Otwórzcie systemy polityczne - Karol Wojtyła

18 paź 2013
Filip Musiał
 

Absolutnie zdegustowani naradzają się towarzysze: Kania, Kowalczyk, Olszowski, Werblan, Łukasiewicz. Konsternacja widoczna. Olszowski wylewa na jasne spodnie filiżankę czarnej kawy. Westchnienia. Ciężkie. Czyrek ładuje się z tezą – wypracowaną przez nas w drodze z S[towarzyszenia] D[ziennikarzy] P[olskich] do K[omitetu] C[entralnego PZPR] – „zastanówmy się... ostatecznie lepszy Wojtyła jako Papież tam, niż jako Prymas tu”.

Teza jest chwytliwa. Trafia do przekonania. Ulga. – tak opisywał wieczór wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową Kazimierz Kąkol – kierownik Urzędu do spraw Wyznań. Najwyżsi funkcjonariusze partii komunistycznej w PRL wydawali się być zaskoczeni i przerażeni faktem wyboru Polaka na papieża. I sekretarz KC PZPR, Edward Gierek, informację o tym fakcie miał skomentować krótko: O rany boskie!

 

Szanse na konklawe

Zaskoczenie jest jedynie dowodem na ignorancję komunistycznych kadr. Zawiodły umiejętności analityczne funkcjonariuszy SB albo brak wyobraźni. Bowiem już co najmniej od 1975 r. napływały informacje wskazujące, że kard. Wojtyła może odegrać w Kościele powszechnym znaczącą rolę. Już w styczniu 1975 r. tajny współpracownik „Zbyszek” donosił: Obecnie stary kler, łącznie z młodym jest po stronie Wojtyły, widzi się w nim powszechnie następcę Wyszyńskiego, który ma 73, a Wojtyła 55 lat, niezależnie od poważnych szans Wojtyły na przyszłym konklawe po Pawle VI. Można zapewne uznać, że był dobrze poinformowany, bowiem „Zbyszkiem” był Julian Polan- -Haraschin, były komunistyczny sędzia wojskowy, były pracownik naukowy UJ, a prywatnie – szwagier ks. Franciszka Macharskiego, późniejszego kardynała i następcy kard. Wojtyły w kurii arcybiskupiej w Krakowie. To właśnie od swego szwagra, rektora Wyższego Seminarium Duchownego – nieświadomego jego agenturalnej roli – Polan-Haraschin uzyskiwał, w czasie prywatnych rozmów, informacje o krakowskim Kościele i tutejszych duchownych. Po raz drugi podkreślał, że Wojtyła jest „papabile” z końcem 1976 r. Informacje te zostały przekazane do Departamentu IV SB w Warszawie – zajmującego się rozpracowaniem Kościołów i związków wyznaniowych. Najwyraźniej jednak nie potraktowano ich zbyt poważnie i nie przygotowano aparatczyków z KC PZPR na wydarzenia, które rozegrały się 16 października 1978 r.

Z punktu widzenia komunistów, rozwój sytuacji był zatem niekorzystny, jednak konsekwentnie szukano „plusów”, do znudzenia wskazując, że cieszy również pewność, że nie zostanie on przewodniczącym episkopatu polskiego. Natomiast w oficjalnym komunikacie starano się zdyskontować wybór, podkreślając, że jest to wielki triumf narodu polskiego, narodu budującego pomyślność swej socjalistycznej ojczyzny, narodu znanego w świecie z umiłowania pokoju.

 

Nie lękajcie się

Charyzmatycznego kard. Wojtyły jako prymasa Polski obawiano się ogromnie. Do tego stopnia, że wydaje się, iż esbecy i aparatczycy partyjni odczuli ulgę, gdy w 1976 r. dowiedzieli się, że pomimo osiągnięcia 75 lat kard. Wyszyński będzie nadal sprawował tę funkcję. Dotąd Prymasa Tysiąclecia uznawali za swego największego przeciwnika – woleli jednak kontynuację, po której wiedzieli czego się spodziewać, od zupełnie nowej sytuacji. Kard. Wyszyński stanowił dla komunistów ogromne zagrożenie jako scenarzysta i reżyser Milenium Chrztu Polski – a więc autor koncepcji rekatolizacji polskiego społeczeństwa doświadczonego stalinizmem. Jednak od lat 60. Urząd do spraw Wyznań i bezpieka nauczyły się częściowo neutralizować inicjatywy Prymasa. Kard. Wojtyła wprowadziłby zapewne zupełnie nowe metody pracy duszpasterskiej, które być może trudno byłoby zniwelować. Krótkowzroczność komunistycznych aparatczyków kazała im więc wierzyć – a może tylko udawać, że wybór kard. Wojtyły na papieża jest mniejszym złem.

Tymczasem fakt ten zmienił sytuację. Papież wzywał: Nie lękajcie się! Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Otwórzcie drzwi Jego zbawczej władzy, otwórzcie granice państw, systemy ekonomiczne i polityczne, szerokie obszary kultury, cywilizacji i rozwoju. Nie lękajcie się!

Właśnie przełamanie bariery strachu przed systemem totalitarnym i jego policją polityczną było kluczowe dla uruchomienia procesów wolnościowych nie tylko w PRL, ale w całym bloku wschodnim.

Kolejne papieskie pielgrzymki do Polski miały ogromne znaczenie. Pierwsza zmieniła świadomość Polaków. Przekonała ich, że to komuniści znajdują się w mniejszości, dała siłę płynącą ze wspólnoty. Bez niej – jak się wydaje – nie byłoby Sierpnia 1980 r., nie byłoby „Solidarności”. Druga (1983 r.) wlewała otuchę w serca po ciemnej nocy stanu wojennego. Trzecia (1987 r.) w paraliżującej degrengoladzie epoki Jaruzelskiego budziła nadzieję, była świadectwem, że nie wszystko stracone. A przecież między pierwszą a drugą pielgrzymką był także głośny papieski protest wobec wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Jan Paweł II stawał się niekwestionowanym patronem wolnościowych dążeń Polaków. Był – tak jak wcześniej – kard. Stefan Wyszyński, interrexem – prawdziwym przywódcą narodu. Nie przez przypadek rodząca się masowa opozycja manifestacyjnie podkreślała swe związki z Kościołem, a na Msze święte chodzili nawet niewierzący opozycjoniści, by w ten sposób podkreślać swój sprzeciw wobec reżimu. Papieskie portrety towarzyszyły kolejnym etapom zrywów do wolności, będąc – na przykład na bramie gdańskiej stoczni w 1980 r. – materialnym dowodem znaczenia Jana Pawła II dla tych, którzy z komunizmem walczyli. Wkrótce miało się okazać, że zgodnie z papieskim wezwaniem granice systemów politycznych zostały otwarte.

 

Warto odwiedzić