Ojciec trędowatych na Molokai - św. Damian de Veuster

31 Maj 2016
ks. Marek Wójtowicz SJ
 

Józef de Veuster urodził się 3 stycznia 1840 r. w belgijskim miasteczku Tremeloow, w średniozamożnej wiejskiej rodzinie. Od najmłodszych lat pracował na roli, jego ojciec przygotowywał go do handlu zbożem.

Inne były jednak pragnienia chłopca, marzącego, by iść drogą swoich trzech braci, którzy wybrali drogę życia poświęconego Bogu. Gdy miał dziewiętnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi w Leuven. Nie znał dobrze języka francuskiego ani łaciny, dlatego miał zostać w zakonie bratem. Tam otrzymał nowe imię – Damian. Jego starszy brat uczył go łaciny i języka francuskiego, bo w sercu Damiana drzemało pragnienie kapłaństwa. Ucząc się z wielkim zapałem, czynił duże postępy, co wkrótce docenili jego przełożeni. Był przy tym bardzo radosnego usposobienia, tryskał humorem, dlatego chętnie szukano jego towarzystwa. Gdy jeden z braci mający wyjechać do pracy misyjnej na Hawajach zachorował, na jego miejsce zgłosił się brat Damian, bo od dawna pragnął zostać misjonarzem. W 1863 r. wyjechał na Hawaje. Tam dokończył studia filozoficzno-teologiczne i został wyświęcony na kapłana w Honolulu w 1864 r.

 

Misja na Hawajach

Przebywając na Hawajach, o. Damian uczył się języka hiszpańskiego i portugalskiego oraz hawajskiego, by móc docierać z Ewangelią do mieszkańców archipelagu. W tym czasie na wyspach szerzyły się różne choroby, spośród których najgroźniejszą był trąd. Nie było wtedy jeszcze odpowiednich lekarstw, by leczyć tę wzbudzającą lęk i powszechną odrazę u ludzi chorobę. By zapobiec jej rozprzestrzenianiu, władze cywilne zdecydowały się na całkowitą izolację chorych. Wywożono ich na wyspę Molokai, gdzie dostarczano żywność i inne środki do życia. Trędowaci nie mieli jednak odpowiedniej pomocy medycznej. Wiele rodzin ukrywało więc swoich krewnych, byleby tylko nie spotkał ich ten okrutny los, za co władze surowo karały. Mimo że życie na Molokai było pełne utrapień, pijaństwa, rozbojów i prostytucji, nie zabrakło tam grupy gorliwych katolików, którzy na wyspie zbudowali kaplicę i zwrócili się do biskupa, by przysłał im odważnego księdza.

 

Z trędowatymi na Molokai

Kiedy miejscowy biskup Maigret poprosił, by zgłosili się kapłani chętni pospieszyć z duchową pomocą trędowatym z Molokai, wtedy – bez jednej chwili wahania – gotowość do duszpasterskiej pracy na wyspie wyraził o. Damian. Dotarł do trędowatych 10 maja w 1873 r. Gdy już pokonał w sobie uczucie obrzydzenia i chęć ucieczki, z wielkim oddaniem zaczął służyć chorym. Najpierw zbudował kościół dla sześciuset nowych parafian. Potem zatroszczył się o budowę leprozorium, specjalnego szpitala dla trędowatych. Kapłan był z nimi w ich niedoli i cierpieniu, a jego obecność była dla nich znakiem Bożej Opatrzności. Odkąd zamieszkał z nimi, na nowo uwierzyli, że Bóg o nich pamięta. Powoli opuszczało ich przygnębienie, smutek i rozpacz, a w ich serca powracała ufność i nadzieja na lepsze życie. Dzięki Eucharystii i sakramentom św. chorzy nabierali sił nie tylko duchowych, ale i fizycznych. Budowali schludniejsze domy, zaczęli uprawiać ziemię.

Misjonarz był dla nich przyjacielem i powiernikiem, doradcą i pielęgniarzem, lekarzem i cieślą. Rozdawał trędowatym żywność i odzież, zakładał domy dziecka, zbijał trumny dla umarłych, by godnie ich pochować. Owocem jego szesnastoletniej pracy na Molokai były także nowe szkoły.

Pewnego dnia o. Damian dowiedział się, że w pobliżu Molokai przepływa statek z kapłanem na pokładzie, niezwłocznie więc podpłynął do tego miejsca łódką, by z daleka wykrzyczeć swoje grzechy, licząc na otrzymanie rozgrzeszenia na odległość.

Wieść o odważnym zakonniku rozchodziła się po całym świecie. Jego rodacy z dalekiej Flandrii, a także katolicy ze Stanów Zjednoczonych zbierali środki finansowe na wsparcie jego posługi pośród trędowatych.

Wzbudzało to zazdrość także pośród jego zakonnych współbraci. Po jakimś czasie dołączył do o. Damiana brat zakonny, a także pewien Amerykanin, który podziwiał heroizm Belga.

 

Ofiara i jej owoce

Oddany bez reszty trędowatym Damian de Veuster wiedział, że wcześniej czy później sam stanie się ofiarą tej strasznej choroby. Pewnego dnia odkrył, że stracił czucie w nogach, bo nie odczuwał temperatury bardzo gorącej wody, a na jego ciele pojawiły się pierwsze białe plamy. Zakonnik nadal posługiwał trędowatym, znosząc kolejne etapy choroby, która coraz bardziej szpeciła jego twarz.

Ojciec Damian zmarł 15 kwietnia 1889 r. W 1995 r. beatyfikował go Jan Paweł II, a w roku 2009 kanonizował go Benedykt XVI, który podczas Mszy powiedział wówczas: Ojciec Damian czuł się jak w domu z trędowatymi. Sługa Słowa stał się w ten sposób sługą cierpiącym, trędowatym z trędowatymi przez cztery ostatnie lata swego heroicznego życia. Żeby naśladować Jezusa, Ojciec Damian nie tylko opuścił swoją Ojczyznę, lecz także poświęcił bez reszty swoje życie i zdrowie. Jego nagrodą jest życie wieczne z Chrystusem uwielbionym.

Przykład o. Damiana zainspirował o. Jana Beyzyma SJ, który w 1898 r. wyruszył do trędowatych na Madagaskar. Niech ich przykład służby najuboższym pobudzi i nasze serca do hojności. Dziękujmy Bogu, że daje Kościołowi wciąż nowych świętych, którzy w imię Jezusa są gotowi oddać swoje życie za braci.

 

Warto odwiedzić