Wawelskie dzwony - cz. 2
Na trzeciej kondygnacji nowej dzwonnicy katedralnej, w obszernej izbie, z której jest piękny widok na Kraków, na ciesielskiej konstrukcji z potężnych dębowych bierwion, zawieszony jest największy i najznamienitszy z historycznych dzwonów w Polsce – Zygmunt; od niego też wieża wzięła swe imię.
Ufundowany przez króla Zygmunta Starego, odlany przez mistrza Hansa Behema z Norymbergi w 1520 r. w Krakowie, należy do arcydzieł renesansowego ludwisarstwa. Jest wielce znamienne, że fundację dzwonu przedsięwziął król w czasie wojny z zakonem krzyżackim, kiedy bardziej potrzebne byłoby lanie dział. Był to jednak rok urodzenia Zygmunta Augusta i możliwe, że z tym faktem była związana pobożna intencja fundacji dzwonu. Transport olbrzyma z ludwisarni Behema przy murach miejskich koło Bramy Sławkowskiej, przez miasto na Wawel 28 czerwca1521 r. był nie lada przedsięwzięciem technicznym i zdarzeniem budzącym ciekawość całej społeczności stolicy. Jeden z królewskich wesołków imieniem Holik tak przy tym dokazywał, że niemal nie postradał życia. 9 lipca tego roku dzwon na oczach króla, królewskiej rodziny, dworu i licznie zgromadzonych krakowian, w ciągu godziny, za pomocą wielokrążków i przeciwwagi sprytnie wywindowano na wieżę. Przy tej zapewne okazji dzwon został konsekrowany przez biskupa i ochrzczony. Dokonał tego przyjaciel królewicza Kazimierza Jagiellończyka i zaufany królewski od czasów młodości, świątobliwy bp Jan Konarski. Z tej też okazji królewski poeta bp Andrzej Krzycki, który prawdopodobnie był autorem kunsztownego tekstu inskrypcji nadzwonnej, napisał panegiryczny dwuwiersz na dzwon królewski: Jeśli ci się wędrowcze zdam zbyt wielkim dzwonem/ To czyż małością grzeszy coś z Zygmunta dzieł? Między 9 a 13 lipca trwały na wieży prace nad zawieszeniem dzwonu.
Łacińska inskrypcja na kloszu brzmi: Bogu Najlepszemu, Najwyższemu i Dziewicy Bogarodzicy, świętym Patronom swoim, znakomity Zygmunt król Polski ten dzwon umysłu godny i czynów swoich sporządzić kazał w roku Zbawienia 1520. Wspomniani patroni to przede wszystkim patron królestwa i katedry wawelskiej św. Stanisław oraz św. Zygmunt. Zdobiące klosz dzwonu plakiety ich wyobrażają. Ale wspomniani w inskrypcji patroni to także św. Wacław, św. Wojciech i św. Florian szczególnie czczeni w wawelskiej katedrze. Klosz 13-tonowego olbrzyma prócz sygnatury ludwisarza zdobią herby państwowe: Orzeł Biały w jagiellońskiej stylizacji – godło Korony i Pogoń – godło Litwy.
Są wprawdzie w Europie dzwony większe, ale Zygmunt dla Polaków ma znaczenie szczególne. Od pięciuset bez mała lat króluje nie tylko gromadce dzwonów katedry wawelskiej, nie tylko dziesiątkom dzwonów krakowskich, ale wszystkim w Polsce. Jednak nie tylko w wielkości i masie tkwi niezwykłość tego dzwonu. Ma on ton niski, dziwnie głęboki, mocny, przenikliwy, donośny i pełen majestatu; jest niespieszny w rytmie, ma też długo, wyraźnie słyszalny pogłos po ostatnim uderzeniu serca.
Po raz pierwszy 12 silnych mężczyzn rozkołysało Zygmunta 13 lipca 1521 r. w przeddzień wigilii święta Rozesłania Apostołów, kiedy to w Polsce obchodzono pamiątkę zwycięstwa pod Grunwaldem.
