Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński

28 lip 2019
ks. Marek Wójtowicz SJ
 

Życie kard. Stefana Wyszyńskiego (1901-1981), Prymasa Polski, świadczy o tym, że kierował się zasadami duchowego rozeznawania, bo na wszystko patrzył z perspektywy wiary w działanie Bożej Opatrzności. Pokazują to jego trudne wybory, cierpienie i radość, jednak nie płytka, światowa. Nie były to też dramatycznie przeżywane stany psychiczne, w których nie ma miejsca dla Pana Boga. Prymas posiadał umiejętność duchowego rozeznawania, ponieważ prowadził ewangeliczny styl życia. Żył w rytmie chrześcijańskich tajemnic wyznaczanych przez kalendarz roku liturgicznego, do którego podczas pobytu w więzieniu pisał komentarz teologiczny i duszpasterski. Doświadczał duchowej mocy płynącej z Eucharystii, modlitwy i rozmyślania. Godził się na osobiste przyjęcie tajemnicy krzyża. Czynił tak zwłaszcza w Wielkim Tygodniu, gdy całym sercem wchodził w rozważanie tajemnicy paschalnej śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Na co dzień kierował się duchem Jezusowych błogosławieństw (Mt 5, 3-12), dając świadectwo życia scalonego, spójnego i pełnego prostoty. W jego sposobie życia łatwo można odnaleźć owoce działania Ducha Świętego: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (Ga 5, 22). Były one widoczne zwłaszcza w okresie uwięzienia (1953-1956).

Bez nienawiści

Do swoich prześladowców odnosił się z miłością, mówiąc im jednak otwarcie, że jest traktowany w sposób niesprawiedliwy, miejsce zaś, w którym przebywa, otoczone drutem kolczastym, przypomina mu smutny czas obozów koncentracyjnych. Ksiądz Prymas starał się, by nawet najbardziej dramatyczne i bolesne okoliczności nie odebrały mu wewnętrznej wolności i radości dziecka Bożego. Dzięki takiej postawie nigdy nie nabył mentalności więźnia. Cieszył się wewnętrzną równowagą i pogodą ducha. Mawiał, że smutek jest przeciwnikiem nadziei. Czerpał wewnętrzny pokój z modlitwy nieustannej oraz codziennej Eucharystii. Dar pokoju otrzymywał od zmartwychwstałego Jezusa. Okazał wielką cierpliwość, mówiąc do uwięzionych razem z nim: Będziemy się modlili, pracowali i czekali zmiłowania Pańskiego. Wobec ludzi, którzy go pilnowali, starał się być uprzejmy. Jednak czynił to z godnością i w prawdzie, bez udawania, również z pewną powściągliwością, by nie pozwolić na psychologiczną manipulację ze strony komunistycznego aparatu bezpieczeństwa.

Stałą cechą Prymasa była dobroć. Doświadczał jej nade wszystko od Boga, w którego opatrzność nigdy nie zwątpił. Był pewien, że jego uwięzienie przyniesie wielki owoc duchowy dla Kościoła w Polsce i na świecie. Tak też się stało. Do końca życia pozostał wierny Bogu, bezgranicznie Mu ufając. Powtarzał, że jego losy są całkowicie w rękach Boga. Mężnie bronił swojej wolności i przekonań, będąc pasterzem odpowiedzialnym za Kościół i polski naród. Według niego powołaniem Polski jest obrona chrześcijaństwa w Europie. Był opanowany, nigdy nie poddawał się zewnętrznej presji. Pozbawiony zewnętrznej wolności, pozostawał wewnętrznie wolny.

Roztropny i odważny w działaniu

Swoją postawą Ksiądz Prymas wskazywał, jak nie tracić ducha w sytuacji prześladowania Kościoła, zachowując nadzieję wbrew wszelkiej nadziei (por. Rz 4, 18). Tego nauczył się między innymi podczas pobytu w Laskach, gdzie pełnił posługę kapelana niewidomych dzieci, a później na Żoliborzu w 1944 roku wśród powstańców warszawskich.

