W sztafecie ewangelizacyjnej

28 sie 2013
ks. Franciszek Woda SJ
 

W katedrze św. Jana w Warszawie, na jednej ze ścian, umieszczona jest tablica, na której wiszą dwa pierścienie połączone z napisem upamiętniającym wkład Polski w ewangelizację i w zaszczepienie wiary chrześcijańskiej w Zambii.

Okazją do umieszczenia tej tablicy była wizyta w Polsce w drugiej połowie lat 70. Poprzedniego stulecia ówczesnego abpa Lusaki, Emanuela Milingo, drugiego z kolei na tym urzędzie w diecezji Lusaka. Towarzyszył mu jego poprzednik abp Adam Kozłowiecki. W tych latach dzieło krzewienia wiary chrześcijańskiej w Zambii rozszerzało się dzięki wysiłkom właśnie Adama Kozłowieckiego, wpierw jako Wikariusza Apostolskiego, a następnie biskupa i arcybiskupa Lusaki. Fundamenty i podwaliny ewangelizacji Zambii położył ks. Brunon Wolnik, poprzednik Kozłowieckiego, Prefekt Apostolski misji Lusaka, Kabwe i przyległych terenów.

Rok 1891 przyjmuje się jako datę początku chrześcijaństwa w Zambii, kiedy inicjatywa krzewienia Ewangelii tzw. Ojców Białych zapuściła korzenie na dobre i na stałe na dzisiejszych wschodnich terenach Zambii.

Ojcowie jezuici już wcześniej próbowali osiąść na terenach na północ od Zambezi, ale bez powodzenia. Ojciec Antoni Terörde, Niemiec, i br. Arnold Vervenne, Belg, planowali osiedlić się w okolicy Mweemba. Obaj zachorowali. Ojciec Terörde zmarł (1880 r.), a br. Vervenne powrócił do bazy Pandamatenga, na południu od Zambezi. Dopiero później dwie inicjatywy jezuitów zakorzeniły się na dobre na terenach dzisiejszej Zambii. Jedna z południa prowadzona przez o. Jozefa Moreau, Francuza, na terenie głównego naczelnika szczepu Tonga, w Chikuni, w pobliżu jego siedziby Monze (1905 r.). Druga z północy, kiedy w 1912 r. jezuici zostali wyrzuceni z Portugalii i z portugalskich terenów misyjnych w Mozambiku. Grupa jezuitów z misji w Miruru za pozwoleniem władz w Rzymie, w Austrii i w południowej Polsce oraz za pozwoleniem kolonialnych władz angielskich w Rodezji Północnej przeszła przez rzekę Luangwa na jej południową stronę. Przełożonym w grupie był o. Alojz Baecher, Niemiec; członkami zaś: o. Moskopp, Austriak; o. Jan Lazarewicz i o. Władysław Bulsiewicz, Polacy; oraz bracia zakonni: Stefan Rodenbuecher, Węgier i Uhlik. Założyli oni dwie stacje misyjne: w Katondwe i w Kapoche, nawiązali kontakt z misjonarzami w Kasisi i w Chikuni. Starania jezuitów z obydwu tych inicjatyw doprowadziły do połączenia terenów Chikuni-Kasisi oraz doliny rzeki Luangwa: Katondwe- Kapoche i oddania ich pod zarząd i opiekę polskich jezuitów w Małopolsce. Również władze kościelne uznały rozwój i osiągnięcia pracy misjonarzy na tych terenach i utworzyły tam w 1927 r. niezależną Prefekturę Apostolską z siedzibą w Brokenhill. Pierwszym Prefektem Apostolskim został ks. Brunon Wolnik. W 1938 r. ks. Wolnik przeniósł siedzibę Prefektury do stolicy Rodezji Północnej – Lusaki. W tym okresie Prefektura została podniesiona do godności Wikariatu i w 1950 r. Adam Kozłowiecki przejął prowadzenie tej jednostki jako Apostolski Administrator.

Sytuacja była trudna z powodu braku dopływu misjonarzy z Polski i z innych krajów w czasie II wojny światowej, a po jej zakończeniu w Polsce szalał reżym komunistyczny. Ks. Wolnikowi udało się jednak sprowadzić kapucynów z Irlandii do Liwingstonu na południu Zambii i franciszkanów z Włoch do Ndola i Kitwe na północy, ks. Kozłowiecki zaś zasilił rzednące szeregi polskich misjonarzy, sprowadzając jezuitów z Irlandii, ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Słowenii i z Indii.

