Wielki Post - czas wyrzeczeń i pokus - 9 III 2025

09 mar 2025
ks. Stanisław Łucarz SJ
 

1. niedziela Wielkiego Postu;
Ewangelia według św. Łukasza 4, 1-13

Ewangelia pierwszej niedzieli Wielkiego Postu rozpoczyna się od słów: Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu Świętym na pustyni.

Wydawać by się mogło, że owa pełnia Ducha Świętego powinna Jezusa uchronić przed wszelkimi trudnościami i niebezpieczeństwami. Tego wielu się spodziewa, prosząc o Ducha Świętego dla siebie. Tymczasem jest odwrotnie. Święty Mateusz pisze nawet, że ten Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła (Mt 4, 1). Czemu Duch Święty tak postępuje z Jeusem? Czemu tak postępuje z nami, jeśli faktycznie idziemy za Jezusem Jego drogami?

Pewną odpowiedź na te pytania daje nam św. Antoni Wielki, pierwszy pustelnik, którego również Duch wyprowadził na pustynię i który tam także kuszony był przez diabła. To doświadczenie doprowadziło go do sentencji znajdującej się na samym początku zbioru jego apoftegmatów: Nikt nie może wejść do Królestwa Niebieskiego nie wypróbowany. Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony. Co św. Antoni chciał przez to powiedzieć? Dlaczego pokusy są dla niego tak ważne, iż zależy od nich nasze zbawienie? Przecież lepiej byłoby, gdyby ich nie było i szlibyśmy sobie od jednego uczynku dobrego do drugiego. Otóż, takie myślenie jest głęboko fałszywe, bo nie uwzględnia skutków grzechu pierworodnego w nas. Wtedy człowiek utwierdzałby się w swej pysze, przekonany, że sam sobie wystarcza i tak na dobrą sprawę on sam jest bogiem swego życia. Tymczasem pokusy przychodzą, aby nam pokazać prawdę o nas, o naszej słabości i grzeszności. Polska noblistka Wisława Szymborska mawiała: Na tyle się znamy, na ile nas sprawdzono. Pokusa pełni właśnie tę rolę: sprawdza nas, pokazuje nam, kim naprawdę jesteśmy. Z jednej strony ujawnia nam naszą słabość, a z drugiej odsłania w nas wielką potrzebę i pragnienie Zbawiciela. Nawet wtedy, gdy upadniemy i popełnimy grzech, ma też swoją stronę pozytywną, bo widzimy, że grzech nie daje szczęścia, że powoduje frustrację i pustkę, że prawdziwe szczęście i pełnia jest w Bogu. A jeśli zwracamy się ku Niemu, poznajemy Jego najpiękniejszą stronę – Boże Miłosierdzie.

Czy jednak Jezus – Syn Boży – potrzebował pokus podobnie jak my? Jeden z Ojców Kościoła – św. Grzegorz z Nazjanzu – mówił: Quod non est assumptum, non est sanatum – „Czego Jezus nie wziął na siebie, tego też nie zbawił”. Pan Jezus bierze na siebie całe nasze człowieczeństwo, wraz z tym wszystkim, co do niego należy, a więc i z pokusami. W Liście do Hebrajczyków czytamy: Nie takiego mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu (Hbr 4, 15). Jezus bierze na siebie nasze pokusy we wszystkich ich wymiarach – ciała, duszy i ducha, aby nam pokazać w swoim człowieczeństwie, jak je przezwyciężać. I co nam pokazuje? Najważniejszą rzeczą, która wręcz się narzuca, jest to, że nie wolno wchodzić w dialog z kusicielem. To był błąd Ewy w raju. A po drugie, że w pokusie nie wolno ufać sobie i trzeba opierać się na Bogu oraz Jego słowie. Jezus na każdą z pokus odpowiada nie ludzkim słowem, ale swe słabe, wycieńczone postem człowieczeństwo umacnia Słowem Bożym, które Bóg przekazał Izraelowi, zawierając z nim przymierze na Synaju.

Wchodząc w Wielki Post, wchodzimy w czas wyrzeczeń i pokus. Nie będzie nam ich brakować. Jeśli w chwilach pokus sięgniemy po Bożą pomoc, po Jego słowo i łaskę, pokonamy pokusy. Jeśli jednak w naszej pysze oprzemy się na sobie, myśląc, że damy sobie radę, upadniemy. Oby te wielkopostne zmagania przyniosły owoce, których pragnie Bóg, dopuszczając na nas pokusy.

 

Warto odwiedzić