Świątnicy katedralni, do których obowiązków należało bicie w katedralne dzwony, nie mogli sobie dać rady z biciem w potężny dzwon królewski, którego rozkołysanie wymagało siły dwunastu mężczyzn. Dlatego też Seweryn Boner, wielkorządca krakowski, w imieniu króla zawarł układ ze starszymi cechu cieśli Krakowa, Kleparza i Kazimierza na obsługę dzwonu w określonych terminach liturgicznych za wynagrodzeniem rocznym ze skarbu królewskiego. Cieśle mieli też obowiązek baczenia na zawieszenie dzwonu i całą konstrukcję ciesielską wieży. I tak w czasach staropolskich (do końca XVIII w.) poruszany przez krakowskich, kleparskich i kazimierskich cieśli, odzywał się ponad sto razy w roku z okazji wszystkich wielkich świąt liturgicznych, uroczystości maryjnych i w wybrane uroczystości świętych patronów Kościoła powszechnego, w tym zwłaszcza polskich: Wojciecha i Stanisława oraz współpatrona królewskiej katedry – Wacława, pierwszego opiekuna miasta – Floriana i osobistego opiekuna króla fundatora – św. Zygmunta. Dzwonił na nieszpory w wigilie święta oraz na sumę i nieszpory w samo święto. Dzwonił też na procesje. Posługa dzwonienia w Zygmunta była nie tylko wyróżniającym ich zaszczytnym przywilejem królewskim, lecz może w jeszcze większym stopniu uciążliwym obowiązkiem. Każde zaś zaniedbanie lub opóźnienie dzwonienia było obwarowane karą pieniężną.
Poza zwykłymi terminami świąt roku liturgicznego głos Zygmunta ozdabiał uroczystości kościelno-państwowe, jakie odbywały się w katedrze wawelskiej, a więc przede wszystkim rozbrzmiewał podczas koronacji królów i królowych, monarszych pogrzebów, a także tryumfów i dziękczynnych nabożeństw, kiedy to mieszał się ze śpiewem Te Deum. Huczał nad polską stolicą owego wiosennego dnia hołdu pruskiego, grał, gdy hetman Tarnowski wracał spod Obertyna. Zadzwonił z radosną ulgą, gdy posłaniec królewski spod Wiednia przyniósł wieść o zwycięstwie, a później gdy Sobieski powracał do Krakowa. Ostatnie królewskie dzwonienie Zygmunta rozległo się, gdy Kraków witał w swych murach Stanisława Augusta Poniatowskiego w czerwcu 1787 r. Odzywał się też niespodziewanie, wieszcząc śmierć lub koronację i intronizację papieża, dzwonił na powitanie nuncjusza, ingres krakowskiego biskupa oraz jego zgon i pogrzeb. Ma też każdy wawelski kanonik prawo do dwukrotnego odezwania się dzwonu, a to w chwili instalacji w kapitule i po śmierci.
Słychać więc było Zygmunta w chwilach radości i smutku, w chwilach tryumfu i żałoby. Poruszał myślenie i czucia krakowian swym rozpoznawalnym głosem. Stawał się w ten sposób żywym świadkiem i uczestnikiem dziejów.
Głos jego – gdy dzwonił na trwogę – bywał też potężnym lamentem i płaczem dla przebłagania, i bywał radosnym dziękczynieniem. W ten sposób Zygmunt od pięciu bez mała stuleci jest nie tylko bezcennym zabytkiem historii, dziełem sztuki, ale i żywym świadkiem przeszłości, aktywnym uczestnikiem dziejów, posiadającym moc budzenia wciąż na nowo ludzkich sumień.
Zygmuntowscy dzwonnicy znają swoją sztukę i wiedzą dobrze, jak ciągnąć, by ton był wyższy, śpiewny, radosny, jak zaś, aby rytm serca spowolnić i bardziej jeszcze przydać mu powagi. Inne jest dzwonienie pełne, „rezurekcyjne”, a inne tylko na pół tonu. Wyjaśnienie tajemnicy niezwykłego, niepowtarzalnego dźwięku dzwonu, którą zabrał do grobu mistrz Behem, to dziś nie lada zagadka dla metalurgów, akustyków i muzykologów. Ale to wszystko wydają się być sprawy drugorzędne, bowiem wrażenie, jakie wywołuje, jest tym, co każdy w sobie czuje. Jan Paweł II w liście do dzwonników zygmuntowskich z okazji 20-lecia swego pontyfikatu wyraził wdzięczność za ich posługę dzwonienia, dzięki której Kraków i cała Polska doświadcza ze szczególną mocą tego wzruszenia, jakie towarzyszy podniosłym chwilom w życiu Kościoła i Narodu. Ileż przeżyć i wspomnień budzi w nas głos tego królewskiego dzwonu – pisze Papież. Brzmi w tym uroczystym graniu modlitwa wieków o wolność i pomyślność Ojczyzny, a równocześnie jakieś wezwanie do uwalniania serc od wszystkiego, co jej może szkodzić i do wznoszenia ducha ku tym wartościom, które nasze pokolenie przejęło ze wspaniałej tradycji ojców.