Bóg jest mi bliski
To, o czym odtąd będę mówił, jest przeznaczone przede wszystkim dla głęboko wierzących katolików, dla tych zatem, którzy gorliwie i chętnie pełnią nałożone na siebie przez Pana Boga i Kościół obowiązki religijne. Nie oznacza to jednak, że będą to prawdy w jakiś sposób zastrzeżone, mogą ich bowiem słuchać ludzie słabo wierzący, a także całkiem niewierzący, w takich ludziach jednak tylko łaska wiary może sprawić, że przyjmą oni te wszystkie prawdy, łaska, którą – jak już pisałem poprzednim razem – Pan Bóg co prawda wszystkim ludziom daje, nikogo jednak nie zmusza do jej przyjęcia, toteż nie wszyscy chcą ją przyjąć i nie wszyscy ją przyjmują.
Łaska wiary sprawia, że ludzie wierzący znajdują się jakby wewnątrz tajemnicy zbawienia i bezpośrednio oglądają wszystkie jej wspaniałości, brak tej łaski natomiast powoduje, że niewierzący pozostają ciągle na zewnątrz tajemnicy, mimo że drzwi do niej także dla nich pozostają szeroko otwarte. Słyszą z wnętrza słowa Boga, który ich do tego stopnia miłuje, że im swój głos słyszeć pozwala i swoje prawdy, ale nie widzą, bo — przynajmniej w tej konkretnej chwili — do wnętrza świadomie i dobrowolnie wejść nie chcą i niczego też widzieć nie chcą[1].
W naszym Składzie Apostolskim najważniejsze są dwa pierwsze słowa: Wierzę w Boga, stanowią one bowiem podstawę tego wszystkiego, co po nich wyznajemy. Cały symbol wiary mówi o Bogu, a jeśli mówi również o człowieku i o świecie, to czyni to w nawiązaniu do Boga jako Stwórcy i w odniesieniu do Boga jako Zbawiciela. Wszystkie artykuły Składu Apostolskiego tak bardzo zależą od pierwszego, że jeżeli ktoś odrzuci pierwszy, to konsekwentnie odrzucić musi wszystkie pozostałe, te zatem, które nam „pozwalają lepiej poznać Boga, tak jak On stopniowo objawiał się ludziom”[2]. Toteż już Katechizm Rzymski stwierdzał krótko i lapidarnie, że "wierni składają przede wszystkim wyznanie wiary w Boga"[3]. A to wyznanie wiary, które odmawiamy w czasie Mszy świętej niedzielnej, zatwierdzone przez sobór nicejski i uzupełnione kilkadziesiąt lat później przez sobór kontantynopolitański, jeszcze bardziej to zdanie precyzuje: Wierzę w jednego Boga, z czego nasz Katechizm wyprowadza słuszny wniosek, że "wyznanie jedyności Boga, które korzeniami sięga Objawienia Bożego Starego Przymierza, jest nieodłączne od wyznania istnienia Boga i jest, podobnie jak ono, podstawowe. Bóg jest Jedyny; jest tylko jeden Bóg"[4]. Wspominałem już kiedyś, że w Starym Testamencie Elohim echad – Bóg jest Jeden, Jedyny.
Powiedziałem poprzednim razem, że jednym z warunków, umożliwiających nam głębsze poznanie tych wszystkich prawd wiary, o których zamierzam mówić, jest nasze uczestnictwo we Mszy świętej niedzielnej. Dzieje się tak dlatego, że każda Msza święta tak naprawdę jest naszym osobistym spotkaniem z Panem Bogiem, który jest tak bardzo Jeden, że aż Jedyny w swojej Istocie. Ale nie tylko Msza święta jest ważna, ważna jest bowiem także codzienna ranna i wieczorna modlitwa, a także tak wielkie wewnętrzne rozmodlenie się, że się ono przeradza w niemal nieustanne gadanie z Panem Bogiem. To prawda, że to ja przychodzę do świątyni na Mszę świętą, żeby się spotkać z Bogiem moim, który na mnie tutaj czeka, prawdą jest jednak i to, że to Bóg każdego dnia, każdej chwili niemal, przychodzi do mnie, do mojego mieszkania, najchętniej do tego uroczego zakątka, który tkwi gdzieś w zakamarkach mojego – jakże biednego i umęczonego – serca. Dzieje się to zazwyczaj, chociaż nie zawsze, w chwili naszej codziennej modlitwy rannej, wieczornej, a także południowej. Każdego ranka, każdego południa i każdego wieczoru przychodzi do mnie mój Bóg. Przychodzi do mnie jako Przyjaciel i jako Nauczyciel. Nie przychodzi jednak do mnie po to, żeby sobie ze mną tak podyskutować, byśmy sobie – jak równi z równym – mogli wspólnie pewne sprawy poustawiać. Mój Bóg co prawda bardzo chętnie posłucha mojego gadania, i to nawet wtedy, kiedy to moje gadanie jest tak nudne, że gdyby reagował tak, jak człowiek reaguje, to pewnie ziewnąłby sobie nie jeden raz. Mój Pan Bóg przychodzi do mnie po to przede wszystkim, żeby mnie pouczyć o tych wszystkich sprawach, które On sam najlepiej zna, ponieważ On sam – Prawda nieskończona i nieomylna – jest ich jedynym i ostatecznym źródłem. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak mojemu Panu Bogu bardzo szeroko otworzyć drzwi mojego mieszkania, wpuścić Go do środka, wskazać Mu miejsce, gdzie by usiąść mógł wygodnie, a samemu usiąść lub uklęknąć przed moim Panem Bogiem, albo nawet na kolanach się Mu oprzeć, jak całkiem małe dziecko na kolanach matki się opiera – i jeżeli sam nie mam Mu nic ciekawego do powiedzenia, to słuchać, słuchać, i słuchać.
