Gwiazda betlejemskiego nieba

03 gru 2011
ks. Robert Janusz SJ
 

A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię (Mt 2, 9)

Na temat betlejemskiej gwiazdy, prowadzącej Mędrców ze Wschodu do Pana Jezusa, wysuwano wiele hipotez, skupiając się często jedynie na zjawisku kosmicznym. Oddalano się przy tym od centrum wydarzenia, w którym uczestniczyli: Pan Bóg, Najświętsza Rodzina i Kosmos. Starano się w tych hipotezach określić, w ramach dostępnej wiedzy naukowej, czy była to gwiazda, czy raczej kometa, nadzwyczajne zjawisko kosmiczne czy może tylko jakieś atmosferyczne, a gdy już ustalono z grubsza, co to mogło być, próbowano nawet obliczyć kiedy, gdzie i jak owa gwiazda była widoczna. W takim odseparowanym podejściu do gwiazdy betlejemskiej chodzi bardziej o ludzki czynnik – wiedzę czy erudycję autora, któremu, po długim wywodzie z przypuszczeń, brak zwykle sił na dostrzeżenie w Dzieciątku wcielonego Boga. Być może kiedyś jakiś przyszły mędrzec opisze „naukowo” betlejemską gwiazdę, ale najprawdopodobniej trafi on ze swą teorią przed tyrana, jakiegoś przyszłego „Heroda”, który będzie walczył ze Zbawicielem.

W opisie biblijnym chodzi o wyrażenie czegoś znacznie głębszego niż dowieść może nasza rozbita wiedza, nauka czy nasze zdolności. Ewangelii chodzi o obecność Boga pośród ludzi, których On stworzył i którzy z reguły nie są Mu życzliwi. Mając wiedzę, a nawet religijne przygotowanie, można nie tylko Boga ignorować, ale z Nim walczyć; z drugiej strony, można nie znać parametrów orbity gwiazdy betlejemskiej, ale wiedzieć, że prowadzi do Boga i warto za nią iść. Mówiąc ogólnie, można być uczonym i zamknąć się na Stwórcę, co dziś jest udziałem tak wielu naukowców, nierzadko walczących z życiem i naturalną rodziną; można jednak mieć wiedzę skromną i kochać Autora stworzeń.

Ewangelia poucza nas, że gwiazda, a z nią cały Kosmos, są przygotowane – jak komnata spotkania – na przyjście Boga w ludzkim ciele, na złączenie spraw Bożych ze sprawami ludzkimi. Tą najważniejszą komnatą spotkania, kosmosem Wcielenia, było łono Maryi, gdzie Pan Jezus miał miejsce i czas wzrastania przed narodzeniem. Brzemienną Matkę ochraniał św. Józef, który wziął swą Małżonkę z poczętym Dzieciątkiem do siebie, do swojej komnaty – domu, jakże potrzebnego żonie i matce oraz narodzonemu dziecku. Dobrze wiemy, ile św. Józef miał z tym kłopotów; wiemy też, że Matka Boża nie narzekała i przyjmowała ten czas i przestrzeń, w które on ich wprowadzał. Te trzy komnaty: matczynego łona, męskiego domostwa i kosmicznej czasoprzestrzeni nie są do siebie w opozycji; wręcz przeciwnie – są na siebie wzajemnie otwarte, potrafią sobie ustępować, są sobie potrzebne i wzajemnie się dopełniają, a w wypadku Bożej Rodziny są nie tylko czymś naturalnym, ale uczestniczą w Bożym planie: Słowo Boże staje się Ciałem w kosmicznej i ludzkiej historii i przestrzeni.

W spotkaniu Boga z ludźmi i Kosmosem widać kolejną rzecz: jest to zło, które nie chce dopuścić, by spotkanie trwało. Mędrcy ze Wschodu, choć są z daleka, umieją odczytać kosmiczny, słaby sygnał gwiazdy, trudzą się, przynoszą dary, wiedzą, że na gwieździe nie można się zatrzymać; ścierają się jednak mimowolnie ze złem: zmierzając do gwiazdy, trafili przed oblicze tyrana, który gwiazdy nie znał, bo jego rządy nie były zgodne z kosmicznym ładem. Mędrcy przynieśli Herodowi „naturalne objawienie”, ale dla mordercy niewiniątek to nie miało żadnego znaczenia. Zło zamknęło przed Mesjaszem miejsce nawet w gospodzie – i tak prosty żłobek, coś z przestrzeni dla zwierząt, wystarczyło Świętej Rodzinie i samemu Bogu na miejsce wśród ludzi. Okrucieństwo zła zmusi następnie św. Józefa do rezygnacji z własnego domu, i ucieczki do Egiptu. Z nieba nad Betlejem gwiazda odejdzie na zawsze.

Wczytując się dalej w Ewangelię o betlejemskiej gwieździe, widzimy, że jest wierna: nie straciła swego blasku, nie „przestraszyła się” króla tyrana, ale nadal prowadziła Mędrców do miejsca, gdzie było Dzieciątko i Jego Rodzina, nie „wstydziła” się ich ubóstwa. Po ujrzeniu takiej gwiazdy Mędrcy bardzo się uradowali. Zatem Kosmos, który prowadzi człowieka do Świętej Rodziny i Wcielonego Boga, mimo zła, które się napotyka na drodze, jest wierny swemu celowi: Kosmos ciągle jest miejscem spotkania ludzi ze Stwórcą. Radość Mędrców z patrzenia na gwiazdę i postępowania za nią to nie tylko ciekawość wiedzy, ale najpełniejsze szczęście bycia na drodze do Boga. Taki Boży Kosmos jest ignorowany przez ludzi złych, którzy nie chcą wiedzieć, po co są gwiazdy. Jest też i druga rola Kosmosu – daje on inny czas i przestrzeń: ucieczki przed złem, daje ścieżki omijające Herodów po to, by Emmanuel mógł między nami wzrastać. W końcu to przecież Pan Jezus jest tą ostateczną „gwiazdą betlejemską” – światłem Nieba pośród wszystkich stworzeń. Kosmiczna gwiazda czy naturalna ludzka rodzina zawsze będą niepełne, gdy im brakuje odniesienia do Boga. Kosmos zawsze może wydać jakieś swe gwiazdy, czasoprzestrzeń, a ludzkie serce zawsze może się otworzyć, by Emmanuel był jak u siebie, dając ludziom ogromną radość, że Bóg jest z nami. W tej Bosko-ludzkiej pełni, w tych właściwych komnatach spotkania, blask betlejemskiej gwiazdy nabiera o wiele głębszej wymowy niż świecący punkt na nieboskłonie, jasna izba gospody czy pełne przepychu królewskie komnaty Heroda, w których nie było miejsca dla Boga.

 

Przeczytaj także

Warto odwiedzić