Otwierające się oczy - 4 V 2014
Św. Łukasz opisuje wydarzenie, w którym dwaj uczniowie, po śmierci Jezusa, udają się do wsi zwanej Emaus. W drodze spotykają Pana, którego jednak nie rozpoznają. Uważnego czytelnika musi uderzyć sposób prowadzenia przez nich rozmowy. Jezus zadaje im pytanie, o czym rozmawiają i cóż takiego stało się w Jerozolimie. Ich reakcją jest oburzenie i zdziwienie, że „Nieznajomy” jest niezorientowany w wydarzeniach, które miały miejsce w ostatnim czasie.
Obwiniają Jezusa, że Jego śmierć wywołała w ich życiu kłopoty, że zawiedli się na Nim, zagubili sens życia... Słuchając ich wypowiedzi, można odnieść wrażenie, że to oni ponieśli „śmierć” i to ich dotknęła ogromna niesprawiedliwość, a nie Mistrza.
Dla Jezusa nie jest to sytuacja odosobniona. Znana jest Mu ponura lista porażek, rozczarowań, niepowodzeń, jakich apostołowie przez Niego doświadczali. Doskonale wie, jak bardzo trudno jest im poczekać kilka dni, aby zobaczyć, co życie przyniesie. Chwilowe niepowodzenie (po trzech latach bycia z Jezusem) zburzyło wszystko. Nie potrafili zobaczyć tego, co było poza przeszkodą, trudnością. Zapatrzeni w siebie nie rozpoznali Jezusa, ich oczy skupione na śmierci, bólu, rozczarowaniu nie rozpoznały zmartwychwstałego Pana.
Czy jednak jest to tylko sytuacja uczniów idących do Emaus? Myślę, że nie. Ileż mamy powodów, aby patrzeć na świat w czarnych barwach. Dobrze znamy słabości nasze i innych (te znamy jeszcze lepiej niż swoje). „Uzasadnione” są nasze pretensje o rzeczy i sprawy, które wydarzyły się nie po naszej myśli. W naszym zmęczeniu pozostajemy sami z problemami, oczekiwaniami, pretensjami, w niezgodzie. Podobnie jak uczniowie spodziewamy się czegoś innego. Oni przeszli sześćdziesiąt stadiów drogi, w żalu, zmagając się, rozmawiając… Na końcu rozpoznali Jezusa. Pozwól, aby i twoje oczy i serce otworzyły się, gotowe przyjąć Prawdę.