Wspieranie małżeństw w kryzysach

08 wrz 2018
ks. Jacek Poznański SJ
 

Postępuje w nas znieczulenie na tragedię rozpadu małżeństw. Kultura popularna, filmy, literatura, piosenki i kabarety, ilustrowane magazyny uczą nas nie przejmować się rozkładem tej zażyłej relacji i przekonują, aby przyjąć taki stan jako coś normalnego, zrozumiałego.

Emocjonalnie i wyobrażeniowo oswajają nas z ideą wchodzenia w ponowne związki, co jeszcze bardziej pogłębia oddalanie się małżonków.

Efekty tego przetwarzania naszej wrażliwości przez kulturę popularną widać coraz wyraźniej. Już nawet stosunkowo niewielkie trudności małżeńskie stają się powodem do myśli o rozejściu się. Dodatkowo, najbliżsi, rodzeństwo, rodzice, przyjaciele nie pomagają w ocaleniu małżeństwa. Nieraz zdarza się nawet, że oni właśnie podważają sens zaangażowania i wprost zachęcają do rozwodu: Po co będziesz się z nią męczyć? Szkoda twojego życia dla niego? W ten sposób czasami tylko przejściowe konflikty zostają rozdęte, ukazywane jako sytuacje krańcowe, stawiane na ostrzu noża.

Bez wątpienia, małżeństwo i rodzina potrzebują wsparcia. Wiele małżeństw rzeczywiście się rozpada właściwie tylko dlatego, że nie ma wsparcia w otoczeniu. Małżonkowie często zostają sami. Może gdzieś w sercu chcieliby ocalić to, co przeżyli razem i co razem stworzyli, dokonali, ale wszyscy i wszystko wokoło nie dają im szansy, nie wierzą w nich. Ponieważ jako chrześcijanie bardzo cenimy małżeństwo, powinniśmy tworzyć i rozwijać środowiska wspierające pary, które są w trudnych sytuacjach. Myślę, że warto zaproponować kilka wskazówek.

Co jest ważne, aby wspierać?

Osoby, które chcą pomóc kryzysującym związkom i tworzyć wspierające otoczenie, najpierw same muszą być głęboko przekonane o tym, jak ważną wartością jest trwałość małżeństwa, dochowanie wierności i uczciwości małżeńskiej. Przy czym nie chodzi jedynie o intelektualne przeświadczenie czy bronienie stanowiska Kościoła. O wiele ważniejsze jest osobiste przeżycie i docenienie tego, jak cenne są to rzeczywistości. Takie przekonanie rodzi się, gdy samemu dobrze zreflektuje się i przemodli własną historię życia; gdy umiemy się wsłuchać w opowieści dziadków, rodziców, osób, którym udało się lub nie udało ocalić małżeńskiego związku; w końcu, gdy wsłuchamy się w historie młodych ludzi, którzy dorastali w pełnej oraz niepełnej rodzinie.

Następnie ważne jest, aby małżeństwo będące w kryzysie stało się bliskie osobie pomagającej. Małżonkowie muszą czuć, że jest ktoś, komu na ich małżeństwie i rodzinie zależy, kto widzi wartość tego związku pomimo różnych słabości i braków oraz wierzy w moc sakramentu, w moc łaski Bożej, w tajemnicę miłości, która ich połączyła, a która może wymaga odkrycia i pogłębienia.

Aby wspierać potrzeba delikatności i roztropności. Nieraz przez lata wzajemne relacje małżonków bardzo się skomplikowały. Nieraz jedno z nich lub oboje wiele się już nacierpieli i przechodzili bolesne doświadczenia. Może mają wiele pretensji, nienazwanych i niewypowiedzianych uczuć, poczucie winy. Prawie zawsze jest tak, że kryzys związku ma przyczyny po obu stronach. Bardzo rzadko winna w stu procentach jest tylko jedna osoba. Dlatego każda z nich ma też sama jakiś wkład tak do własnego bólu, jak i cierpienia drugiej osoby. Potrzeba więc współodczuwania z każdą ze stron oraz wyraźnego pokazania, że chce się zrozumieć, zrozumieć także owe wewnętrzne tendencje, by odejść i żyć samemu.

Czasami zadane rany są tak duże, że trudno znaleźć pozytywne momenty we wspólnym życiu. Dlatego warto również wesprzeć w ich odkrywaniu, bo przecież z pewnością było ich wiele, pięknych i głębokich przeżyć, ale w bólu jest pokusa, aby to wszystko kwestionować. Trzeba umieć doceniać to, co osoby już w małżeństwie i dla rodziny zrobiły: zaangażowanie się w rodzinę, tak jak ktoś potrafił najlepiej, przy wszystkich swoich obowiązkach oraz problemach z własnym zdrowiem czy pracą; to, że pomimo problemów w relacji, wszystkich nieraz bolesnych spraw dana osoba jednak przez tyle lat wytrwała i szukała sensu i wartości małżeństwa. Nieraz istnieje w osobach racjonalne przekonanie o tej wartości, ale brak pozytywnych uczuć. Trzeba pomóc je odnaleźć.