Był nade wszystko człowiekiem wytrwałej modlitwy, przemyślanych decyzji i skutecznego działania. Nawet w bardzo niesprzyjających warunkach komunistycznej opresji potrafił wskazywać motywy nadziei. I tak na przykład w decyzji rządu, by wyrzucić lekcje religii ze szkół, widział możliwości do działania ludzi świeckich. Z entuzjazmem szukano wtedy w domach prywatnych salek do nauczania katechezy. Dla niego liczyły się nie słowa, lecz czyny. Kiedyś napisał: Ludzie mówią – „czas to pieniądz”. Ja mówię inaczej – czas to miłość. Pieniądz jest znikomy, a miłość trwa.

Bardzo solidnie przygotowywał się do wygłaszanych kazań, których słuchało nawet kilkaset tysięcy wiernych, jak to miało niejednokrotnie miejsce na Jasnej Górze. Słowo Boże było jak nasienie rzucone w ziemię, dlatego starał się, by ono zakiełkowało w jego duszpasterskim trudzie.

Zastanawia to, z jakim spokojem przyjął fakt uwięzienia 25 września 1953 roku. Duchowo był na to przygotowany, bo dobrze wiedział, do czego zdolni są komuniści. Zdawał sobie sprawę, że deklaracje, które słyszał podczas spotkań w ramach Komisji Rząd – Episkopat, nie były całkiem szczere. Ich celem było raczej osłabienie Kościoła, by wyeliminować z polskiego społeczeństwa mocny głos upominający się o wolności obywatelskie, jakie na piśmie zapewniała Konstytucja PRL. Prymas na taką strategię komunistów, w imię wierności Bogu i Ewangelii, nie mógł się zgodzić. Celem jego duszpasterskiej troski było wzmocnienie wiary prostego ludu, który był przywiązany do katolickich obyczajów, maryjnej duchowości i do umiłowania swobód obywatelskich. Kardynał liczył przede wszystkim na wsparcie ze strony szerokich mas wiernych, dlatego tak często, będąc jeszcze biskupem lubelskim (1946-1948), organizował pielgrzymki swoich diecezjan na Jasną Górę. Przed cudownym obrazem Królowej Polski szukał duchowego wsparcia i wewnętrznego umocnienia wiary.

Dzięki współdziałaniu z Bożą łaską miał serce scalone. Dobrze wiedział, że jest na każdym kroku inwigilowany, o czym wiele razy wspomina w Zapiskach więziennych. Dzielił się tym, czym sam żył: mocną wiarą, gorącą miłością do Boga i Kościoła oraz nadzieją, która wiele potrafi przecierpieć. W niełatwym okresie uwięzienia wzrok miał utkwiony jedynie w Bogu.

Od wczesnego dzieciństwa był pilny w nauce. W seminarium wiele studiował i czytał. W 1929 roku uzyskał na KUL-u doktorat na podstawie rozprawy Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły. Chcąc być dobrym wykładowcą, starał się pogłębiać swoją wiedzę z zakresu nauki społecznej Kościoła i socjologii. Znając dobrze języki łaciński, włoski i francuski, był obeznany z najnowszą literaturą teologiczną. Doceniał jej znaczenie w pogłębianiu życia duchowego i w działaniu duszpasterskim. Lubił sięgać po lekturę klasyków, w tym św. Jana od Krzyża. Rozczytywał się w literaturze pięknej, dlatego swoje kazania wygłaszał piękną polszczyzną.

Znał dobrze ludzi, przyjaźnił się z nimi i wzbudzał powszechne zaufanie w polskim społeczeństwie. Bardzo gorliwie organizował wizytacje w parafiach, chętnie brał udział w różnego rodzaju uroczystościach i spotkaniach. Korzystał z mądrości zaufanych doradców, ludzi kultury i nauki. Z pewną rezerwą odnosił się do środowisk inteligencji katolickiej, zarzucając im zbyt duży dystans do problemów prostych ludzi, którzy najczęściej praktykowali tak zwaną pobożność ludową. Według niego to ona pozwoliła nam przetrwać czasy komunizmu. (Cdn.).

 

Warto odwiedzić