaniem jego Boskiego Majestatu (Ćwiczenia duchowe nr 147). I jeszcze – zgodnie z wielowiekową Tradycją Kościoła – w pierwszej kontemplacji Zmartwychwstałego jesteśmy wezwani do tego, by zobaczyć jak Chrystus nasz, ukazał się Pani naszej  (Ćwiczenia duchowe nr 218-220.299).

Kluczowe miejsce Pani naszej jest kluczem do dyskrecji i pokory serca. Ona nas tego uczy i Jej syn, św. Ignacy Loyola uczył się tego od Niej. Wszystko po to, by  dogłębnie poznać Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, aby Go więcej kochać i więcej iść w Jego ślady (por. Ćwiczenia duchowe nr 104). W Gliwicach na Śląsku jezuici posługują w Sanktuarium Matki Bożej Dobrej Drogi. Na Ikonie widnieje napis: O Mater Dei electa, esto nobis via recta – O Matko, przez Boga wybrana prowadź nas prostą drogą do Pana. Albowiem najwięcej o Synu (po)wie Jego Matka.

***

21.12. Tak jak Maryja i Elżbieta, Łk 1,39-45

Trzeba wiedzieć do kogo się idzie… niekiedy nawet nie trzeba nic mówić. Maryja i Elżbieta to dwie kobiety obdarowane. I zdają sobie z tego sprawę. Są świadome wybrania Bożego i dlatego wybierają się do siebie.

Kto napełnia się Bogiem staje się „automatycznie” Bożym darem dla innych. Jest etap przed „dzieleniem się”, a mianowicie droga refleksji z Nazaretu (mój Nazaret i konieczność wyjścia z niego – nie ucieczki!) do Ein Karem (miejsce Elżbiety). Trzeba zachowywać i rozważać w sercu wszystkie te wydarzenie. Maryja miała kilka dobrych dni, by roz-ważać czyli położyć na lewą szalę, czy na prawą, żeby utrzymać równowagę. To lepsze niż rozstrzygać. Idzie o uporządkowanie.

Trochę w tym spotkaniu niezrównoważenia. Jakby szalki wagi się rozkołysały! Wyrusza by dotrzeć, nie ociąga się, nie szuka usprawiedliwień, nie zatrzymuje za dużo po drodze. Układa się w drodze! Układa się we mnie! Drogę czyniąc ku celowi porządkuję me życie.

Czy dzień dobry wypowiedziane z miłością o poranku jest ekstremalne? Szalom, które Maryja skierowała do swej krewnej okazuje się, że poruszyło tak wiele. Dar Boży poruszył dar Boży. Swój odnalazł swego.

Błogosławiony owoc życia, który nosisz w sobie. Dzieciątko nie wierciło się w łonie Elżbiety. Poruszyło się z radością oddając chwałę Bogu Najwyższemu, który wcielił się w łono Maryi.

Ignacy Loyola – rozkochany w Jezusie Chrystusie

Jeśli moje życie nie ma celu to staje się bezcelowe. Mówię o celowości jako o postawie serca i perspektywie, ku której wznosi się me serce. Gdy staje się do drogi rekolekcyjnej to Ojciec Ignacy dobitnie powtarza, że każda modlitwa ma mieć swoją intencję (cel) tzn. łaskę, o którą należy prosić.

Jest to wprowadzenie drugie: Prosić Boga, Pana naszego, o to, czego chcę i pragnę. Prośba ta ma się stosować do danego przedmiotu (nr 48). Oto przykładowe łaski, o które prosi rekolektant: o wielką i głęboką boleść duszy i o łzy z powodu mych grzechów (nr 55); żebym nie był głuchy na jego wezwanie, lecz skory i pilny do wypełnienia jego najświętszej woli (nr 91); łaskę do wybrania tego, co bardziej jest [pomocne] do chwały jego Boskiego Majestatu i do zbawienia mojej duszy (nr 152); o boleść wespół z Chrystusem pełnym boleści, o udrękę serca z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie (nr 203); o łaskę wesela i silnej radości z powodu tak wielkiej chwały i radości Chrystusa, Pana naszego (nr 221); o wewnętrzne poznanie tylu i tak wielkich dóbr otrzymanych [od Boga], abym w pełni przejęty wdzięcznością mógł we wszystkim miłować jego Boski Majestat i służyć mu (nr 233).

