Świętość dla każdego
Siedział na ławce pod ścianą domu, obserwując, jak kury monotonnie kręcą się po podwórku i rozgrzebują ziemię. Świecące mocno wiosenne słońce dawało poczucie przyjemnego ciepła. Powinien się uczyć, ale wprost od czytanki z polskiego myśli jego powędrowały do niedzielnej audycji radiowej.
– Ciekawe, czy mój list doszedł. A może zaginął po drodze?
Zza węgła wyszedł gąsior. Kroczył dostojnie przez obejście, a jego długa szyja z każdym krokiem kołysała się śmiesznie na boki. Chłopiec chwycił prędko grudkę ziemi i cisnął nią koło gąsiora, oczywiście nie tak, żeby go trafić, ale nastraszyć. Zdezorientowany ptak zagęgał głośno, machając bezradnie skrzydłami. Uznawszy to za znakomity żart, chłopiec wrócił do nauki.
Wkrótce dobiegło go wołanie babci.
– Pozwól, coś ci pokażę.
Wszedł do jej pokoju i natychmiast poczuł zapach ziół, charakterystyczny dla tego miejsca; odkąd pamiętał, w babcinej izbie zawsze tak pachniało.
– Dlaczego mu dokuczasz? – spojrzała na niego badawczo i nie czekając na odpowiedź, wskazała na leżące na stoliku pudełko. – Pomyślałam, że cię to zainteresuje. Poznajesz tę osobę na zdjęciu?
– Przecież to papież Jan Paweł II. Wszędzie się słyszy o jego kanonizacji. To rzeczywiście on? Skąd je masz?
– Przypatrz się dokładniej. Zdjęcie zrobiono podczas konsekracji kościoła we wsi, w której dawniej mieszkałam. Wówczas nie był to jeszcze ojciec święty, a krakowski biskup Karol Wojtyła.
– O, rodzice mówili, iż właśnie po nim noszę imię.
– Zgadza się. Znasz takie powiedzenie „Nie święci garnki lepią”?
Chłopiec zmarszczył brwi, wytężając umysł, jednak nie umiał sobie przypomnieć, by kiedykolwiek słyszał podobne porzekadło, a tymczasem babcia kontynuowała:
– Zwieńczeniem drogi życiowej Karola Wojtyły jest świętość. Będąc w twoim wieku, mały Karol zachowywał się jak inni chłopcy. Lubił gonić za piłką, jeść słodycze. Ale – tu uczyniła krótką pauzę – równocześnie uczył się przy tym pilnie, chętnie chodził do kościoła i aktywnie uczestniczył w nabożeństwach. Jego żywot to dowód, iż każdy jest powołany do świętości.
– Jak w tej piosence „Taki duży, taki mały, może świętym być”?
– Jak w piosence. Powiedzenie, które przytoczyłam, mówi, że nie trzeba być wyjątkową osobą, aby czegoś dokonać. To może być udziałem każdego człowieka. Również twoim.
– Moim na pewno nie – żachnął się chłopiec. – Ja raczej nie dam rady niczego dokonać. Kiedyś wysłałem list do radia, do tej audycji dziecięcej, której słuchamy w niedzielne przedpołudnia, ale go nie przeczytali. Teraz napisałem drugi. Tylko czy dotrze? I świętym też chyba nie zostanę…
– To fakt, nie każdy nim zostaje. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, abyś brał przykład z małego Karola Wojtyły w codziennym życiu. Młody Karol lubił turystykę, teatr, rozszerzał swoje pasje oraz zainteresowania. Znał wiele języków obcych. Dbał o rozwój ciała i ducha, dostrzegał piękno przyrody. I wątpię, aby dokuczał zwierzętom. Zgodzisz się, że bycie koleżeńskim i uczynnym, przestrzeganie przykazań czy zdobywanie dobrych stopni w szkole jest w zasięgu twojej ręki?
– Da się zrobić – odparł dziarsko.
– A troska o zwierzęta domowe i gospodarskie? To też… da się zrobić?
Poczuł, że rumieni się ze wstydu. – Przecież nie miałem żadnego powodu, by go nastraszyć – pomyślał o gąsiorze. – Głupio wyszło.
Przedwieczorne słońce chowało się za dachami pobliskich domostw. Rodzice wrócili z pracy, a babcia zagoniła do kurnika ostatnie kokoszki.
Podczas kolacji chłopiec siedział markotny, milczący.
– Myślisz o liście? – spytała mama. – Na pewno doszedł. Czy przeczytają na antenie? Trudno powiedzieć, przecież piszą do niech także inne dzieci. Najważniejsze, że próbujesz.
Karol uśmiechnął się w odpowiedzi. Myślami był już zupełnie gdzie indziej: kanonizacja papieża-Polaka... może warto przypomnieć sobie bliżej jego postać…