Święty Benedykt i jego drabina do nieba
Sam wolny od pokus, słusznie mógł innych uczyć cnoty – tak pisał św. Grzegorz Wielki o św. Benedykcie z Nursji, którego wspominamy w liturgii Kościoła 11 lipca.
Idąc za przykładem Benedykta, wielu porzuciło świat, by – jak dodaje św. Grzegorz – powierzyć się jego kierownictwu. Do dziś znajdują się ludzie, którzy czynią podobnie, wybierając formę życia zakonnego, opartą na Regule napisanej przez Benedykta. Ważną jej częścią jest rozdział poświęcony stopniom pokory. Dzięki nim wspinamy się ku górze po drabinie naszego życia. I chociaż wskazania zawarte w Regule adresowane były do mnichów, to wiele z nich ma charakter uniwersalny.
Benedykt żył w latach 480-547. Dzięki zamożnym rodzicom rozpoczął studia prawnicze, które jednak przerwał, by całkowicie poświęcić się Bogu. Przez kilka lat wiódł ascetyczne życie w odosobnieniu. Po jakimś czasie wieść o nim zaczęła szerzyć się wśród ludzi i przyciągać naśladowców. Gdy w 529 r. powstał klasztor na Monte Cassino, Benedykt postanowił stworzyć dla swoich uczniów zbiór zasad porządkujących wspólne życie. Większość spośród 73 rozdziałów Reguły to praktyczne normy odnoszące się ściśle do życia zakonnego. Jednakże obok zaleceń typowo organizacyjnych znajdują się i takie, które pod uwagę powinien wziąć każdy chrześcijanin, np: bezczynność jest wrogiem duszy lub niech młodsi starszych szanują, a starsi niechaj kochają młodszych.
Do fundamentalnych pouczeń św. Benedykta należą te, które wskazują na chrystocentryczny wymiar mniszego życia, np: Niech nic nigdy nie będzie dla nich ważniejsze od Chrystusa, który oby nas razem raczył doprowadzić do życia wiecznego. To zdanie zaczerpnięte jest z przedostatniego rozdziału Reguły, ale już Prolog określa, że życie zakonne jest służbą pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla. Taka perspektywa życia powinna być bliska wszystkim wiernym, nie tylko mnichom, zwłaszcza po ogłoszonym w Polsce 19 listopada 2016 r. Jubileuszowym Akcie Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Dla św. Benedykta wskazanie na prawdę wiary o królewskiej władzy Chrystusa miało być argumentem zachęcającym do współpracy i trwania w jedności, bo przecież w każdym miejscu jedynemu służymy Bogu, walczymy pod rozkazami jedynego Króla.
Przyjęcie postawy służby Bogu i zaangażowanie w walkę pod rozkazami Chrystusa Króla wymaga ćwiczenia się w pokorze. Wiernie służyć i rzetelnie wykonywać polecenia może tak naprawdę tylko człowiek pokorny. Zapewne właśnie dlatego św. Benedykt wiele uwagi poświęcił tej cnocie, opisując wzrastanie w niej poprzez symbolikę drabiny o dwunastu szczeblach. Pierwszym z nich jest trwanie w bojaźni Bożej, drugim – wypełnianie woli Bożej, trzecim – okazywanie posłuszeństwa przełożonemu z miłości do Boga, czwartym – cierpliwe znoszenie trudności, piątym – wyznawanie przełożonemu wszystkich win, szóstym – uznawanie siebie za niegodnego i niezdatnego do czegokolwiek, siódmym – uznawanie siebie za gorszego i niższego od wszystkich, ósmym – przestrzeganie Reguły i naśladowanie przykładu starszych, dziewiątym – zachowywanie powściągliwości w mowie, dziesiątym – powstrzymywanie się od wybuchów śmiechu, jedenastym – wypowiadanie się w sposób spokojny i poważny, dwunastym – okazywanie pokory przez postawę, zwłaszcza spuszczony wzrok.
Szczegółowe omówienie każdego z wymienionych powyżej szczebli wymagałoby napisania bardzo obszernego artykułu, a nawet opracowania osobnego traktatu, jak to miało miejsce w przypadku św. Bernarda z Clairvaux, autora dzieła O stopniach pokory i pychy. Wczytanie się w przemyślenia św. Bernarda pomaga odkryć ponadczasowy wymiar wskazań św. Benedykta. Myślę tu np. o dwunastym stopniu pokory, którego osiągnięcie można stwierdzić, jeżeli mnich nie tylko w sercu, ale także w samej postawie okazuje zawsze pokorę oczom ludzi, a mianowicie w czasie Służby Bożej, w oratorium, w klasztorze, w ogrodzie, w podróży, na polu, czy gdziekolwiek indziej, bez względu na to, czy siedzi, chodzi, czy też stoi, zawsze niech ma spuszczoną głowę i oczy skierowane ku ziemi. Według św. Benedykta przyjęcie takiej postawy jest wyrazem naśladowania przykładu pokory ukazanego przez Pana Jezusa w przypowieści o faryzeuszu i celniku (Łk 18, 9-14).