Jednakże jedna z najpiękniejszy łask, o które prosi św. Ignacy Loyola w czasie Ćwiczeń duchowych mieści się na początku II tygodnia w Kontemplacji o Wcieleniu, a która tak wiele mówi o nim samym: …prosić o dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym go więcej kochał i więcej szedł w jego ślady (nr 104). Ignacy kocha Pana Jezusa ponad wszystko. Po nawróceniu nie wyobraża sobie życia pod innym niż Krzyża sztandarem! Rozważyć, że wszyscy ludzie, mający rozsądek i zdrowy rozum, ofiarowaliby się całkowicie na trud [razem z Chrystusem] (nr 96).

Uściślenie wskazane przez Ignacego (i powtarzane w Konstytucjach) jeszcze dokładniej objawia serce tego Świętego męża: o to, czego chcę i pragnę. Nie pomylę się jeśli w tym miejscu zacytuję słowa Apostoła Narodów, w których Ignacy się odnajduje w pełni: …to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim (Flp 3,7-9).

Chrystus zdobył serce Ignacego i dlatego chce i pragnie więcej Go kochać i odznaczyć się we wszelakiej służbie swego Króla wiecznego i Pana wszech rzeczy (…) ofiarując się całkowicie na trud i składając z siebie ofiarę większej wartości i większej wagi (nr 97). Jaką? Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu nieskończonej Dobroci twojej i przed oczami chwalebnej Matki twojej i wszystkich świętych dworu niebieskiego, [oświadczając], że chcę i pragnę i taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majestat twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia (nr 98). Albowiem miłość zakłada się więcej na czynach niż na słowach (nr 230) wypełnił to w swoim życiu i swoim życiem niosąc w sercu i oczach owo IHS – święte Imię Jezus.

W addycji piątej (nr 77) mamy o „sprawdzeniu” uzyskanej łaski: Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans (…) zbadam, jak mi się powiodła modlitwa. Jeśli źle, to szukam przyczyny, żałuję i poprawiam się. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu. Wierzę, że Ignacy całe życie otrzymywał łaskę z nr 104 Ćwiczeń duchowych.

***

22.12. Kairos, Łk 1,46-56

To jest kairos, czas łaski, czas obdarowania. To dzieje się nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi czy wręcz odrzucamy tę obecność. Albowiem dzięki Niemu żyjemy! Bóg przyjmuje ludzkie ciało. Nie, nie bawi się. Nie na niby. Nie dla popisu. Realnie, rzeczywiście, prawdziwie.

Maryja w owym czasie wyśpiewuje pieśń kairosu, pieśń serca, duszy i ducha człowieczego. Cały człowiek ją śpiewa. Bóg jest w centrum tej pieśni.

Co jest treścią tej pieśni? Wielkie rzeczy, które uczynił i czyni nam Wszechmogący. Skupiamy się na świętym Jego imieniu. To tęsknota ludzkiego serca za pełnią, tęsknota za kairosem kairosów – za końcem adwentu.

Chodzi o wielkie i małe rzeczy przez Niego uczynione. Drobne sprawy dnia codziennego. Z nich bowiem tkamy płótno człowieczeństwa. Nitki są różnego rodzaju i koloru. Maryja je wymienia. Pośpiewały sobie tę pieśń przez około trzy miesiące. By się nasycić. By się ucieszyć. Jak to mówi św. Ignacy Loyola, aby w czasie pocieszenia sycić się na czasy trudne. Róbmy to samo. Byśmy napełnieni Bogiem mogli podjąć przychodzące czasy, by stały się one kairos. Dla nas i dla całego świata.

Ignacy Loyola – AMDG czyli magis

Wbrew temu co świat trąbi od początku istnienia, a mianowicie ad maiorem mei gloriam (na większą moją chwałę) św. Ignacy Loyola zaszczepił w serca jezuitów i nie tylko inne zawołanie, a mianowicie ad maiorem Dei gloriam (na większą chwałę Bożą).

Oto jedno z najbardziej znanych skrótów myślowych św. Ignacego Loyoli. To człowiek chwały Bożej. Nieznany jako , bo niewielu sobie to uświadamia (także spośród odprawiających rekolekcje), jeden z największych charyzmatyków. Jasno ustawia cel człowieka: Chwalić Pana Boga (Ćwiczenia duchowe nr 23). Jednak nie spontanicznie, kiedy przyjdzie ochota, a w kluczu więcej, bardziej, mocniej, głębiej. Nie powierzchownie, a w głębi i do głębi. Nie po łepkach, a do samego dna morza i najdalszych zakątków nieba.