I oto następuje jakby prześwietlenie cudowne i przez zasłonę tego, co materialne we mnie i w świecie – przez jakże przejrzystą zasłonę! – dostrzegam całą głębię tego spotkania. Wszystko przecież zawdzięczam mojemu jedynemu Bogu, przede wszystkim moje własne istnienie. Źródła mego istnienia nie znajdę w sobie samym, mogę je znaleźć tylko w Bogu, który Jedyny może o sobie samym powiedzieć bez cienia fałszu, że jest swoim własnym istnieniem, swoim własnym życiem. Bóg jest po prostu Bogiem. Przypisujemy Mu różne przymioty, wyobrażamy Go sobie całkiem po ludzku, choć przecież jest od nas całkowicie różny. A jednak dziwna rzecz! Bóg jest całkowicie inny niż my, a przecież jest nam tak bardzo bliski. Gandhi powiedział kiedyś, że Bóg jest nam bliższy niż paznokcie są bliskie ciału. Jest niedostępny, a równocześnie przenika nas samych i to wszystko, co nas otacza. Przeraża nas swoją mocą i wielkością, a mimo to można Go pokochać jak najmilszego Przyjaciela i Obrońcę. "Bóg przekracza wszystko, co możemy sobie o Nim wyobrazić. On jest poza wszystkim i najbliższy z bliskich; bardziej wewnątrz każdego z nas niż nasza dusza, niż nasze ciało. Zawsze piękny, bliski i daleki, majestat i dobroć. Nieogarniony i niepojęty, a miłujący nas i pozwalający się kochać"[5].
Bóg jest zawsze blisko mnie, jest tuż obok mnie wtedy zwłaszcza, kiedy mi się wydaje, że jest ode mnie daleko, i kiedy się czuję całkowicie opuszczony. Jest ze mną tak bardzo tu i teraz, że kiedy to sobie naprawdę uświadomię, to jestem zaskoczony i zdumiony i od razu zdaję sobie sprawę, że i zaskoczony być muszę, i zdumiony.
Jest taka - podobno bardzo dawna - opowieść o dwóch mnichach, którzy dręczeni myślami, że ich Pan Bóg opuścił, wybrali się w daleką drogę, by Go na nowo odnaleźć. A wyczytali w starych księgach, że jest gdzieś takie dziwne miejsce na świecie, gdzie się ziemia styka z niebem, i że właśnie w tym miejscu jest furtka maleńka, przez którą co prawda tylko z trudem ogromnym przecisnąć się można, ale komu uda się przez nią przecisnąć, ten swobodnie do samego Pana Boga dostać się może. Wędrowali wiele lat, niejedno widzieli, niejedno przeżyli i wreszcie – już pod koniec swego życia – odnaleźli to miejsce niezwykłe, gdzie się ziemia z niebem styka, odnaleźli też ową furtkę maleńką, o której wspominały stare księgi. Z drżeniem serca naciskają klamkę, furtka się otwiera – a mnisi stają zdumieni: to właśnie ich własny klasztor, z którego przed tak wieloma laty wyszli na poszukiwanie Pana Boga, i to właśnie w samym środku ich klasztoru czeka na nich uśmiechnięty Pan Bóg.
Bóg nigdy nie jest odległy od człowieka, nawet od wielkiego grzesznika Bóg się nie oddala, póki grzesznik żyje. Bóg jest obok mnie, jest we mnie, jest zawsze tam, gdzie Mu pozwolę być. Nawet w chwilach największego opuszczenia nie oddala się ode mnie, owszem właśnie wtedy na rękach mnie niesie.
Taki cudowny obraz Pana Boga maluje nam Pismo święte. Zanim Adam i Ewa zgrzeszyli, Pan Bóg przychodził do nich i rozmawiał z nimi, jak przyjaciel rozmawia z przyjaciółmi. Opowiada nam Pismo święte przecież, że Adam i Ewa - już po grzechu pierworodnym - usłyszeli odgłos kroków Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, kiedy wiał codzienny wietrzyk[6]. Oczywiście, wyrażenie odgłos kroków Boga musimy uznać za przenośnię, ale i tak wynika z tego, że autor natchniony chciał podkreślić zażyłość Boga z pierwszymi ludźmi. Mamy biblijny zapis rozmowy Pana Boga z Noem[7]. Z Abrahamem Bóg rozmawiał wiele razy niewidzialnie, ale także mu się zjawił, przyszedł do niego, gdy ten rozbił namioty pod dębami Mamre[8]. Rozmowa Abrahama z Panem Bogiem o zniszczeniu Sodomy i Gomorry jest jedną z najpiękniejszych modlitw, jakie znamy.
Autorzy psalmów i prorocy najchętniej porównują Pana Boga do dobrego pasterza, który trzodę swoją pasie na zielonych pastwiskach i prowadzi ją do spokojnej wody: Bóg postępuje podobnie, a przy tym orzeźwia duszę człowieka, wiedzie ją prawymi ścieżkami dla swojego imienia.
Jestem zatem zawsze z Panem Bogiem, nigdy nie jestem całkowicie sam. Grzesznika może to przerażać, chociaż tak naprawdę otuchę mu wlewać w serce powinno; sprawiedliwego taka nieustanna obecność Boża może tylko radować.
[1] Por. C. M. Martini: L´Itinerario spirituale dei dodici nel vangelo di Marco. Roma 1977, str. 6.
[2] KKK 199.
[3] KR 1,2,2;; por. KKK 199.
[4]KKK 200.
[5]M. Bednarz: Bóg wiary i modlitwy. Kraków 1977, str. 19.
[6]Rdz 3,8.
[7]Rdz 6,13-21
[8]Rdz 13,1-33.