O miłości, która chce nas poprowadzić dalej

17 sie 2012
ks. Stanisław Groń SJ
 

...Miłość staje się troską człowieka i posługą dla drugiego. Nie szuka już samej siebie, zanurzenia w upojeniu szczęściem; poszukuje dobra osoby ukochanej: staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, co więcej, poszukuje ich...
Benedykt XVI, Deus caritas est, 6

Dnia 18 sierpnia 2012 r. świętować będziemy 10. rocznicę wyniesienia do chwały ołtarzy jezuickiego kapłana bł. Jana Beyzyma, niestrudzonego apostoła trędowatych na Madagaskarze. W roku 2002 na krakowskich Błoniach z udziałem ponadmilionowej rzeszy wiernych  bł. Jan Paweł II  przypomniał jego postać w wygłoszonym kazaniu i zaliczył go do grona błogosławionych. Był to wielki dzień chwały dla tego jakże szlachetnego syna naszej Ojczyzny i dla Kościoła nie tylko w Polsce. Tą beatyfikacją Kościół lokalny i powszechny docenił jego heroiczną miłość okazywaną przez ponad 13 lat najuboższym trędowatym na Madagaskarze.

 

Znaczące dwie rocznice

Za kilka tygodni minie cały wiek od śmierci bł. Jana Beyzyma, który zmarł 2 października 1912 r. W październiku obchodzić będziemy 100. rocznicę jego śmierci, a będzie to miesiąc misyjny. Liturgiczne uroczystości wspominające tego apostoła miłosierdzia wobec trędowatych obchodzić będziemy 12 października.  Celebrować będziemy ten okrągły jubileusz przede wszystkim w jezuickiej bazylice Najświętszego Serca Jezusa w Krakowie, gdzie znajdują się jego relikwie i obraz beatyfikacyjny. To tutaj znajduje się kość z jego prawej ręki, sprowadzona z Madagaskaru z miejscowości Marana, gdzie w miejscowej kaplicy wybudowanej przez niego spoczywają w marmurowym sarkofagu doczesne szczątki Posługacza trędowatych. W krakowskiej bazylice relikwia kości  błogosławionego jest przechowywana w palisandrowej szkatułce, pięknie wyrzeźbionej przez Malgaszów, i umieszczona w skromnym sarkofagu wykonanym w brązie, a zaprojektowanym przez prof. Czesława Dźwigaja w 1994 r.

 

Kompozycja rzeźbiarska i relikwiarz

Jakże wymowna jest ta relikwia. Kapłan ten bowiem wiele razy tą właśnie ręką zaopatrywał chorych, obmywał obolałe i ropiejące rany podopiecznym, podawał głodnym skromny posiłek z ryżu i miejscowych traw. Tą ręką trzymał dziarsko pióro, pisząc liczne błagalne listy o pomoc do rodaków, aby móc zebrać środki konieczne na wybudowanie szpitala dla trędowatych w dalekiej Maranie. Tą ręką wielekroć błogosławił swe „czarne pisklęta”, czynił znak krzyża nad umierającymi, rozgrzeszał, namaszczał konających... W niej też mocno trzymał dłuto, aby wyrzeźbić drewniane tabernakulum oraz wspaniałe ramy do obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej zakupionego przez niego w Krakowie i zawieszonego w głównym ołtarzu w kaplicy dla trędowatych w Maranie. To przed tym wizerunkiem Czarnej Madonny jego podopieczni zarażeni prątkiem Gerharda Armauera Hansena wypraszali w modlitwie liczne łaski dla siebie. Dzieło miłosierdzia naszego rodaka na Madagaskarze zaowocowało wspaniale. Opieka nad trędowatymi przyniosła mu świętość i poprawiła straszną dolę chorym. Ojciec Jan wybudował z niemałym wysiłkiem dla nich szpital – nadal czynny, gdzie chorzy mają należytą opiekę. Minęło tyle czasu od jego powstania, a szpital ten po dziś dzień jest najwspanialszym świadectwem jego troski o trędowatych.