Oczywiście pokora nie zawsze musi wyrażać się dosłownie w spuszczaniu głowy i kierowaniu oczu ku ziemi. Być może wśród mnichów da się to zastosować, jednak dla osób świeckich w praktyce jest to niewykonalne. Trudno wyobrazić sobie katechetę prowadzącego zajęcia ze wzrokiem wbitym w podłogę. Jako element komunikacji niewerbalnej byłoby to zapewne uznane przez uczniów za wyraz zawstydzenia lub braku pewności siebie. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę komentarz św. Bernarda, który do dwunastego szczebla pokory nawiązuje w pierwszym stopniu pychy, to zrozumiemy, że nakaz pochodzący od św. Benedykta ma chronić jego uczniów przed ciekawością i nakłonić do koncentracji na poznaniu samego siebie. Trzeba dokładnie badać siebie i zachować czujność, a wtedy dusza nie znajdzie czasu na zajmowanie się złem. Poznawanie zła – wyjaśnia św. Bernard – nie może być mądrością, lecz utratą rozsądku. Gdy nie skupiasz się na tym, co ci zlecił Stwórca, wąż chytrze wślizguje się do twego serca i kusi. Wskutek jego pochlebstw oddala się lęk przed konsekwencjami grzechu. Powiększa się zainteresowanie, wzmaga apetyt, zaostrza ciekawość, rozpala pożądanie. Proponuje wreszcie rzecz zakazaną i zabiera ci użyczoną: podaje ci owoc, ale pozbawia raju. Opat z Clairvaux, krytykując człowieka ciekawskiego, charakteryzuje go w następujących słowach: stojąc, idąc czy siedząc, zaczyna natychmiast wyciągać głowę, nadstawiać ucha, wodzić dokoła oczyma. Przez oczy i uszy grzech zakrada się do duszy. Dlatego lepiej nie interesować się błędami innych, tylko strzec źródła dającego życie. Święty Bernard tłumaczył zatem: Patrz w ziemię, abyś poznał siebie samego! Ona ci powie, kim jesteś – jesteś prochem i w proch się obrócisz. Taka duchowa interpretacja nauki św. Benedykta będzie do przyjęcia dla wszystkich, choć wcale nie znaczy to, że w praktyce łatwiejsza. Gdy jednak zrozumiemy, że w nakazie spuszczania wzroku chodzi o zachowanie wewnętrznego skupienia, czasami świadomie będziemy odwracać wzrok od spraw, które mogłyby doprowadzić do grzechu. Przychodzą tu na myśl słowa Pana Jezusa: Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła (Mt 5, 29).
Innym szczeblem pokory, któremu chciałbym jeszcze poświęcić uwagę, jest: jeżeli mnich, gdy nawet otworzy usta mówi powoli i bez śmiechu, pokornie i z powagą, niewiele, ale w sposób przemyślany i nie nazbyt krzykliwie (...). Wysiłek podejmowany w tej dziedzinie odgrywa bardzo ważną rolę w rozwoju moralnym człowieka. Słowo Boże poucza nas przecież, że jeśli ktoś nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało (Jk 3, 2). Praca nad sobą w tym aspekcie wiąże się ściśle z wymaganiem powstrzymywania się od śmiechu i nakazem milczenia, a odzywaniem się tylko w celu udzielenia odpowiedzi.
Konsekwentne przestrzeganie powyższych zaleceń może jednak czasami być problematyczne, np. w towarzystwie takie zachowanie będzie skutkować uznaniem milczka za gbura. Dlatego w kwestii zachowywania milczenia znów warto przywołać komentarz św. Bernarda, który jako czwarty stopień pychy wymienia chełpliwość i krytykuje wypowiedzi mające na celu przechwalanie się wiedzą lub brylowanie w towarzystwie, nie zaś dobro słuchaczy. Można więc z tego wywnioskować, że ocena moralna prowadzonych przez nas rozmów powinna obejmować intencje i treść. Zwłaszcza że w świetle słowa Bożego czasami nawet trzeba zabrać głos. Święty Paweł wzywał Tymoteusza: głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę, wykazuj błąd, napominaj, podnoś na duchu z całą cierpliwością w każdym nauczaniu (2 Tm 4, 2). Gdy jednak nie mamy już nic wartościowego do przekazania, lepiej będzie po prostu zakończyć.
Drabina pokory św. Benedykta stanowi niezwykle trudne wyzwanie, nie tyle interpretacyjne, co praktyczne. Interpretacje, jak widać powyżej, mogą być mniej lub bardziej dosłowne, natomiast wskazania autora Reguły dźwięczą przy każdym uderzeniu narzędzi hermeneutycznych jak niewzruszona skała. A fascynujący i pociągający wydźwięk daje im świadomość, że św. Benedykt tak właśnie żył. Grzegorz Wielki napisał o nim: Ktokolwiek zatem pragnie dokładniej poznać jego charakter i życie, odnajdzie bez trudu w owej „Regule” całą osobowość Mistrza, bo święty mąż nie mógł inaczej postępować niż sam nauczał.