Oparcie w Jerozolimie
Lewici opuszczali swoje pastwiska i posiadłości, a szli do Judy, do Jerozolimy, ponieważ Jeroboam wraz z synami odsunął ich od kapłaństwa Pańskiego. Sam sobie ustanawiał kapłanów na wyżynach dla czczenia kozłów i cielców, które sporządził. Przybywali więc do Jerozolimy za lewitami ze wszystkich pokoleń izraelskich ci, którzy oddawali swe serce szukaniu Pana, Boga Izraela, aby składać ofiary Panu, Bogu swych ojców. 2 Krn 11, 14-16
Upadek czy wręcz anihilacja Królestwa Północnego rozpoczęły się w momencie oddzielenia się dziesięciu północnych pokoleń Izraela od części południowej, którą zamieszkiwały jedynie dwa pokolenia: Judy i Beniamina. Od strony politycznej na początku nic na ten upadek nie wskazywało. Wydawało się raczej, że to północ jako znacznie liczniejsza ma większe szanse przetrwania. Tymczasem stało się na odwrót. Tak wtedy, jak i dziś świat nie zwraca uwagi na fakt, że najbardziej pierwotne przyczyny upadku narodów, państw czy cywilizacji mają charakter duchowy. Ludzie o wrażliwym sercu, otwartym na sprawy ducha wyczuwają to od razu. Tak było i w Izraelu tamtych czasów. Zacytowany powyżej fragment Pisma Świętego mówi o tym bardzo wyraźnie. O ile kapłanów i lewitów można by podejrzewać, że ich emigracja po podziale Izraela na dwa królestwa miała charakter zarobkowy, stracili bowiem pracę, gdyż król Jeroboam ustanowił własnych kapłanów, to innych emigrujących z nimi na południe już nie. Co więcej, oni na tym tracili, bo opuszczali swoje pokolenie, swój klan, posiadłości i przenosili się z żyznej, zielonej Galilei do górzystej i skalistej Judei. Tekst natchniony podkreśla, że to byli ci, którzy oddawali swe serce szukaniu Pana, Boga Izraela, aby oddawać Mu cześć odpowiednio, czyli w Jego świątyni. Ci ludzie czuli instynktem wiary, że ich dotychczasowa ojczyzna stała się dla nich miejscem obcym. Tam dla nich to, czemu oddawali swe serca, stawało się trudne, jeśli nie niemożliwe. Wybierali więc los dobrowolnych wygnańców ze względu na Boga, bo to z Nim wiązali swą przyszłość i bezpieczeństwo, a nie z konkretnym miejscem i jego siłą militarną. Historia dowiodła, że to oni mieli rację, a nie zdecydowana większość, która pozostała na miejscu, a która w końcu też kraj ten musiała opuścić, nie z własnej woli, lecz jako wygnańcy.
Król judzki – Roboam – syn króla Salomona, którego Pismo Święte określa mianem „pozbawiony rozumu” (Syr 47, 23), wykazał się tu mądrością i przygarnął uchodźców bardzo życzliwie. Jak dodaje tekst natchniony: wzmocnili oni królestwo judzkie (por. 2 Krn 11, 17). Nie trwało to jednak długo, ponieważ ziarno pogaństwa zasiane w Judzie poprzez świątynki, które pobudował król Salomon dla swoich pogańskich żon – księżniczek, kiełkowało także tu i przynosiło swe zatrute owoce, aż po jeden z najobrzydliwszych – prostytucję sakralną. Sam zresztą Roboam był synem poganki, więc tym bliższa była mu pokusa paktowania z pogaństwem. Pogaństwo bowiem jest łatwiejsze i prostsze, zdaje się bardziej odpowiadać ludzkiej naturze niż wiara w Boga prawdziwego z jej wymaganiami i koniecznością zmagania się z samym sobą. Fałsz pogaństwa ujawniają dopiero jego owoce, ale zanim one się pojawią, człowiek może długo się łudzić.
Aby złuda ta nie trwała niebezpiecznie długo, Pan Bóg daje fakty historyczne, które z mocą wzywają do nawrócenia. Dla króla Roboama faktem takim był atak wojsk egipskich pod wodzą faraona Sziszaka na jego królestwo. Wojsko egipskie zdobyło wszystkie warownie Judy i dotarło aż do Jerozolimy. Śmierć i zagłada zaglądnęły w oczy Roboama i jego sług. Zapewne Roboam i jego poplecznicy przyczyny takiego stanu rzeczy widzieli tylko w imperialnych zapędach Egiptu, dlatego Pan posyła do nich proroka Szemajasza, który wskazuje na najgłębszą, duchową przyczynę tej sytuacji. Oto jego słowa: Tak mówi Pan: Wyście Mnie opuścili i Ja także was opuszczam, [oddając] w ręce Sziszaka. W gruncie rzeczy otrzymujecie to, coście sami wybrali. Słysząc to, król i książęta Izraela odpowiadają: Sprawiedliwy jest Pan, i w pokorze podejmują pokutę. Widząc to, Bóg odpowiada przez proroka: Ponieważ upokorzyli się, nie zniszczę ich i ześlę niebawem ocalenie, i mego gniewu nie wyleję na Jerozolimę za pośrednictwem Sziszaka. Staną się jednak jego sługami, aby poznali różnicę między służbą u Mnie a służbą królestwom [innych] ziem (2 Krn 12, 7-8).
Kiedy więc nadciągnął faraon ze swoim wojskiem, nie zdobywał Jerozolimy, ale zadowolił się potężną daniną: ogołocił ze złota i kosztowności świątynię Salomona i jego pałac. Król Roboam kazał w miejsce zabranych złotych przedmiotów kultu i ozdób wykonać takie same, ale już z brązu i umieścić je w miejscu tamtych. Tak przygasł blask świątynnych ozdób i zacieniło się zewnętrzne jej piękno. Po wspaniałych czasach króla Dawida i Salomona była to pierwsza potężna klęska królestwa judzkiego, z którą związane było też zagrożenie dla samej Jerozolimy i świątyni Pańskiej. Ogołocona ze złota i kosztowności świątynia miała odtąd już przypominać Judejczykom i przybyszom z pokoleń północnych, którzy przybyli tam właśnie ze względu na nią i jej kult, że nie świątynia i jej kult jest źródłem bezpieczeństwa, ale Bóg sam. To do Niego bezpośrednio trzeba się odwoływać, a nie do tego co zewnętrzne. Owszem, oparcie jest w Jerozolimie, ale tego oparcia udziela Bóg, który ze względu na naszą naturę związaną z miejscami i czasem wybiera miejsca i czasy, abyśmy mogli doświadczać Jego bliskości.