Ks. Adam Kozłowiecki włączył się w dzieło misyjne całym sercem i duszą, pomimo że nie był ochotnikiem; pod posłuszeństwem pojechał do Zambii.

Nie wiem, czy ks. Kozłowiecki pamiętał o swoim powołaniu misyjnym, kiedy w swoim „myszkowaniu” za misjonarzami po świecie zahaczył i o mnie, w czasie mego studiowania filozofii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Przedstawił mi palącą potrzebę misjonarzy i zaprosił do pracy na misjach w Rodezji Północnej. Zgodziłem się. I nie żałuję. On był pośrednikiem w moim powołaniu misyjnym.

Moje powołanie misyjne miało praktyczne następstwa d l a  m n i e . W pierwszym rzędzie musiałem się uczyć języka angielskiego, urzędowego w Rodezji Północnej. Pomogli mi w tym jezuiccy nowicjusze w Naxxar, na Malcie, dokąd mnie skierowali przełożeni. Pod koniec lutego 1956 r. wyjechałem do Rodezji Północnej na tak zwaną magisterkę. W Genui wsiadłem na pokład angielskiego okrętu przedsiębiorstwa Castle Line. W Neapolu dołączył włoski jezuita, ks. Francesco Ciccotti – ochotnik na misję w Lusace. Jego towarzystwo było miłą dla mnie i opatrznościową niespodzianką.

Podróż morska była spokojna – nie było burz, nie chorowałem na morską chorobę. Dotarliśmy do portu Beira w Mozambiku bodajże 11 lub 12 marca 1956 r., skąd pociągami przez Salisbury, Bulawayo i Liwingston wyruszyliśmy do Lusaki. Na miejscu byliśmy przed południem 18 marca 1956 r.

Zaczęła się moja misyjna przygoda. W pierwszej placówce – Katondwe – pod kierownictwem przełożonego o. Jana Waligóry uczyłem się języka tubylczego, chinyanja, używanego na tym terenie. Nadzorowałem także prace w ogrodzie-sadzie. W nauce pomagał mi uczeń 6 klasy szkoły powszechnej Edward. Pomimo jego młodego wieku okazał się dobrym instruktorem, robiłem szybkie postępy. W ciągu sześciu miesięcy mogłem już „gaworzyć” z miejscowymi ludźmi. Mieli oni sporo uciechy i zabawy z moich niektórych wyrażeń, ale nauka szła do przodu i coraz bieglej władałem tym językiem.

W Zambii pora wiosenna zbiega się z porą deszczową. Wtedy w Katondwe dała mi się dobrze we znaki. Październik to najgorętszy miesiąc w tych okolicach. Gorąco (do 50 stopni C) spotęgowane wilgotnością (nawet niekiedy do 100%) wyciskało wszelką wodę z ciała.

Nie zabawiłem w Katondwe zbyt długo. W styczniu 1957 r. zostałem przeniesiony do Kasisi, stacji misyjnej w pobliżu Lusaki. Tu moim zadaniem było doskonalenie języka chinyanja oraz uczenie przyrody i matematyki w szkole powszechnej, w której nie było laboratorium ani żadnych aparatów do doświadczeń. Musiałem improwizować; i udawało mi się to.

Mój przełożony, o. Julian Pławecki, wymiarkowawszy moje „ciągotki” do nauk matematyczno-przyrodniczych, postanowił zrobić ze mnie nauczyciela tychże przedmiotów. I tak znalazłem się w Dublinie (IX 1957 r.), gdzie na University College Dublin w ciągu trzech lat zrobiłem licencjat z nauk przyrodniczych, a następnie, w ciągu jednego roku, uzyskałem Wyższy Dyplom Nauczycielski; i tak zostałem nauczycielem.

Trzeba było jednak zadbać o aspekt duszpasterski. Przyszły cztery lata teologii w Milltown Park w Dublinie. 29 lipca 1965 r. otrzymałem święcenia kapłańskie. Mszę prymicyjną miałem w kościele św. Franciszka Ksawerego w Dublinie. Po święceniach pojechałem do Polski odwiedzić rodziców i zaprezentować się jako kapłan.