 

Nie ustawać w przypominaniu

Dziesiąta rocznica beatyfikacji i setna rocznica śmierci bł. Jana Beyzyma nakłada na nas wszystkich obowiązek przypomnienia tej postaci. Ludzie dzisiaj bardzo łatwo pasjonują się wielkimi osiągnięciami, chociażby wybitnych sportowców. Niedawno zakończona olimpiada w Londynie z pewnością zapisze na trwałe wiele ich nazwisk. Ważny jest każdy sukces sportowy i dobrze, że o nim się pamięta, ale nie możemy zapominać o człowieku, który nie dla medalu czy ziemskiej nagrody z takim poświęceniem służył najuboższym, ofiarując im codziennie swój czas, miłość i poświęcając życie. Naszym obowiązkiem jest przypominanie czynów tego kapłana i jezuickiego zakonnika oraz zarażanie jego miłością wielu nie tylko z chrześcijańskich środowisk. Żyjąc w pewnej stabilizacji społecznej konsumpcyjnych społeczeństw, zbyt łatwo odgrodziliśmy się od trudnych spraw ludzi. Niewielu chce pomagać innym. Problem głodu, nienawiści rasowej, niesprawiedliwości społecznej, choroby, starości, biedy i trądu został niejako zepchnięty na wielkie organizacje społeczne i państwowe. A wciąż potrzeba ludzi – dobrych jak chleb – aby człowiek biedny, chory, upośledzony i wykluczony społecznie mógł być szanowany, kochany i  miłowany, nawet w swej nędzy i biedzie.

 

Pragnienie Boga i nasze  

Bóg nadal pragnie działać pośród nas i powoływać z naszych środowisk ludzi o sercach wrażliwych na potrzeby bliźnich. Pragnie budzić w nich hojność serca i rąk. Nie chodzi o czystą akcyjność, chwilowy zapał, ale o stałą wrażliwość na potrzeby bliźnich. Wielu jest dzisiaj trędowatych na duszy i ciele, którym trzeba udzielać pomocy. Egoistyczna miłość własna tylko zasklepia i zamyka krąg naszych zainteresowań. Miłość ofiarna, służebna wyzwala i zbawia. Kiedyś wielu ludzi czytało listy misyjne Jana Beyzma, publikowane na łamach prasy katolickie. Dobrze formowały one wrażliwość czytelników. Dziś wydania książkowe listów Posługacza trędowatych, a także nowoczesne formy przekazu treści – choćby na płytkach CD – leżą niekupowane na półkach katolickich księgarni i nie znajdują zainteresowania ani czytelników, ani widzów. Łatwiej sięga się po literaturę z fantastyki niż po te budujące treści, bo być może nie chcemy konfrontacji z nędzą trędowatego życia...

 

Zapomniany człowiek i jego czyny

W katolickiej Polsce na przestrzeni ostatnich lat nie poświęcono i nie zadedykowano Ojcu Beyzymowi ani jednego kościoła, nie nadano też jego imienia żadnej szkole. Nie mówię już o tym, że nie wzniesiono mu nawet jednego pomnika w żadnym mieście czy wiosce w Polsce. Wyjątek stanowi nazwanie jego imieniem jednego domu rekolekcyjnego – i to za granicą Polski, prowadzonego przez polskich jezuitów na Ukrainie. Tylko nieliczne miasta w Polsce mają ulice jego imienia. Madagaskar nas zawstydza, bo tam stoi przynajmniej jego pomnik, a ulica w stolicy tego kraju nosi jego imię. W Krakowie daremno by szukać takiej ulicy lub pomnika. Daremnie też szukać znaczka z jego podobizną, pocztowej kartki, upamiętniającej monety lub medalika, obrazu lub figurki. Z zażenowaniem i bólem piszę o tym, bo świadczy to niestety nie najlepiej o nas. Jakże mało staramy się szerzyć pamięć o tym rodaku, by na co dzień był on obecny wśród nas. Jak w takim klimacie pustki pamięci i zapomnienia możemy spodziewać się  jego kanonizacji?

Szerzyć pamięć Błogosławionego

Musimy na co dzień wzywać jego wstawiennictwa i szerzyć pamięć o nim,   by naśladując go, pobudzać się do służby bliźnim! Ilekroć mam trudne sprawy, jemu je powierzam i polecam, a on okazuje się skutecznym obrońcą i powiernikiem przed Bogiem i Częstochowską Panią. Przeżywajmy dobrze naszą codzienność i uczmy się od jezuity kapłana i misjonarza bł. Jana Beyzyma ofiarnej miłości. Zróbmy coś użytecznego dla bliźnich, a  czyn ten  będzie o nas świadczył teraz i w wieczności. Wiele też razy wzywajmy jego wstawiennictwa, a doświadczymy jego dobroci.

 

Warto odwiedzić