Czy Bóg tego chce?

11 lut 2017
ks. Patrick Zoll SJ
 

Praktyka rozpoznawania znaków czasu sięga najdawniejszej tradycji chrześcijańskiej. Ma ona swoje korzenie w Piśmie Świętym (np. Łk 12, 54-57).

Biorąc to pod uwagę, możemy uznać za znak czasu nawet to, że gdy w przewodnikach duchowości mowa o „rozeznawaniu duchów”, pomija się często społeczny i polityczny wymiar chrześcijańskiego życia i modlitwy, jakby to było oczywiste. Tymczasem traktowanie rozeznania, jako czynności skierowanej do wewnątrz i prywatnej, jako czegoś, co dokonuje się przede wszystkim w ciszy i w możliwie radykalnym oderwaniu się od świata, stanowi zubożenie chrześcijańskiego życia.

Co prawda Bóg udziela się także w różnych poruszeniach i dynamizmie osobistego życia duchowego, ale św. Ignacy z Loyoli zdawał sobie jasno sprawę z tego, że właściwe rozeznanie chrześcijańskie musi uwzględniać konkretną sytuację społeczną, w jakiej znajduje się Kościół, i winno dać odpowiedź na pytanie, jak i gdzie wierny należący do Kościoła może go wspomóc w wypełnianiu jego zadania, jakim jest urzeczywistnienie zbawczej woli Bożej w świecie i wobec świata, w jego historii. Rozpoznać ducha czasu można tylko wtedy, gdy z otwartymi oczyma śledzi się społeczne uwarunkowania, wśród których przyszło nam żyć.

Ważnym elementem rozeznawania jest umiejętność oceny kultury z punktu widzenia jej stosunku do posłannictwa Kościoła, by głosił i urzeczywistniał na ziemi Królestwo Boże. Kryteria tej oceny można znaleźć np. w katolickiej nauce Kościoła. Jak wygląda praktyka tego rozpoznawania ducha czasu? Jest ona analogiczna do rozeznawania duchów we własnym życiu duchownym. Dokonuje się zaś w dwóch etapach. Najpierw pytamy, czy w ogóle można się opowiedzieć za narzucanymi nam sposobami społecznego i politycznego postępowania. Jako przykład weźmy aktualny problem uchodźców. Narzucają się tutaj dwie opcje: jedna traktuje odmowę ich przyjęcia jako rasizm, druga kwestionuje powszechne prawo do azylu. Tymczasem spojrzenie na historię Kościoła ostatnich wieków pokazuje, że Kościół musi się ciągle uczyć rozpoznawania ducha czasu. Oburzamy się dziś z jednej strony np. na kwestionowanie idei praw ludzkich, a szczególnie prawa do wolności religijnej, a z drugiej strony dość długo zwlekano ze stanowczym i zdecydowanym przeciwstawieniem się duchowi czasu narodowego socjalizmu.

W drugim etapie zadajemy pytanie, jakie opcje bardziej przyczyniają się do urzeczywistnienia w świecie zbawczej woli Bożej. Jako kryteria mogą tu posłużyć takie społeczne reakcje, jak gniew i oburzenie. Są one wyrazem tęsknoty serc ludzkich za Bogiem. Ale i tu trzeba zastosować jeszcze raz rozeznanie. Pytamy więc, czy te emocje są „uporządkowane”, tzn. czy one prowadzą do czegoś dobrego, czy do złego.

Najważniejszym zadaniem chrześcijańskiego rozeznawania ducha czasu jest właściwa ocena nastrojów rozpalonego namiętnościami tłumu (np. w Niemczech antyislamska Pegida).

Należy się przy tym kierować ujętym w karby dyscypliny konformizmem. Martin Luter King głosił, że my jako chrześcijanie nie powinniśmy być tylko termometrem mierzącym temperaturę nastrojów i opinii większości, lecz raczej termostatem, który potrafi regulować temperaturę społecznych zachowań i wpływać na jej zmianę.

ks. Patrick Zoll SJ „Jesuiten” czerwiec 2015
z niemieckiego przełożył ks. Stanisław Ziemiański SJ

 

Warto odwiedzić