W sierpniu 1966 r. wyjechałem jako świeżo upieczony duszpasterz i nauczyciel do Zambii (24 X 1964 r. kolonialna Rodezja Północna stała się niepodległą Zambią). Pole do popisu i do przyczyniania się do rozwoju tego kraju było i nadal jest ogromne. Najpierw przez dwa lata sprawowałem posługę duszpasterską w różnych miejscach – w Kasisi i przyległych wypadowych stacjach misyjnych (ok. 32) i w Karenda niedaleko Mumbwa (tam też było sporo wypadowych stacji). Ta praca była w formie „jednokonki”, chociaż byli do pomocy katechiści. Dopiero w styczniu 1968 r. znalazłem swój punkt ciężkości. Zacząłem uczyć w Małym Seminarium w Mpima, w pobliżu miasteczka Brokenhill przeinaczonego na Kabwe przez niepodległe władze zambijskie. Uczyłem głównie fizyki i chemii, w miarę potrzeby także matematyki, angielskiego i łaciny. Musiałem też improwizować i dokształcać się sam, by sprostać zadaniom nauczyciela w tych przedmiotach.

Po 7 latach w Mpima kontynuowałem karierę nauczycielską w szkole średniej św. Piotra Kanizego w Chikuni, najstarszej jezuickiej stacji misyjnej. Spędziłem tutaj 26 lat, sądzę że owocnej pracy wychowawczej. W 1999 r. szkoła obchodziła złoty jubileusz swego istnienia, a ja równocześnie obchodziłem srebrny jubileusz mego nauczania w tej szkole.

W 2002 r. zacząłem uczyć w Małym Seminarium Mukasa w Choma, małym miasteczku na południu Zambii, a w 2010 r. wróciłem do Canisius Secondary School, która w tym czasie zmieniła nazwę na Canisius High School, gdzie kontynuuję uczenie w ograniczonej ilości lekcji ze względu na mój podeszły wiek

Z mego wieloletniego pobytu w tym kraju, z pracy w szkolnictwie, w duszpasterstwie wyniosłem przekonanie i wrażenie, że Zambijczycy są bardzo uprzejmi, szczodrzy, grzeczni, skłonni do pogaduszek i zabawy, a przede wszystkim cierpliwi. Wydaje mi się jednak, że ta ich cierpliwość kryje w sobie tendencję do lenistwa i do pewnego usposobienia fatalistycznego. Zdaję sobie sprawę, że moja opinia jest sporym uogólnieniem, ale twierdzę, że stosuje się ona do sporo więcej niż 50% tutejszej ludności. Zambijskie władze, politycy rozmaitego pokroju zrzucają winę za niedomogi i bolączki w wielu dziedzinach i sferach życia społecznego na długoletnią kolonizację brytyjską. Do pewnego stopnia jest to prawdą, ale nie całkowitą. Wiele z tych problemów trzeba uczciwie przypisać wadom charakteru samych Zambijczyków. Niektórzy zdają sobie z tego sprawę, ale tylko nieliczni mają cywilną odwagę dać wyraz temu otwarcie i publicznie, szczególnie w prasie. Natknąłem się na jeden artykuł, w którym autor argumentował właśnie w tym stylu: istnieją braki, niedomogi i bolączki, ale zrzucanie winy za nie na czasy kolonialne nie jest rozwiązaniem, nawet gdy to jest faktem. Właściwym i realnym rozwiązaniem jest praca nad własnymi wadami i ich wyrugowanie z życia osobistego i społecznego. Takiej postawie można tylko przyklasnąć. W tym kontekście przypomina mi się powiedzenie naszego wieszcza – Mickiewicza: O ile powiększycie i polepszycie duszę waszą, o tyle polepszycie prawa wasze i powiększycie granice wasze.

W każdym razie pałeczka sztafety ewangelizacyjnej została przekazana. W roku 1891 nie było zambijskich księży, biskupów, diecezji i wiernych chrześcijan. Dzisiaj jest dziesięć diecezji. Oprócz jednej, wszystkie są obsadzone i kierowane przez zambijskich hierarchów. Katolików jest około 30%, wszystkich chrześcijan około 60%. Działa też jedno seminarium duchowne filozofii w Kabwe (Mpima Major Seminary – philosophy section) i jedno seminarium duchowne teologii w Lusace (Lusaka Major Seminary – theology section). Jest wiele nowicjatów zakonnych męskich i żeńskich kongregacji. Dane statystyczne można mnożyć. W tym przekazaniu pałeczki sztafety ewangelizacyjnej miało udział wielu misjonarzy duchownych, zakonnych i świeckich; miałem (i nadal jeszcze mam), choć bardzo skromny, udział i ja, autor tej relacji.

 

Warto odwiedzić