„Kardiolodzy” o sercu człowieczym
Wszyscy mamy „serce” – cała (dotychczasowa) nauka o sercu to kardiologia. Dotykamy całego człowieka. Kiedy przestaje bić serce człowieka, oznacza to zgon – prosta linia na aparatach medycznych. Życie nie jest „prostą kreską”. W pierwszym rozdziale encykliki Dilexit nos papież przypomina nam o tym, czym jest „serce” samo w sobie.
Abstrahując od Biblii i wymiaru chrześcijańskiego w klasycznym pojęciu termin „kardia” oznacza to, co jest najbardziej wewnętrzne w ludziach, zwierzętach i roślinach (…) centrum cielesne (…) duszę i duchowy rdzeń istoty ludzkiej (…) centrum pragnienia i miejsce, w którym kształtują się ważne decyzje osoby. Człowiek to świat duszy i ciała, z jednoczącym centrum, które nadaje znaczenie i ukierunkowanie wszystkiemu, czego dana osoba doświadcza – i to jest serce. Zawsze w centrum.
Kiedy czytamy, że żywe jest słowo Boże, skuteczne (…) zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12), to słyszymy o rdzeniu, o sercu, które kryje się za tym, co zewnętrzne, a nawet za powierzchownymi myślami, które nas dezorientują. Tyle w nas i wokół nas się dzieje, dokonuje, i nie do końca potrafimy sobie z tym poradzić. To wszystko wprowadza dezorientację – nie w sercu, a w głowie. I zamiast skupić się na „sercu”, to trochę jak uczniowie z Emaus podczas swej tajemniczej wędrówki ze zmartwychwstałym Chrystusem, przeżywamy chwile udręki, zagubienia, rozpaczy, rozczarowania. Jednak oni nie do końca się temu poddają. Opowiadają Nieznajomemu o tym, co się wydarzyło, i w tym odkrywają, że serce pałało w nich, kiedy rozmawiał z nimi w drodze (Łk 24, 32).
Istotnie trzeba nam bardziej zważać na serce, a nie na głowę. Otóż serce jest miejscem szczerości, w którym nie można oszukiwać ani udawać. Serca nie oszukasz, choćbyś starał się ze wszystkich sił. To serce wskazuje na prawdziwe intencje, na to, co naprawdę myślimy, w co wierzymy i czego naprawdę pragniemy. Tam odkrywamy to, czym żyjemy. Dostać się „do serca” - to odkryć człowieka.
Dołóżmy do tego tajemnicze „komnaty” serca, w których trzymamy „sekrety” nikomu nie zdradzane. To jest „naga prawda”, której się wstydzimy i którą skrywamy. Serce idzie w kierunku tego, co autentyczne, prawdziwe i całkowicie osobiste. Brzydzi się pozorem i kłamstwem. Raz jeszcze powtórzmy: serca nie oszukasz. Można je uśpić, ale nie oszukać. Trzeba znać swoje „sekrety”. Jak w przypadku Samsona, którego Dalila wypytuje o źródło jego siły, uderzając w nuty serca i zapewnień o miłości: Jak ty możesz mówić, że mnie kochasz, skoro serce twoje nie jest ze mną złączone? (Sdz 16, 15.) Otwieramy drzwi tajemniczych komnat tylko przed kimś, kogo kochamy. Pojął to Samson, gdy już „zdradził” swą tajemnicę. Ona zrozumiała, że jej otworzył całe swe serce (Sdz 16, 18).
Bóg też ma Serce. I to Serce bije. Stanowi centrum, ku któremu się kierujemy. Ono łączy w sobie plusy i minusy, zwycięstwa i porażki, górki i dołki. W Jego Sercu jesteśmy cali i we wszystkim. I jest to Serce „otwarte” – wraz z Dalilą możemy powiedzieć, że Pan Jezus ujawnił nam największy „sekret”, tzn. otworzył swoje Serce – pozwolił, by zostało otwarte.
I te dwa serca – ludzkie i Boże – są w naszym świecie niestety dewaluowane, pozbawiane wartości, znaczenia. Człowiek nie może żyć „bez serca”. Bo kiedy następuje dewaluacja serca, to odrzuca się także „mówienie od serca, działanie z sercem, dojrzewanie i uzdrawianie serca”. To zaś winno spowodować u nas chwycenie się za głowę z przerażenia. I - kontynuując wypowiedź papieża Franciszka - kiedy nie doceniamy specyfiki serca, tracimy odpowiedzi, których sama inteligencja nie może dać, tracimy spotkanie z innymi, tracimy poezję. Tracimy także historię i nasze dzieje, ponieważ prawdziwa osobista przygoda to ta, którą buduje się, zaczynając od serca. A przecież, jak zdajemy sobie sprawę, u schyłku życia tylko to będzie się liczyć.