Portret Matki Franciszki
Pierwsza myśl odnośnie do „Założycielki” to twarda kobieta, przebojowa i tak trochę, choć niewypowiedziane. „po trupach” idąca do celu.
Miałoby to być podjęciem misji i przejęciem się nią (za) bardzo. Niestety wizerunki Matki Franciszki trochę idą po tej linii, ukazując nam matkę jako wymagającą, wręcz surową kobietę nieco oddaloną (wyniosłą, bo z arystokracji). Przynajmniej na mnie jako kilkuletnim chłopaku takie wrażenie zrobiła, gdy w Klasztorku Nazaretanek w Ostrzeszowie pierwszy raz zobaczyłem portret Matki w rozmównicy.
Jak drzewo przy źródle
Ogólniej i szerzej patrząc na „założycielki”, to miały one niełatwe zadanie do wykonania. Jednak prezentując je, należy - i to bezwarunkowo - zacząć nie od „zadania”, które otrzymały, a od „źródła”, w którym były (i są) zanurzone, a więc z którego czerpały. Matka Franciszka jest na wskroś człowiekiem modlitwy. Trudno to oddać w portretach, a krzyżyk w dłoni coś mówi… Ale to raczej rąbek tajemnicy lub też klucz do niej. Bo przecież każdy z nas, a założycielki” są „z nas”, jest piękną tajemnicą, którą najlepiej zna jej Autor - sam Pan. Tak więc - wniosek to ważny i ważki - świadek sam ma być zakorzeniony. Na ile to jest prawdziwe i realne, na tyle też mówienie o… jest takowym. Nie da się poznać Matki Franciszki, nie (po)znając jej relacji z Panem Jezusem i… wchodząc w osobistą relację z Nim. Bo to dokonuje się przez analogię (podobieństwo), a nie „kopiuj-wklej”. Nikt nie może być „drugą” Franciszką. Bądź sobą, a zbliżysz się do tego, czego poszukujesz w niej. Idzie o to, co Bóg chce dziś przez nią do mnie powiedzieć. By do tego dotrzeć, należy (po)znawać, co i jak jej i w jej „dziś” mówił Pan Jezus. I co ważne, jak ona to odczytywała, odkrywała i weryfikowała. Niech nie przeraża ogrom pracy do podjęcia, a zachwyt wzbudza przygoda, do której jestem zaproszony.
Pełna pasji
Tak więc trzeba do tego podchodzić „pasyjnie” (z pasją) w wieloznaczności tego słowa. Matka była kobietą z krwi i kości. Żyła (z) pasją. Żyła pasjami. Tutaj warto wspomnieć kilka tych „wielkich” i tych „najzwyklejszych”. Pierwsza, która mi przychodzi, to fakt, że Bóg był jej pasją. Natychmiast po tej nasuwa się druga (odgapiona od Boga), tj. pasja do człowieka i człowiekiem. Nie zauroczenie, a zachwyt nad tym Bożym bytem. Widać to, a dokładnie wyczytać to można w jej listach kierowanych do ludzi (także, a może przede wszystkim do współsióstr). Z jaką pasją dążyła do (po)znania tego, kto stał przed nią i przed kim ona stała. Jak pasyjnie podchodziła do historii każdego (pojedynczego i narodu). Czyż to nie było jej inspiracją i siłą do podjęcia misji rodziny? Poznała, co się dzieje, i odczytała, że należy wedle możliwości temu stanowi rzeczy zaradza(i)ć. Papież Franciszek w Dilexit nos (nr 20) pisze że poezja i miłość są niezbędne. Była poetką i miłośniczką. Marzycielka twardo stąpająca po ziemi (nadałaby się na jezuitę).
Arystokratka - (wy)kształcona
Była damą. Kto wie, czy to najbardziej nie wybija z jej portretów. Ale choć wiedziała, co to znaczy, to jednak nie żyła „na dworze”. Pochodzenie było pomocne - otwierało wiele drzwi. Dzięki niemu była wykształcona i rozwijała swe dary i talenty na wielu poziomach. Otrzymała staranne i wszechstronne wykształcenie jak na tamte czasy. Jednak daleko jej było do „ą…ę…” (forma wywyższania się powodu pochodzenia). Umiała podjąć dialog z każdym, niezależnie od „stanu” (i status społeczny i stan emocji). Nie dawała odczuć wyższości, choć myślę, że tak ją chciano widzieć. Zapewne wykształcenie pomogło jej w uczeniu się szerokiego spojrzenia na rzeczywistość społeczną, polityczną i religijną (była kobietą szerokich horyzontów), umiała też spojrzeć na nią jako na „całość” i ogarnąć przede wszystkim sercem. Dała się „kształtować” przez życie. Lekcje teoretyczne i praktyczne odrobione. Egzamin zdany.
Mądre ogorzałe oblicze
Surowość czy mądrość wymagań. Dotyczy to każdego człowieka. Luzowanie śrub przy kołach grozi śmiercią. Idzie o stawianie na Bogu i Jego łasce, a ta wiadomo - na naturze buduje. Powracam do wizerunku Matki - czy nie trzeba było by go „ocieplić”? Matka nie była surowa. Wymagająca tak, a zaczynała od siebie. Stawiała sobie cele, a także wymagania, bo bez podjęcia trudu(ów) nie osiągnie się niczego. Trudności się nie wymyśla. Napotyka się je po i na drodze. Raz się je podejmuje, raz omija szerokim łukiem. Stąd cel - nadaje sens. Matka wiedziała, czego chciała. Smak przygody związany z podjęciem drogi takiej, jaką jest. Pokonywanie przeszkód. Oddech zdobycia szczytu.