To uwielbienie życiem – nie od czasu do czasu, ale we wszystkim i przez wszystko. Nie sposób nie wspomnieć tutaj „zakończenia” rekolekcji, a mianowicie kontemplacji ad amorem, w której Bóg jest dostrzegany i uwielbiany w obecności, byciu, działaniu, pracy dla człowieka i w człowieku, dla świata i w świecie. Tutaj każdy ma swoje osobiste doświadczenie i to ono staje się źródłem uwielbienia, materia tzn. Bóg, który jest obecny tu i teraz.

Pisze w Konstytucjach do młodych jezuitów przygotowując się do przyjęcia kapłaństwa: …niech będą przekonani, że nic milszego dla Boga nie uczynią ponad to, że pilnie będą się uczyć (…) [dlatego] należy usuwać wszystko, co przeszkadza w nauce (…) nabożeństwa, umartwienia (…) i inne działania na rzecz bliźnich. Jeżeli jestem jezuitą-studentem, to najbardziej uwielbiam Boga studiując. To czyni ze mnie doskonalsze narzędzie w ręku Boga, by później Jemu bardziej służyć i wielbić Go w pracy apostolskiej. Będąc mężczyzną, kobietą… będąc ojcem, matką… będąc pracownikiem, pracodawcą… będąc lekarzem, nauczycielem, listonoszem, kucharką… Uwielbienie prowadzi do doskonałości!

Tak więc ignacjańska szkoła uwielbienia to szkoła magis czyli pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni (Ćwiczenia duchowe nr 23). Tak więc chodzi wręcz o obsesję, a może lepiej byłoby powiedzieć pasję szukania większej chwały Bożej. Byli nią przepełnieni pierwsi jezuici, którzy przez wypełnianie misji zmienili świat.

Także i dziś świat i Kościół potrzebuje ludzi chwały, ludzi żyjących chwałą i na chwałę Bożą. W Liście o doskonałości św. Ignacy tak zachęca: Przypatrzcie się Waszemu powołaniu, a zobaczycie, że to, co w wypadku innych nie byłoby mało, w Waszym wypadku nie wystarczy. (…) Bóg zechciał, żebyście wszyscy mogli poświęcić się celom, dla których Was stworzył, mianowicie szerzeniu Jego czci i chwały.

***

23.12. Cudowne przeżycia, Łk 1,57-66

Cuda się zdarzają. Z jednej strony niedowierzamy, że coś takiego może się wydarzyć, a z drugiej nie widzimy, bo... odbywa się wedle innego scenariusza. Są momenty, że słuchając ludzi raduję się i dziękuję Bogu za Jego przecudne działanie, a z ust opowiadających słyszę narzekanie, że to nie tak, że nie tak powinno być.

A czego byś chciał? Jak pojmujesz cud czyli cudowną ingerencję Boga. Cudowną nie oznacza dziwaczną, ale tę, która jest piękna, pełna Bożej harmonii i porządku. Cudowną czyli przenikniętą Jego obecnością.

Droga adwentowa Elżbiety i Zachariasza. Dwojga pięknych ludzi. Małżeństwa, które nie miało dzieci. I nie ustawało w drodze. Cały ten proces wskazuje na sposób przeżywania Bożego Narodzenia. Przygotowywaliśmy się usilnie. Oczekujemy tych narodzin. I tak nas zaskoczą. Dajmy się zaskoczyć. Maryja przychodzi do nas z Synem. Oby poruszyły się nasze serca. Oby zadrżały i zatańczyły. W końcu oby dotarło do nas, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nami.

Boże Narodzenie to okazja do dawania świadectwa wiary, wszak ode mnie zależy w jaki sposób będę je świętował. Moim imieniem jest Jezus. Można to uczynić na wiele sposobów. By wszyscy się dziwili.

Pozostając wierni Bogu wtedy otwierają się usta, język się rozwiązuje i mówimy wielbiąc Boga. Żyjąc Bogiem przyczyniam się do tego, że w całej krainie (…) rozpowiada się o tym wszystkim, co się zdarzyło. Prośmy, by wszyscy, którzy usłyszą o narodzinach Pana brali to sobie do serca i pytali: Kimże jest to Dziecię?

Ignacy – człowiek obojętności nie obojętny

W refleksji o słusznej mierze odkrywaliśmy, że zmierza ona do doświadczenia wolności. Ta zaś, wedle Ignacego Loyoli zaczyna się od zdrowej obojętności. Ta niezdrowa nic dobrego nie przynosi. Kojarzy się nam z biernością (apatią) i chłodną postawą (wyrachowanie). Taki tumiwisizm z brakiem zaangażowania. To także w ogólnym pojęciu minimalizm, ślizganie się po powierzchni. Byle przeżyć, byle przepchnąć.

