Posłańcy pokoju - ojcowie Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski
9 sierpnia 1991 r., 24 lata temu, w niewielkiej wiosce w Pariacoto dwaj franciszkanie z Polski oddali swoje życie za wiarę. Ich męczeńska śmierć przyniosła na peruwiańską ziemię blask chwały, który przypieczętuje ich uroczystość beatyfikacyjna 5 grudnia 2015 r.
Poszli na szczyty Andów
Historia misyjnej posługi o. Michała Tomaszka i o Zbigniewa Strzałkowskiego zaczęła się pod koniec lat 80. Właśnie wtedy franciszkanie konwentualni z krakowskiej prowincji zdecydowali się podjąć pracę w diecezji Chimbote, w Peru. Ojcowie Zbigniew Strzałkowski i Jarosław Wysoczański wyjechali do Peru w 1988 r. Rok później dołączył do nich o. Michał Tomaszek. Wspólnie zaczęli pracę tworzenia franciszkańskiej obecności w Pariacoto – małym miasteczku w peruwiańskich Andach, na wysokości 1200 m n.p.m. (cała parafia położona jest na wysokości sięgającej do 4000 m n.p.m.).
O powodach, które zdecydowały, że misja powstanie właśnie w tym miejscu, opowiada o. Szymon Chapiński, który od 1990 r. pracował w Limie: W Pariacoto potrzeby były drastyczne! W roku 1970 miało tam miejsce ogromne trzęsienie ziemi. Teren, który swoją pracą duszpasterską mieli objąć franciszkanie, liczył 72 punkty dojazdowe. Na tak olbrzymim obszarze nie było wówczas na stałe żadnego księdza. Ewangelizacją tamtejszych ludzi zajmowały się siostry zakonne ze Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. Przy pomocy katechistów i katechetek zorganizowały na terenach grupę misyjną, z którą jeździły po okolicznych wioskach, głosząc Dobrą Nowinę. W strukturze duszpasterskiej utworzonej przez siostry, które bez wątpienia przygotowały misjonarzom dobry grunt pod przyszłą pracę duszpasterską, brakowało jednak kapłana.
Z ludźmi i dla ludzi
Przyjazd do Pariacoto franciszkanów z Polski był pewnym przełomem w prowadzeniu duszpasterstwa na tym terenie. Misja została oficjalnie otwarta 30 sierpnia 1989 r., w dniu liturgicznego wspomnienia św. Róży z Limy. Obecność o. Zbigniewa, o. Michała i o. Jarosława była dla wielu mieszkańców wielką radością. Ojciec Szymon wspomina: Nasi bracia z Pariacoto wręcz budzili entuzjazm miejscowych. Oni wszyscy byli młodzi. Wszystko im się podobało, byli szczęśliwi, że tam są. (...) Również dlatego ludzie odnosili się do nich z szacunkiem i zaufaniem. Wiedzieli, że mogą na nich liczyć.
Misjonarze spełniali obowiązki duszpasterskie, udzielali sakramentów. Prowadzili kursy dla świeckich katechistów, wyjeżdżali na fiesty do odległych wiosek. Po terenie parafii poruszali się samochodem, w niektóre miejsca dojeżdżali konno, a w inne musieli wędrować pieszo. Jak wspomina o. Jarosław Wysoczański, który pracował razem z męczennikami w Pariacoto, taka podróż mogła trwać nawet dwanaście godzin. Do Pariacoto przyjechaliśmy, nie mając nic, i dzięki temu byliśmy bardzo blisko ludzi – wspomina o. Jarosław. – Gdy musieliśmy coś zrobić na terenie misji, pracowaliśmy razem z miejscowymi. Takie proste czynności bardzo łączą. Najważniejsze dla nas było po prostu bycie między ludźmi.
Ojciec Zbigniew Strzałkowski nazywany był „doktorkiem”, ponieważ pomagał chorym w wiosce, często zawoził ich do szpitala znajdującego się w miejscowości Casma, oddalonej o godzinę drogi od Pariacoto. Ojciec Michał Tomaszek miał wielki dar do pracy z dziećmi i młodzieżą. Wówczas wokół parafii zgromadziło się mnóstwo młodych. Oprócz pracy duszpasterskiej misjonarze realizowali projekty socjalne, pomagając ludziom w zapobieganiu epidemii cholery.
