Manna
Gdy się warstwa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok tego Izraelici pytali się wzajemnie: Co to jest? Wtedy powiedział do nich Mojżesz: „To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm”. Wj 16, 14-15
Manna to nie tylko pewien fakt historyczny, to przede wszystkim doświadczenie duchowe Izraela, w które Bóg chce wprowadzić i nas. Izrael miał już wcześniej wiele doświadczeń Pana Boga. Widział Jego potęgę podczas plag egipskich, a zwłaszcza podczas przejścia przez Morze Czerwone. Miał jednak wrażenie, że ten potężny Bóg jest tylko od spraw wielkich. O codzienne, drobne sprawy i potrzeby człowiek musi troszczyć się sam. Tu na Boga nie ma co liczyć. Po co On, wielki Pan nieba i ziemi, miałby takimi sprawami zawracać sobie głowę? Myślę, że takie przekonanie i nam nie jest obce. Dlatego Pan Bóg wyprowadza lud
Izraela na pustynię, na miejsce, gdzie o te codzienne, drobne, ale jakże ważne życiowo sprawy nie da się zadbać. Izraelici przekonani, że takie sprawy należą do ludzi, buntują się przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi, bo co to za przywódcy, którzy prowadzą ich tak niekompetentnie, że cały naród ryzykuje śmierć głodową. Owszem, Bóg swoje zrobił, wyzwolił ich, a teraz ludzie zawodzą. Są aż tak rozczarowani ich przywództwem, że niewola egipska wydaje się im milsza.
Tymczasem to nie Mojżesz czy Aaron prowadzą tak lud, ale sam Bóg. To On daje im doświadczenie pustyni, aby poznali, jak jest bliski człowiekowi, jak widzi wszystko i dba także o te drobne, codzienne potrzeby. Pan Bóg obdarza ich czymś tak niezwykłym, że nie znajdują na to nazwy. Pytają więc: Man hu – co to jest? i to potem staje się nazwą tego daru Boga. Dla nas w słowie „manna” nic się nie kryje, ale dla Izraela cały czas pozostaje to zdziwienie i pytanie jako wyraz głębokiego doświadczenia troski Boga o ich sprawy codzienne. Tej troski w postaci manny doświadczają zresztą potem przez całe lata, by wyryło się to w ich pamięci na zawsze. Oczywiście dar manny nie miał służyć temu, aby siąść na laurach i oczekiwać, że Pan Bóg zaspokoi wszystkie potrzeby, jak to później niektórzy interpretowali, a co ganił już św. Paweł. Manna przecież ustała z chwilą wejścia Izraela do Ziemi Obiecanej. Chodziło o to, żeby mieć takie doświadczenie opieki Bożej, by troski doczesne nie powstrzymywały wierzącego od trwania przy Słowie Bożym i pełnienia woli Boga.
Pan Jezus sam powróci do tej zasadniczej ufności w Bożą Opatrzność, gdy powie w Kazaniu na Górze: Nie martwcie się i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko
będzie wam dodane (Mt 6, 31-32). Tym bowiem różni się chrześcijanin od poganina, że zna naturę Boga, czyli Jego miłość, która objawia się we wszystkim: od spraw największych po najdrobniejsze. W naszej codzienności nie dajmy się pochłonąć pogaństwu, które i w naszych czasach sączy się z bardzo wielu źródeł. Sprawy doczesne, owszem, mają swoją wagę, ale nie mogą stać się narzędziem Złego, by zdusić niczym ewangeliczne ciernie Boże Słowo. Prowadzi nas ono do życia dosłownie „o niebo” przewyższającego życie doczesne, które przecież i tak kiedyś się skończy. Jezus zapowiada to nowe życie, odwołując się do daru manny Izraela, i mówi: Ojcowie wasi jedli mannę, a poumierali… Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (J 6, 49. 51). Jako wierni uczniowie Jezusa stajemy się Jego dziedzicami.