Człowiek obojętności proponowany w Ćwiczeniach duchowych nie ma nic wspólnego z niezdrową obojętnością. U Ignacego jest konkretny człowiek tzn. osoba zraniona przez grzech z osobistą historią grzechu. Nieuporządkowanie to ogranicza naszą wolność – nie da się żyć zgodnie z ideałem danym nam przez Pana. Porządek wprowadzany we własne życie jest celem rekolekcji. Są to wszelkie sposoby przygotowania i usposobienia duszy do usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu – do szukania i znalezienia woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla dobra i zbawienia duszy (Ćwiczenia duchowe nr 23).

Dając słuszną miarę (o tyle o ile) wysuwa Ojciec Ignacy następujący postulat: Musimy się stawać obojętnymi wobec wszystkich rzeczy stworzonych, jeżeli to zostało pozostawione całkowicie swobodnej decyzji naszej wolnej woli, a nie zostało zakazane (Ćwiczenia duchowe nr 23). Bo dotyczy obojętność ignacjańskia tego, co moralnie dobre czy też obojętne. Nigdy złe!

Musimy stawać się czyli podjąć walkę! I znowu o istocie Ćwiczeń duchowych. Mają one na celu odniesienie zwycięstwa nad samym sobą i uporządkowanie swego życia tak, by nie ulegać jakiemukolwiek nieuporządkowanemu przywiązaniu (Ćwiczenia duchowe nr 21). Dochodzimy do obojętności wobec wszystkiego tj. widzimy rzeczywistość w świetle Boga. To samo spojrzenie dotyczy patrzenia na własne życie. Ignacy daje cztery płaszczyzny ćwiczenia się w obojętności: zdrowie – choroba, bogactwo – ubóstwo, szacunek – pogarda i życie długie – życie krótkie. Obejmuje ta zasada wszystko: i podobnie we wszystkich innych rzeczach. Nie zapominajmy, że ta obojętność odnosi się do wszystkich wartości, które człowiek może wybrać w sposób wolny.

W całej prawdzie z Ćwiczeń wychodzi człowiek wielkich pragnień! W innym miejscu Autor książeczki Ćwiczeń pisze o obojętności jako o stanie wewnętrznej równowagi, jako o dążeniu do tego, by być jak języczek u wagi (Ćwiczenia duchowe 179).

A po co? By – jak już wielokrotnie zostało wspomniane – pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni (Ćwiczenia duchowe 23). Jakże dynamiczna to obojętność, jakże kreatywna, jakże otwarta, a przede wszystkim jakże wolna! Takiej wolności nas uczy.

I o taką wolność dla siebie i każdego proszę.

***

24.12. W Bogu błogosławieni, Łk 1,67-79

Zachariasz, któremu narodził się Jan, syn obietnicy odkrywa plan Boży względem niego, Elżbiety i ich dziecka. Nie zagarnia syna obietnicy dla siebie. Trzeba uczyć się nam codziennie, że Bóg jest dla każdego, że stał się Ciałem dla każdego, że za wszystkich umarł i zmartwychwstał.

Radość Zachariasza była wielka! Całe życie oczekiwał na poczęcie i narodzenie potomka i stało się. Dobrze wie i pamięta, że dziecko to dar Boży.

Pan już nie może być bardziej! Przyszedł w ludzkim ciele. Tę bliskość Zachariasz pogłębiał w dziewięciomiesięcznym zamilknięciu. Pieśń Zachariasza rozpoczyna się od wysławiania Pana, Boga Izraela. Motyw jest fundamentalny, rzekłbym bożonarodzeniowy, albowiem błogosławiony Pan, bo lud swój nawiedził i wyzwolił.

Błogosławiony Bóg i błogosławiony człowiek, ja i ty, błogosławiony, bo zanurzony w Błogosławionym. To ojciec ma uczyć swych dzieci zbawienia w tym szczególnym wymiarze odpuszczania grzechów związanym z istotą Boga, a mianowicie serdeczną litością naszego Boga, co zwiemy miłosierdziem. Tego ojciec ma uczyć swe dzieci.

Motyw bożonarodzeniowy: nawiedzi nas z wysoka Wschodzące Słońce, przyjdzie Bóg, Mesjasz Pan. Zapowiedziana obietnica się spełnia, by światłem stać się dla tych, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają.

