Serce Jezusa aż do śmierci posłuszne
W oparciu o Księgę Liczb (21, 4-9) i fragment z Ewangelii według św. Jana (8, 21-30) możemy rozważyć tajemnicę posłuszeństwa Jezusowego Serca.
Człowiek posłuszny Bogu codziennie medytuje nad Jego Słowem, prosząc o dogłębne poznanie tajemnicy Jezusa uniżonego i wywyższonego (por. Flp 2, 1-11). Modli się, by każdego dnia miał duchowy udział w Jego tajemnicy. Podobnie jak wąż miedziany został umieszczony na wysokim palu, podobnie został wywyższony Syn Człowieczy (por. J 8, 21-30). Ten fragment Ewangelii może być dla nas światłem do lepszego zrozumienia tajemnicy paschalnej Jezusa, bez której nie odkryjemy najgłębszego motywu chrześcijańskiego posłuszeństwa. Możemy zobaczyć, w jaki sposób owocna jest męka i śmierć naszego Pana. Męka Jezusa nie była kaźnią, która miała Go unicestwić. Paradoksalnie była to droga wywyższenia, uwielbienia, jakiego dokonał Ojciec w śmierci swego umiłowanego Syna.
Żeby dostrzec wywyższenie Jezusa, który przeszedł przez mękę i śmierć, nieodzowne są oczy wiary. Jezus przyjął taką właśnie bolesną drogę ze względu na swą wielką miłość względem Ojca. Jego prośba była wyrazem wielkiego zaufania i świadczyła ona o niewyobrażalnej miłości. Gotowość do ofiary ze strony Jezusa miała przynieść odnowienie wszystkich rzeczy. Jego śmierć na krzyżu jest źródłem zbawienia, lekiem - jak miedziany wąż na pustyni - ratujący od śmierci, gdy ktoś ukąszony na niego spoglądał. Bóg Ojciec leczy nas i zbawia posłuszeństwem swego Syna.
Tym ukąszeniem przez węża są nasze grzechy, pokusa samowystarczalności i nasze zagubienie, szukanie pomocy poza Panem Bogiem, który jest jedynym źródłem prawdziwego życia. Śmierć Jezusa na krzyżu przemieniła ostatecznie ludzkie serce. Dlatego Jezus przyjmuje kielich męki z ręki Ojca: Czyż nie mam pić kielicha, który mi podał Ojciec? (J 18, 11).
Zobaczmy grzech niewiary ze strony Żydów, którzy patrzyli na Jezusa i nie potrafili w Nim odkryć działania samego Boga Jahwe, Tego, który JEST (por. Iz 43, 11). Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM (J 8, 28). A zatem poznacie, że jestem Synem Bożym, pełnym miłości względem Ojca, nie wahającym się, by swoje życie ofiarować za ludzi z miłości do Niego.
Ja nic od siebie nie czynię..., to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył... (por. J 8, 28) Krzyż jest znakiem całkowitej bezinteresowności Jezusa. On nie szuka siebie i swojej chwały. On szuka radości Ojca, pragnie całkowicie wypełnić Jego wolę. Wszystko, co Jezus czyni i mówi, dokonane jest w duchu powierzenia się Ojcu. Bez tej wyjątkowej relacji Jezusa z Ojcem nie byłoby możliwe dzieło zbawienia.
A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego (J 8, 29). Ojciec był blisko Syna podczas dramatycznej walki na drzewie krzyża. Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba (J 8, 29) – takie jest całkowite posłuszeństwo Jezusa. Takiej właśnie synowskiej postawy Jezus pragnie uczyć każdego chrześcijanina. Prośmy Go o podobne zaufanie względem naszego Ojca w niebie.
Warto pytać o to, jakie jest nasze posłuszeństwo Jezusowi na co dzień? Czy karmimy się słowem, które pochodzi z ust Bożych? Czy przywołujmy je na pamięć, gdy jest nam źle, gdy brakuje nam zaufania do Boga, który zawsze pragnie dla nas dobra? Czy uczymy się posłuszeństwa od Jezusa, także przez to, co sami wycierpimy? Rozważając mękę Pana i Jego cierpienia, ofiarujmy Mu to wszystko, co nas boli, co nas niepokoi, co budzi lęk i jest jakimś wewnętrznym rozdarciem czy udręką.
