Babcia Ania i dziadek Joachim
Niemiecka mistyczka Katarzyna Emmerich (1774-1824), którą znamy jako autorkę opisu życia Jezusa Chrystusa, tekstu niezwykle bogatego w szczegóły i miejscami nawet wstrząsającego (przed paru laty na jego podstawie powstał film Pasja), nie ogranicza się wyłącznie do przedstawienia osób znanych nam z Ewangelii.
W swej opowieści ukazuje także Świętą Rodzinę, i to nie tylko Maryję, Józefa i Jezusa, ale sięga do innych postaci, nieraz całkiem drugoplanowych, w tym do rodziców Najświętszej Maryi Panny. Z jednej strony jej opowiadanie-objawienie można uznać za pobożną, przez nikogo niepotwierdzoną fantazję, z drugiej jednak swym niezwykłym dziełem wpisuje się ona w bogaty nurt tzw. opowieści apokryficznych, czyli gatunku literackiego skupiającego różnego typu teorie odnoszące się do tematów ukazanych przez Biblię. Opowieści takie powstawały nie tylko w pierwszych wiekach chrześcijaństwa (choć najbardziej znane pochodzą właśnie z tego okresu), ale tworzone są do dziś, i aż do naszych czasów nie przestają one fascynować czytelników. Niektóre z nich pretendują do miana „nowego objawienia” (te traktujmy z przymrużeniem oka), inne są pobożnymi, ładnie napisanymi tekstami, pobudzającymi wyobraźnię naszej wiary. Właśnie do tej ostatniej kategorii zaliczyć można pisma Katarzyny Emmerich.
Dowiadujemy się z nich wiele na temat rodziców Maryi. Prawda to czy bajka – nie wiadomo, taka jest jednak rola opowiadań apokryficznych: dopowiadać to, co w Ewangelii nie zostało bezpośrednio ukazane, popuszczając niejednokrotnie wodze fantazji.
Czytając żywoty świętych, często widzimy, że prawda miesza się w nich z legendą, a cuda są jakby na wyciągnięcie ręki, że aż zazdrość bierze, iż nie żyjemy w takich czasach. Szczegóły życia błogosławionych giną w mrokach dziejów, ale nierzadko jedno wydarzenie sprawia, że w postaci niejednego ze świętych widzimy odbicie Bożej łaski. A kiedy już dostrzeżemy, że ci ludzie z krwi i kości podobni są do Boga, wówczas wszystko inne przestaje być ważne, fascynuje nas ich postawa, a może nawet rodzi się pragnienie, aby ich naśladować. Ot, i w ten sposób nawet legenda zaczyna wydawać dobre owoce.
Katarzyna Emmerich ukazuje św. Annę jako dobrą kobietę, która najpierw sama doświadczyła Bożej łaski (Maryja była jej wyczekiwanym dzieckiem, wymodlonym i poczętym dzięki łasce Boga), a następnie towarzyszy swej córce na poszczególnych etapach Jej życia: mamy więc opis narodzenia Maryi, ofiarowania Jej w świątyni, zaślubin ze świętym Józefem (a tu wzruszający obraz płaczącej Maryi, która rozstając się z matką po zaślubinach, odprowadza ją kawałek do domu), aby wreszcie zobaczyć Annę przy Maryi i małym Jezusie. W tym czasie – według mistyczki – Joachim już nie żyje. Natomiast jego samego wcześniej poznajemy jako dobrego i prawego człowieka, niezwykle skromnego i cichego. Tym samym zresztą dołącza on do grupy prawych, lecz cichych mężów: Zachariasza i Józefa – duchowych gigantów, dyskretnie schowanych w cieniu, współpracujących jednak, oddanych i posłusznych nie tylko Bogu, ale również... ich żonom: Elżbiecie i Maryi.
Najbardziej fascynujące jest to, że w osobach Joachima i Anny mamy ukazane niezwykłe postaci świętych, których dobroć i cichą (jakby anielską) obecność naśladują osoby również w naszym życiu wyjątkowe, których szczególne święto obchodzimy w styczniu: babcie i dziadkowie. Długo by mówić o tym, jak wiele obowiązków na nich spychamy (mimo iż przez całe życie obiecujemy im pogodną, złotą starość), wiele też można powiedzieć o tym, jak ważni są oni w naszym życiu. Dzieciństwo wielu z nas kojarzy się właśnie z tęsknotą za zabieganymi rodzicami, którą rekompensuje dobroć babci i autorytet dziadka – dwojga pierwszych świętych, jakich spotykamy w życiu. Czasami nawet wydaje się, że gdybyśmy Boga nazywali nie „Ojcem”, ale „Dziadkiem”, to o wiele łatwiej by nam było zobaczyć w Nim tę nadprzyrodzoną dobroć, jaką nieraz trudno dostrzec, gdy spogląda się przez pryzmat przykładu tak wielu ojców, którzy nie są w stanie stanąć na wysokości zadania. To dziadkowie często dbają, aby najprostsze modlitwy zapadły nam w pamięć, to oni pokazują nam piękno świata, to oni dają poczucie bezpieczeństwa, prowadząc nas na spacer za rękę, to oni w końcu przez swą spokojną pobłażliwą miłość uczą nas dobroci i wyrozumiałości dla innych. Bo też tą bezinteresowną miłością stają się tacy bliscy, „na poziomie” miłości dziecka, dlatego tak łatwo się z nimi dzieciom zaprzyjaźnić.
Można bez końca wymieniać dobre rzeczy i snuć wspomnienia, jakie łączą nas z naszymi dziadkami. Wróćmy jednak do tej, która jest ich patronką. W cytowanej już jednej z pieśni do św. Anny modlimy się takimi słowami:
Na Twych rękach i kolanach,
Zasłuchana w Twoje słowa,
Rosła Maria, Matka Pana,
Nasza Pani i Królowa.
Bądź nam, Anno, wzorem wiary
I nadziei niezachwianej;
Ucz nas w zwykłym życiu szarym
Zawsze ufać rządom Pana.
Piękny to obraz… Oby każdy z nas mógł wspominać ten dobry czas, kiedy siedzieliśmy na kolanach dobrej babci, obyśmy też mieli taką wiarę jak ona. Oby w końcu nie zabrakło nam serca dla tych, którzy kiedyś usiądą na naszych kolanach. A może już na nich siedzą?...
Kochane babcie i drodzy dziadkowie, żyjcie nam sto lat na ziemi, a na wieczność w niebie!