Ignacy Loyola – Ojciec

Zadziwia fakt, że w Ćwiczeniach duchowych Ignacego Loyoli nie ma zbyt wielu bezpośrednich odniesień do Boga Ojca. Najczęściej używane imię to Stwórca i Pan. Czy brakuje Ojca? Żadną miarą. Postaram się to pokazać.

Otóż, najczęściej pojawiającym się zwrotem jest ignacjańskie podawane na koniec każdej modlitwy: Odmówić Ojcze nasz… To raczej nie przypadek, a klarowny wybór Ojca Ignacego. Idzie to po linii zachęty, by odnosić często wszystkie sprawy do Ojca i Jemu dziękować, bo to od Niego.

Skąd poznajemy Ojca? Pierwsza intuicja związana jest z uwagą (Ćwiczenia duchowe nr 75). Zaprasza do rozważenia jak Bóg, Pan nasz patrzy na mnie i zachęca by czynić to przez czas jednego Ojcze nasz. Możemy odnieść to do Ojca, przed którym staje się z szacunkiem. Dalej, w książeczce Ćwiczeń podany został drugi sposób modlitwy (Ćwiczenia duchowe nr 249 nn), który polega na kontemplowaniu znaczenia każdego słowa [danej] modlitwy. Jako pierwszą modlitwę do rozważań podaje Modlitwę Pańską. To proste narzędzie do poznawania Ojca. W jaki sposób? Drugi sposób modlitwy polega na tym, że osoba modląca się, klęcząc lub siedząc, zależnie od większej dyspozycji, w jakiej się znajdzie, i od większej pobożności, jaka jej towarzyszy, z oczyma zamkniętymi lub utkwionymi w jednym punkcie, bez rzucania nimi tu i ówdzie, wymówi słowo: "Ojcze"… 

…i zatrzyma się w rozważaniu tego słowa tak długo, jak długo będzie znajdywać [różne] znaczenia, porównania, smak i pociechę w rozważaniach odnoszących się do tego słowa. I w ten sam sposób niech postępuje z każdym słowem modlitwy Ojcze nasz (...) Dobrze wiemy, że Syn Boży objawia nam miłosierne oblicze i serce Ojca – całe rekolekcje jako „przedmiot” rozważań mają właśnie Jezusa Chrystusa, który objawia nam Ojca. Dobrze zna Ojca św. Ignacy – jakże lubi o Ojcu mówić Nieskończona Dobroć.

W ważnych momentach drogi Ćwiczeń Założyciel Towarzystwa Jezusowego zaprasza do potrójnej rozmowy. Zwracam się najpierw do Matki Bożej, by Ona poprosiła Syna, aby Ten wstawił się u Ojca. Tak samo trwając przed Synem prosimy, by przedstawił Ojcu te same prośby. W końcu stajemy przed Ojcem – z uszanowaniem – otwierając przed Nim swoje serce (por. Ćwiczenia duchowe nr 62-63, 147 i 199).

Fundamentalne, a nawet konstytutywne wydarzenie w życiu Ignacego (i Towarzystwa Jezusowego) miało miejsce wedle tradycji w La Storta. Opowiada o nim w Autobiografii (nr 96): Po przyjęciu święceń kapłańskich postanowił, że przez rok nie będzie odprawiał mszy św., przygotowując się do niej i prosząc Matkę Najświętszą, aby go chciała przyłączyć do swego Syna. W tle dopatrzeć się możemy pierwszej rozmowy, o których wspomniałem wyżej. Następnie Ignacy opisuje: Pewnego dnia (ok. 15 XI 1537) gdy był w pewnym kościele o kilka mil od Rzymu i modlił się, poczuł taką zmianę w duszy i ujrzał z tak wielką jasnością, że Bóg Ojciec przyłączył go do swego Syna Jezusa Chrystusa, iż nie odważyłby się nigdy wątpić o tym, że Bóg Ojciec przyłączył go do swego Syna. Oto Ojciec niebieski spojrzał z łaskawością na ofiarę Ignacego z własnego życia, by upodobnić się do Syna.

To ma prowadzić nie tylko do teoretycznej wiedzy, bo miłość jest praktyczna i opiera się bardziej na czynach niż na słowach i dlatego św. Ignacy rozmiłowany w Ojcu przez poznanie, umiłowanie i naśladowanie Syna chce być w sprawach Ojca, dlatego wprowadzając do rozważania o stanach życia napisał, ażeby w sposób czysty (wyłączny) oddać się służbie Ojca Przedwiecznego (Ćwiczenia duchowe nr 135).

Umiłujmy Ojca jak Syn Go umiłował… jak św. Ignacy Go miłuje.

 

Warto odwiedzić