Powiedzmy Jezusowi: Panie, Ty wszystko wiesz. Widzisz nasze rozterki, niepewności, trudne pytania, które stawiamy. Pan przypomni nam wtedy ewangeliczne wezwanie: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą (Mt 7, 7-8).
Zastanówmy się nad naszą postawą braku zaufania do Pana Boga, który nas ciągle prowadzi, podtrzymuje i pociesza. Również w nas możemy zaobserwować pokusę szemrania. Z tej perspektywy możemy popatrzeć na historię Narodu Wybranego, który wyszedł z Egiptu, z domu niewoli. Żydzi nie chcieli się zgodzić, aby być ciągle w drodze. Chcieli czuć się bezpieczni, tęsknili za egipskim jadłem i wygodami.
Pytajmy się, co jest naszym Egiptem? Czy nie uciekamy z powrotem do „naszego Egiptu”, do dawnych marzeń czy zabezpieczeń? Czy akceptujemy to, że jesteśmy pielgrzymami prowadzonymi przez Pana obecnego w słupie obłoku. Kroczmy dalej w postawie zawierzenia, jak Mojżesz, który „wytrwał jakby widząc Niewidzialnego” (por. Hbr 11,27).
Nasz Pan uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci (por. Flp 2, 2-11)
i nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5, 8). W ten sposób całkowicie wypełnił wolę Ojca: Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba (J 8 ,28).
Oblicze cierpiące naszego Pana
Na zakończenie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 papież Jan Paweł II skierował do Kościoła List Apostolski Novo millennio ineunte, w którym zachęcił katolików na całym świecie, by kontemplowali Oblicze cierpiące naszego Pana:
Kontemplacja oblicza Jezusa pozwala nam zatem zbliżyć się do najbardziej paradoksalnego aspektu Jego tajemnicy, który ujawnia się w ostatniej godzinie, w godzinie Krzyża. Jest to tajemnica w tajemnicy, którą człowiek może jedynie adorować na kolanach.
Stoi nam przed oczyma przejmująca scena konania w Ogrójcu. Jezus, przygnębiony wizją oczekującej Go próby, stojąc samotnie przed obliczem Boga przyzywa Go jak zawsze imieniem wyrażającym czułość i poufałość: „Abba, Ojcze”. Prosi Go, aby oddalił od Niego - jeśli to możliwe - kielich cierpienia (por. Mk 14, 36). Jak się jednak wydaje, Ojciec nie chce wysłuchać prośby Syna. Aby na nowo ukazać człowiekowi oblicze Ojca, Jezus musiał nie tylko przyjąć ludzkie oblicze, ale obarczyć się nawet „obliczem” grzechu. „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5, 21).
Nigdy nie przestaniemy badać nieprzeniknionej głębi tej tajemnicy. Ten paradoks ujawnia się z całą ostrością w okrzyku bólu, na pozór rozpaczliwym, jaki Jezus wydaje na krzyżu: „Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34). Czyż można sobie wyobrazić większą udrękę i ciemność bardziej mroczną? W rzeczywistości owo bolesne „dlaczego?” skierowane do Ojca i wypowiedziane pierwszymi słowami Psalmu 22, choć oddaje w pełni rzeczywistość nieopisanego bólu, zostaje rozjaśnione przez sens całej tej modlitwy, w której Psalmista wyraża w przejmującym splocie uczuć jednocześnie boleść i ufność. W dalszej części Psalmu czytamy bowiem: „Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; (...) Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela” (22 [21], 5. 12).
Okrzyk Jezusa na krzyżu, drodzy Bracia i Siostry, nie wyraża zatem lęku i rozpaczy, ale jest modlitwą Syna Bożego, który z miłości oddaje swe życie Ojcu dla zbawienia wszystkich. W chwili, gdy utożsamia się z naszym grzechem, „opuszczony’ przez Ojca, Jezus „opuszcza” samego siebie, oddając się w ręce Ojca. Jego oczy pozostają utkwione w Ojcu. Właśnie ze względu na tylko Jemu dostępne poznanie i doświadczenie Boga nawet w tej chwili ciemności Jezus dostrzega wyraźnie cały ciężar grzechu i cierpi z jego powodu. Tylko On, który widzi Ojca i w pełni się Nim raduje, rozumie do końca, co znaczy sprzeciwiać się Jego miłości przez grzech. Jego męka jest przede wszystkim straszliwą udręką duchową, dotkliwszą nawet niż cierpienie cielesne (NMI, 25-26).