Cicha świętość
Rodzina Dąbrowskich to – na pierwszy rzut oka – zwykła, polska, szara rodzina, niczym nie wyróżniająca się ze społeczeństwa, taka jakby w nie wtopiona.
Wspólne oglądanie telewizji i wspólne obiady. Jednak nasze spostrzeżenie daleko odbiega od rzeczywistości. Jakże różni się to stanie z boku od wejścia w życie tej rodziny. Bo gdy tam wejdziemy, gdy otworzymy drzwi, nie ujrzymy przedsionka domu... Zobaczymy przedsionek Nieba. I to nie taki wypełniony przyjemnościami, przepychem i brakiem cierpienia… Zobaczymy przedsionek Nieba wypełniony MIŁOŚCIĄ.
Dzień 25 grudnia 2008 r. państwo Dąbrowscy z Opola zapamiętają do końca życia. Nie tylko dlatego, że w ten piękny, grudniowy dzień obchodzimy Boże Narodzenie. Ten dzień jest dniem narodzin ich piątego dziecka – Tomeczka.
Diagnozy nic nie wskazywały. Miał się urodzić jak każdy inny niemowlak. Z płaczem, ale ze wszystkimi kończynami. I owszem płacz był; płacz dziecka i rodziców, gdy ujrzeli swoje dzieciątko, które przywitało ten świat bez dwóch rąk, do tego z dziecięcym porażeniem mózgowym. Świat rodziny stanął na głowie. Spadł. Runął.
Ciężko było im odnaleźć się w tym wszystkim. Nic nie dawały rozmowy z psychologiem. Dopiero rozmowa z NIM odmieniła ich spojrzenie. Kiedy razem klęknęli przed Panem i z płaczem zaczęli krzyczeć: Dlaczego? Dlaczego?, ich serca się otworzyły. A gdy serce się otwiera, wtedy wchodzi w nie Bóg.
I tak było i tym razem. Nagle tata otworzył Pismo Święte i przeczytał: Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże”. Spojrzał na werset wcześniejszy, i miał całość: przechodząc obok, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?”. Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże”.
Duch Święty umocnił rodziców tak wielką Bożą mocą, że od tego dnia zaczęli doceniać to, że ich syn urodził się właśnie taki. Zaczęli – choć na początku nie było to wcale łatwe – dziękować za to Bogu.
Dziś Tomeczek ma 8 lat, i żyje w najcudowniejszej rodzinie na świecie. Rodzice mówią, że nie zamieniliby jej na żadną inną! Życie ich nie rozpieszcza; rehabilitacja synka pochłania znaczną część funduszy. Tata, by żywić rodzinę, zabił całkowicie swoje ego. Nie pamięta, kiedy sprawił sobie jakąś przyjemność, nowy zakup, wyjście na mecz... Jak sam mówi, dla niego największą przyjemnością jest widok najedzonych brzuszków i uśmiechniętych buziek ich pięciorga pociech. Mama nie pamięta, kiedy kupiła sobie jakiś prezent, kiedy wyszła do znajomych, kiedy poszła do kosmetyczki... Całe jej życie jest oddaną służbą. Zapominaniem o sobie, a dawaniem siebie innym.
To święci naszych czasów. Mimo biedy, mimo wielkich cierpień, bólu, choroby i braku pieniędzy nie opuścili ani jednej codziennej Eucharystii. Wiedzą, że tylko w Bogu jest ich zbawienie, tylko w Nim ich dusz ukojenie. Żyją, służąc sobie nawzajem, ale nie tylko. Angażują się także z całych sił w pomoc bliźnim. To paradoks. Świat zabrał im prawie wszystko, a oni chcą dawać wszystko innym. Chcą dawać miłość.
Małżeństwo wspólnie ewangelizuje osoby bezdomne, opowiada im o Chrystusie, o Jego miłości i miłosierdziu, organizuje dla nich zbiórki żywności i ubrań, rozmawia; po prostu z nimi jest.
Rodzina Dąbrowskich żyje z dala od świata. Nie ma tam pieniędzy, wyniosłości, pogoni za karierą, autami i różnymi przyjemnościami. Żyją skromnie i mimo że opieka nad chorym Tomeczkiem pochłania wiele czasu i sił, każdego dnia znajdują czas na Eucharystię, pomoc innym, modlitwę, zabawę z dziećmi – dawanie miłości. Mimo ogromnego bólu uśmiech nie znika z ich twarzy. W ich domu czuć tę miłość w powietrzu. Przedsionek Nieba. Bo właśnie w takich miejscach, w takich warunkach i z takimi ludźmi rodzi się ŚWIĘTOŚĆ.
Takich jak Dąbrowscy było i jest bardzo wielu. Tylko kto o nich wie? Pamiętajmy każdego dnia także o nich – o cichych świętych, których świat nie zapamiętał. Za to na pewno zapamiętał ich JEZUS.