W obliczu zagrożenia
Czas, w którym franciszkańscy misjonarze rozpoczęli pracę w Peru, trudno nazwać spokojnym. Już od 1980 r. Komunistyczna Partia Peru „Świetlisty Szlak” (Sendero Luminoso) terroryzowała kraj, dążąc do przejęcia władzy na drodze rewolucji. Po jedenastu latach walk senderyści szukali obiektu ataku, który mógłby przynieść im rozgłos i „udowodnić” społeczeństwu oraz dotychczasowej władzy, że ich komunistyczna partia jest w stanie objąć rządy w kraju. Wybór padł na Kościół, a dokładniej na diecezję Chimbote, w której pracowali o. Michał, o. Zbigniew i o. Jarosław. Ówczesny biskup Chimbote, Luis Bambaren, wielokrotnie otrzymywał pogróżki, sam stał się dwukrotnie obiektem zamachu terrorystów. Na kilka tygodni przed męczeństwem franciszkanów podczas zebrania diecezjalnego, biskup poinformował księży, że terroryści zażądali, aby wszyscy kapłani cudzoziemcy opuścili Peru. Wówczas w diecezji pracowało 35 kapłanów, w tym 20 ze Stanów Zjednoczonych i 5 z Europy. Wszyscy zdecydowali się pozostać w Peru, aby nadal służyć tamtejszym ludziom.
Jak wspomina o. Jarosław, aż do jego wyjazdu na wakacje do Polski w czerwcu 1991 r. franciszkanie w Pariacoto nie otrzymali żadnej bezpośredniej groźby. Bywały sytuacje, w których niebezpieczeństwo ze strony „Świetlistego Szlaku” dawało o sobie znać, jednak misjonarze mimo wszystko chcieli pozostać z ludźmi. Peruwianka S. Marlene już po śmierci męczenników opowiadała: Spotkałam Zbigniewa na kilka dni przed męczeństwem, zapytałam go, czy otrzymywali pogróżki. Uśmiechnął się i po chwili milczenia odpowiedział: „Nie możemy opuścić ludzi. Nigdy nic nie wiadomo, lecz jeśli nas zabiją, pochowajcie nas tutaj”.
Aż do męczeństwa
W piątek 9 sierpnia 1991 r. terroryści przyszli do Pariacoto. Pojmali najpierw wójta miasteczka, Justino Maza. Po wieczornej Mszy św. o godz. 19.00 w parafii miało odbyć się spotkanie dla młodzieży. Terroryści byli w wiosce już od południa. Wielu ludzi pochowało się ze strachu w domach, zaniepokojeni rodzice zabierali z Mszy swoje dzieci. Planowane spotkanie miało się już rozpocząć, gdy do drzwi klasztoru zapukali terroryści. Wyszedł do nich o. Zbigniew, następnie dołączył o. Michał. Po krótkim dialogu senderyści zażądali kluczyków od samochodów parafialnych, pojmali zakonników i związanych wprowadzili do aut. Jak relacjonuje s. Berta, która siłą weszła do samochodu z pojmanymi misjonarzami, w czasie krótkiej drogi terroryści odbyli „sąd” nad misjonarzami, zarzucając im, że poniżali lud, rozdzielając żywność pochodzącą od imperialistów, że religia jest opium dla ludu, że głosząc pokój i podejmując działania ewangelizacyjne oraz charytatywne, usypiają lud po to, aby masy nie podejmowały zrywu rewolucyjnego (świadectwo s. Berty Hernández). Po przejechaniu mostu prowadzącego do miejsca egzekucji polali go benzyną i podpalili. Napastnicy wywieźli franciszkanów oraz wójta poza wioskę, do miejscowości Pueblo Viejo. Tam wszyscy trzej zostali zastrzeleni. Przy ciele o. Zbigniewa znaleziono karton z napisem: Tak umierają lizusy imperializmu.
Ponad dwa tygodnie później w miejscowości Santa, oddalonej 100 km od Pariacoto, również na terenie diecezji Chimbote, członkowie „Świetlistego Szlaku” zamordowali innego kapłana, ks. Alessandra Dordi, pochodzącego z Włoch. Ksiądz Alessandro będzie wyniesiony na ołtarze wraz z polskimi misjonarzami.
Ojcowie Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski zostali pochowani w kościele w Pariacoto. Pogrzeb franciszkanów był wielką manifestacją wiary i miłości miejscowych ludzi. Na grobowcach przygotowanych dla męczenników parafianie umieścili wzruszający napis: Mocni w wierze, płonący miłością, posłańcy pokoju, aż do męczeństwa... Wierni swoim parafianom pozostali z nimi na zawsze.
Zdjęcia z Archiwum Ojców Franciszkanów Konwentualnych w Krakowie