Zapomniane warunki dobrej spowiedzi
Nieraz mamy pragnienie, by spowiedź stała się przeżyciem, by nastąpiło jakieś namacalne katharsis, wewnętrzne oczyszczenie, poczucie ulgi. Niektórzy księża próbują na różne sposoby kształtować przebieg spowiedzi tak, by stała się swego rodzaju liturgiczną celebracją Bożego przebaczenia i miłosierdzia.
Ale to da się uczynić tylko w specjalnych okolicznościach czasu i miejsca. Nie można sobie na to pozwolić podczas przedświątecznej spowiedzi, gdy w kolejce czeka dziesięć osób. Gdy jest dosyć czasu można np. rozpocząć od wspólnego medytacyjnego odmówienia Psalmu 51. Kardynał C.M. Martini SJ zachęcał, by sakrament pokuty rozpocząć od zauważenia i docenienia wszelkiego dobra, które wydarzyło się od ostatniej spowiedzi i podziękowania za nie. Ja staram się rozpoczynać ten sakrament od wspólnej modlitwy z osobą spowiadającą się o łaskę szczerego wyznania grzechów, głębokiego żalu za nie, o łaskę zdecydowanego postanowienia poprawy i umiejętność zadośćuczynienia za grzechy. W tych intencjach odmawiamy wspólnie Ojcze nasz. Dopiero wtedy rozpoczynamy spowiedź. Jest to mój sposób na przypominanie warunków dobrej spowiedzi, których konieczność realizacji nieraz umyka.
Problem z żalem
W spowiedzi często skupiamy się na rachunku sumienia. Dla wielu wydaje się on najtrudniejszy. Niektórzy mają nawet problem z przypomnieniem sobie popełnionego zła. A gdy się coś przypomina, to zaraz pojawiają się wątpliwości, czy to aby na pewno jest grzech, albo czy też aby na pewno go popełniłem. Wielu uważa za trudną rzecz wyznanie grzechów przed kapłanem. Odpowiednią szatą słowną starają się zneutralizować wymowę popełnionego zła. Ale prawdziwy problem pojawia się, gdy przechodzimy do kolejnych warunków dobrej spowiedzi: żalu za grzechy, postanowienia poprawy i zadośćuczynienia.
Czasem spowiadający się nie wiedzą, dlaczego mają żałować, skoro grzech był nieraz dla nich pozytywnym przeżyciem, przyniósł im radość i przyjemność, doświadczyli ulgi, a może nawet pozwolił odzyskać poczucie, że jest sprawiedliwość na tym świecie. Da się to szybko wyczuć. Trudno bowiem mówić o żalu, gdy nie ma decyzji dążenia wszelkimi sposobami do zmiany swojego postępowania. Jeżeli człowiek nie rozpoznał zła grzechu, jego destrukcyjności, przewrotności, złudności, to nie ma motywacji, by od grzechu się odwracać. Czy spowiedź staje się w takim razie sakramentem nawrócenia i pojednania?
Zadośćuczynienie
Aby spowiedź stała się sakramentem nawrócenia, konieczne jest zobowiązanie do tego, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by w przyszłości grzech się nie powtórzył. Aby spowiedź stała się sakramentem pojednania, konieczne jest zobowiązanie, że naprawię popełnione zło. Uświadomienie sobie, że powinienem zadośćuczynić, czyli jakoś konkretnie naprawić wyrządzone zło, w istotny sposób zmienia podejście do spowiedzi. Staje się ona czymś bardzo poważnym. Wymaga bowiem nie tylko konfrontacji z sobą, z Bogiem, ale i z rzeczywistością, która podległa destrukcji, chaosowi, rozbiciu wskutek mojego kłamstwa, oszustwa, kradzieży, nieuporządkowanych zachowań seksualnych, egoizmu itd. Podejmując zadośćuczynienie, musimy bowiem z pewnymi ludźmi porozmawiać, pewne rzeczy wyjaśnić, odnowić, wyprostować, zakwestionować siebie. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje: Wiele grzechów przynosi szkodę bliźniemu. Należy uczynić wszystko, co możliwe, aby ją naprawić (na przykład oddać rzeczy ukradzione, przywrócić dobrą sławę temu, kto został oczerniony, wynagrodzić krzywdy). Wymaga tego zwyczajna sprawiedliwość (1459). To zmusza nas do zaangażowania, przezwyciężenia siebie, zmiany myślenia i odczuwania. Gdy sami doświadczymy, ile walki i zmagania wymaga naprawienie zła, jaśniej możemy sobie uświadomić, co i jak głęboko zostało zniszczone. Grzech wyraźnie jawi się jako destrukcja i chaos. Wyłania się jego zło, a wraz z nim smutek i żal oraz pragnienie, by było mniej zła, by samemu go nie pomnażać.
Oczywiście, sami zła nie naprawimy, ale i ono samo się nie naprawi. Potrzeba zarówno łaski Bożej, jak i naszego zaangażowania. Łaskę potrzebną do zadośćuczynienia otrzymujemy w sakramencie. Często jednak jej nie podejmujemy, nie ma w nas woli współpracy z tą łaską, która ma na celu pomóc nam odbudować i uporządkować zniszczony przez nas ład stworzonego przez Boga świata. Łaska sakramentu nie jest wtedy owocna, nie ukazuje swej twórczej mocy. Jest zmarnowana.
Trudno uwierzyć w szczerość żalu za grzechy – który jest zasadniczy dla spowiedzi – jeśli w spowiadającym się brak zdecydowanego i mocnego postanowienia zmiany oraz woli konkretnego, praktycznego zadośćuczynienia za popełnione zło. Spowiedź staje się jakby niedokończona. Nie może rozwinąć się z pojedynczego aktu w przeżycie naznaczające codzienność, przeżycie, które sięga podstawowej orientacji życia. Być może nawet spowiedź staje się oszukiwaniem siebie, Boga i bliźnich. W tej sytuacji niewątpliwie – prędzej czy później – pojawi się poczucie jej bezsensowności.