On nas nazwał „przyjaciółmi”
Duchowe nieszczęście naszego świata przejawia się między innymi w tym, że gdzieś zapodzialiśmy pierwotny zapał rodzący się z fascynacji Jezusem i Jego nauką.
Niewielu jest pośród nas prawdziwych uczniów, za to całkiem sporo chłodnych obserwatorów. Takich, którzy wszystko wiedzą, obserwują, nie przepuszczą żadnej informacji, ale trzymają się na dystans: niezaangażowanych, asekurantów, czekających na rozwój sytuacji albo zamykających się we własnych domach, żyjących w atmosferze mozolnie budowanego szczęścia, opartego na posiadaniu, bo pieniądze wprawdzie szczęścia nie dają, ale dają dość daleko posunięte poczucie bezpieczeństwa. W gruncie rzeczy otaczający nas świat postrzegamy jako nieco nieprzyjazny, choć niby go kochamy. Nie rozróżniając więc, czy mówimy o polityce, czy o gospodarce, czy może o religii lub własnym życiu wewnętrznym, wobec wszystkiego zachowujemy bezpieczny dystans, który jednak w pewnych sytuacjach okazuje się niezdrowy, bo pozbawia nas tak ludzkich (i koniecznych do życia) odruchów, jak fascynacja, zauroczenie, poświęcenie i wzruszenie. W końcu dochodzimy do tego, że potrafimy przeanalizować i ocenić każde uczucie, ale sami nie umiemy pokochać.
Trochę jest temu winny współczesny styl życia: musimy dużo pracować i bardzo angażujemy się w pracę zawodową; jedni ze strachu przed widmem bezrobocia, inni dlatego, że dają się wciągnąć w żałosny „wyścig szczurów”, jeszcze inni w ten sposób rekompensują sobie niepowodzenia w innych obszarach życia. W pracy często służymy za przykład do naśladowania, ale kiedy w końcu zmęczeni wracamy do domu, chcemy mieć święty spokój. Tak samo wielu podchodzi do religii: to, co obowiązkowe, wykonuje na tyle dobrze, że nic mu czy jej nie można zarzucić, ale poza tym wielu chce mieć święty spokój (oczywiście jest to tylko zbieżność nazwy, bo spokój ten ze świętością nie ma nic wspólnego).
Kiedy na drodze człowieka pojawia się Jezus, wtedy wszystko radykalnie się zmienia, wręcz staje na głowie. I od tej pory nic nie jest już takie, jak było, nic nie jest pewne ani trwałe – przepraszam, przesadziłem, jednej rzeczy po spotkaniu z Jezusem możemy być pewni: nigdy już nie zaznamy „świętego spokoju”. Tak było zawsze i nigdy się to nie zmieni.
Po kostki w wodzie (fragment)