Jak to jest?
Jak myślisz, kto w oczach Boga jest większy: idealny, wzorowy facet, człowiek sukcesu, czy może życiowy nieudacznik, ślamazara? Człowiek już od najmłodszych lat ma wpajane pragnienie osiągania sukcesu, stawania się idealnym i bycia doskonałym.
Zaraz po wyjściu z pieluch maluch jest jakby wrzucany na arenę biegu ku wyższości. I choć on ledwo stawia pierwsze kroki, kochani rodzice już każą mu rozpychać się łokciami i pędzić naprzód, by być najlepszym: „zjedz jeszcze jedną kanapeczkę, przecież musisz być wielkim, silnym chłopcem”, „zapisaliśmy cię na treningi piłki nożnej, jak dorośniesz, będziesz tak popularny i bogaty jak Robert Lewandowski, synku”. Od najmłodszych lat niczym kostka brukowa w przygotowany dołek wkładane są nam myśli i pragnienia ciągłego dążenia do doskonałości. I jak owa stabilna kostka, one ani myślą się ruszać z naszej głowy, a nawet z roku na rok stają się coraz większe – kostka zmienia się w płyty chodnikowe. I niby to dobrze. Wiadomo, człowiek jest istotą rozwojową: rośniemy, rozwijamy się, dążymy do lepszego. Jasne. To bardzo naturalne i bardzo dobre, ale… Jeśli urodzonemu tancerzowi włożymy na nogi korki i wyślemy na boisko, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Spokojny, cichy chłopak z bloków nie będzie dobrym prezydentem. Świat kocha ludzi idealnych. Błysk fleszy też. Ale czy Bóg bardziej ceni ludzi, którym w życiu wszystko wychodzi, od przysłowiowych nieudaczników? Jezus szedł przez świat, ciągle zaskakując i „destabilizując” rzeczywistość. Myślisz, że dla Niego ważniejsze jest, że zbudujesz ekstra dom, będziesz miał świetną pracę, będziesz dobrym, uczynnym, pomocnym każdemu człowiekiem, od tego, że staniesz przed Nim i z płaczem wyznasz, iż nie dajesz w życiu rady? Czy ważniejsze jest, że otworzyłeś i prowadzisz hospicjum, od żywej, ciągłej relacji z Jezusem? Człowieku! Nie chodzi o to, by potępiać rozwój i dążenie do ciągłego polepszania siebie. To wręcz wskazane. Bóg kocha menedżerów tak samo jak bezdomnych. Ważne jest, by stanąć w prawdzie, zobaczyć, co otrzymałeś od Stwórcy, jakie masz predyspozycje, zalety, wady, niedoskonałości. Ważne, by zaakceptować to, jakim jesteś. To, jakim na tę chwilę chce ciebie mieć Bóg. To ty jesteś Jego dzieckiem i spełniasz swoją misję teraz, tu na ziemi. Bóg może cię odmienić. Może cię umocnić. Ale może potrzeba czasu? A może właśnie twoją misją jest dzielne kroczenie przez życie mimo niepowodzeń, upadków i słabości? I nie jest istotne, czy właśnie podpisałeś akt założycielski fundacji działającej na rzecz chorych dzieci, czy podjąłeś kolejną nieudaną próbę znalezienia pracy. Stań teraz przed Jezusem. Ale serio stań. Nie jutro, nie za tydzień, nie za miesiąc… Teraz, w tym momencie jest ten czas. Czas na pełne zaakceptowanie siebie. Jezus teraz stoi u twojego boku i czeka, aż Go zauważysz. Koniec z kompleksami, zamartwianiem się i narzekaniem. Jesteś nieśmiały, nie umiesz nawiązywać relacji, nie umiesz znaleźć pracy, ciągle ci coś nie wychodzi? Oddaj to wszystko Jezusowi. Powiedz Mu, że nie rozumiesz, ale wierzysz, że z czasem się w twoim życiu poukłada. Że On poukłada. Podziękuj Mu za to, jakim w tej chwili jesteś. To On cię takiego stworzył, powołał do tego, a nie innego życia. Wszystko to olbrzymi plan dobrego i kochającego Boga. Bo przypadki są tylko w gramatyce. Dąż do przełamywania siebie, do polepszania, ale nie złość się, gdy znów się okaże, że nic z tego. Naucz się cierpliwości. Uwierz, Jezus się wszystkim zajmie. A teraz skończ narzekać i zobacz, jak wielką misję spełniasz.
Żyj pewnie i z radością mimo kłopotów i słabości! Co z tego, że nie umiesz rozmawiać z ludźmi? Że ciągle nie masz dziewczyny? Że praca taka mało pokazowa? Człowieku, masz złote serce! Serce od Boga. Uwielbiaj Go za to, wychwalaj każdego dnia. Zaakceptuj siebie. Jesteś ukochanym dzieckiem Boga, i ta tożsamość niech zawsze ci towarzyszy, nieistotne czy jeździsz nowym samochodem, czy pchasz wózek ze złomem. Jezus bardziej ceni Twoje pełne oddanie się Mu we wszystkim, zaakceptowanie siebie i pewne kroczenie przez życie mimo trudności, niż wzorową, idealną jak z luksusowego miesięcznika egzystencję.
Jednak jeśli wszystko ci się udaje i sądzisz, że czynisz dobrze, że żyjesz dla Boga i dla ludzi, a nie masz żywej relacji z Jezusem, to zejdź na ziemię. Zauważ Chrystusa. Skończ z życiem dla sukcesów, a z sukcesami zacznij żyć dla Jezusa. Dla Niego o wiele więcej znaczy pokorne wyznanie, że bez Niego jesteś nikim, wzięcie na plecy swojego krzyża nieudacznictwa życiowego i zdecydowane z dziękczynieniem kroczenie po ścieżkach losu, niż kolejny sukces, bez Niego w roli głównej. Jezus zaskakuje świat. Zaskoczy także ciebie. On akceptuje życiowe ślamazarstwo, ale tylko takie, które jest przeżyte z Nim u boku. Jesteś ukochanym dzieckiem Boga. Głowa do góry i pędź w świat, chwaląc Pana i radując się.