Wspierając daną osobę, można zaproponować różne ćwiczenia psychologiczne i duchowe. Przykładowo, można poprosić, aby ułożyła osobisty kod etyczny, przykazania, według których chciałaby żyć, które według niej dawałyby życie jej i innym, promowałyby miłość, jakiej pragnie. Jakie przykazania by sformułowała? Według czego chciałaby żyć? Następnie niech pozwoli sobie na konfrontację z samą sobą: czy rzeczywiście traktuję współmałżonka według drogich mi przykazań? Czy nie mam nic do zarzucenia sobie w relacji do dzieci?

Dzieci

Każdy ze współmałżonków jest ważny. Ale to dzieci powinny stać na pierwszym miejscu. Trzeba mieć na celu przede wszystkim to, by jak najmniej wciągać je w całą sprawę i jak najmniej obciążać je emocjonalnie. Rodzice powołali je do istnienia, i od nich tak dużo w życiu dzieci zależy. Ich całościowe dobro powinno warunkować decyzje co do kształtu i formy przyszłej relacji małżonków. Konieczne jest obudzenie współodczuwania z dziećmi. Wiele razy i długimi godzinami można rozmawiać z osobami, które doświadczyły rozpadu rodziny. Taka sytuacja wprowadza dzieci – zwłaszcza te jeszcze emocjonalnie niedojrzałe – w bolesne dylematy (których dzieci nie powinny przechodzić), samooskarżenia, szukanie winy w sobie, emocjonalną niestabilność, lęki, stany depresyjne, problemy w relacjach, bardzo osłabiony start w życiu itd.

Cokolwiek jest lub czego nie ma między małżonkami, są winni dzieciom to, aby zapewnić im w miarę swoich możliwości to, co najlepsze właśnie jako rodzice. A to co najlepsze, to ich jedność i wspólna troska o nie. Dlatego można nawet twierdzić, że trwanie wiernie w małżeństwie, pomimo rozpadu więzi, jest cenne i wartościowe. Uczy dzieci, że nie trzeba uciekać od problemów, ale można stawić im czoło w imię ważnych wartości, zwłaszcza, gdy żyje się duchem wiary i mocą miłości wyższej niż ludzka.

A gdy mimo wszystko rozwód…

W trudnych sytuacjach rozwód narzuca się jako wybawienie, uwolnienie się od napięcia. Jednak bardzo rzadko jest rozwiązaniem. Każde małżeństwo i rodzina to osobny świat wielorakich związków, przede wszystkim tych najintymniejszych. Dlatego rozwód często raczej prowadzi do skomplikowania wielu spraw i dróg życia, i to nie tylko sobie, ale i innym. Cały koszmar procesu rozejścia się nieraz dodaje jeszcze tylu nowych ran.

Warto zachęcić, aby przybliżając się do podjęcia decyzji, małżonkowie szukali różnych punktów widzenia, pomocy psychologicznej, możliwości omówienia spraw z perspektywy wiary, również w kierownictwie duchowym. Jeśli już absolutnie po ludzku nie da się uratować małżeństwa i rodziny, to chyba warto szukać jakiś pośrednich dróg wyjaśnienia sytuacji i jakiejś umowy, ugody (separacji). Może taki odpoczynek od siebie – ale jeszcze nie zerwanie relacji – jakoś pomógłby znaleźć w sobie siły do przezwyciężenia trudności.

Ostatecznie pozostanie w związku lub rozwód to sprawa serca danej osoby i racji, które ona najlepiej zna. Każdy z małżonków jest zdany tutaj, w takich zasadniczych, pełnych ważnych konsekwencji wyborach na samotność i swoje sumienie. W ostatecznym rozrachunku można im towarzyszyć jedynie pamięcią i modlitwą, i zapewnić o trosce i przyjaźni. Jest to ważne, bo nawet jeśli małżonkowie rozwiedliby się, zawsze istnieje szansa, że mogą się ponownie kiedyś zejść. Dlatego również nie można odrzucać, wyrzekać się kogoś, kto jednak podjął decyzję o rozwodzie. Trzeba uszanować każdą decyzję, zwłaszcza, gdy stoi za nią wiele cierpienia, dużo czasu, wiele refleksji, przemyśleń, doświadczeń oraz dążeń do dojrzałych decyzji.

 

Warto odwiedzić