Na tropie "Posłańca"
Trzeba bić takiego wroga jak kler. Mamy bowiem do czynienia z przeciwnikiem najbardziej wyrafinowanym, najlepiej umiejącym posługiwać się podstępem i tym wszystkim, co łączy się z pojęciem jezuici – dopingował swych podwładnych w 1947 r. Stanisław Radkiewcz – szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Rewizja w klasztorze
Jezuici wzbudzali szczególnie wrogie emocje funkcjonariuszy UB, którzy przejmowali obiegowe opinie o znaczących wpływach zakonu. Byli świadomi znaczenia jezuickiej tradycji, nieco wylęknieni zwyczajem gruntownego kształcenia kleryków, zaniepokojeni siłą ich duchowej formacji. Systematycznie przez cały PRL zaliczali jezuitów do grona najbardziej niebezpiecznych dla reżimu zakonów. Podkreślali ich ogromny wpływ na wiernych, aktywność kapłańską i duszpasterską, opiekę nad kościelnymi organizacjami i bractwami. Przez blisko półwiecze partia komunistyczna za pomocą aparatu represji starała się paraliżować jezuickie dzieło, uderzając zarówno w ojców i braci, jak i w wiernych – zwłaszcza tych, którzy silniej angażowali się w życie Kościoła. Także Apostolstwo Modlitwy przykuło ich uwagę, a – wydawanego od 1872 r. – „Posłańca Serca Jezusowego” uznali za miesięcznik groźny dla „ludowego” państwa. Krzewienie wartości ewangelicznych stało bowiem w jawnej sprzeczności z marksizmem, podobnie jak kult Serca Boga-Człowieka.
Od roku 1946, gdy po przerwie spowodowanej niemiecką okupacją wznowiono wydawanie „Posłańca”, komuniści poddawali go bezwzględnej cenzurze. Niepokoiło ich jednak, że w obiegu zaczęły pojawiać się numery miesięcznika sprzed 1939 r. Przed wojną zaś nakład pisma był duży, dochodził nawet do 150 tys. egzemplarzy. Przedwojenne wydania, co oczywiste, pozbawione były ingerencji komunistycznych cenzorów. To między innymi dlatego, jak odnotowali ubecy, 27 września 1954 r. wraz z pracownikami Wojewódzkiego Urzędu Kontroli Prasy przeprowadzili rewizję w klasztorze oo. jezuitów przy ul. Kopernika 26 w poszukiwaniu antyradzieckich i [anty]komunistycznych broszur i periodyków, które wg posiadanych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego zeznań przez ten klasztor miały być kolportowane. W wyniku rewizji ujawniono ok. 10 000 szt. książek, wydań przedwojennych o treści jak wyżej, które znajdowały się w magazynach Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy i przez to Wydawnictwo były rozsprzedawane w prowadzonym kiosku przy klasztorze. Wydania te zostały skonfiskowane. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi dalej Wojewódzki Urząd Kontroli Prasy w Krakowie. Przy okazji rewizji rozpoznaliśmy tę placówkę tego zakonu.
Miesiąc później funkcjonariusze krakowskiego UB wyjaśniali, że chodziło głównie o przedwojenne numery „Posłańca Serca Jezusowego”. W związku z rewizją przesłuchano w charakterze świadków o. Władysława Lohna SJ – dyrektora WAM, oraz br. Mieczysława Habrata SJ – księgowego i kierownika produkcji WAM. Wielu innych jezuitów przesłuchiwano nieformalnie, jak podkreślano: przy okazji.
Skazani za list pasterski
Zainteresowanie „Posłańcem” sprawiło, że bezpieka zaczęła także baczniej przyglądać się jezuitom związanym z Apostolstwem Modlitwy i WAM. Doprowadziło to do aresztowania, w październiku 1949 r., kleryka Józefa Chromika oraz braci Alojzego Furczyka i Mateusza Moroza. Wszystkim trzem zarzucono rozpowszechnianie… listu pasterskiego Piusa XII do Episkopatu Polski. W liście znalazły się bowiem odwołania do Dekretu Świętego Oficjum z 1 VII 1949 r., przewidującego karę ekskomuniki dla katolików należących do partii komunistycznych lub je popierających. Wraz z jezuitami aresztowano dwóch pracowników Drukarni Narodowej w Krakowie: zecera Stanisława Ryszkę oraz drukarza Władysława Wencla. Ten drugi był członkiem Apostolstwa Modlitwy, przed wojną pracował w drukarni jezuitów i z tego czasu znał br. Furczyka, sekretarza przy wydawnictwach jezuickich w Krakowie w latach 1931-1935.
Jak wynikało ze śledztwa Józef Chromik – studiujący filozofię w krakowskim kolegium jezuitów – miał zabrać list z powszechnie dostępnej czytelni w kolegium. Przepisał go następnie na maszynie i przekazał między innymi br. Furczykowi, a ten z kolei br. Morozowi. Także br. Moroz miał sporządzić na maszynie kilka odbitek listu, a jedną z nich zwrócić br. Furczykowi. Ten ostatni przekazał ją Wenclowi, którego spotkał w punkcie sprzedaży jezuickich wydawnictw, gdy ów – jak co miesiąc – przyszedł na ul. Kopernika po nowy numer „Posłańca”. Po przeczytaniu listu Wencel swoją kopię przekazał koledze z pracy – Ryszce.
Konsekwencje czytania oficjalnego pisma papieża do Episkopatu Polski, odwołującego się do jawnych problemów i jawnych postanowień kościelnych, okazały się poważne. Po dość długim śledztwie bezpieka postawiła aresztowanych przed sądem. Wszyscy stanęli najpierw przed Sądem Apelacyjnym, a ostatecznie przed Sądem Wojewódzkim w Krakowie. Wyrokiem komunistycznego trybunału z 30 stycznia 1951 r. Ryszko został skazany na półtora roku więzienia, Wencel na dwa lata, kleryk Chromik i br. Moroz – na cztery lata, zaś br. Furczyk na pięć lat. Po rewizji wyroku sprawę br. Moroza umorzono, a karę Chromika złagodzono do dwóch lat więzienia. Ryszko więzienie opuścił w kwietniu 1951 r., Wencel w październiku tego roku, a br. Furczyk – najpóźniej – dopiero po jednej z amnestii, w marcu 1953 r. „Posłaniec” już się wówczas nie ukazywał, został zamknięty, a wznowienie jego wydawania stało się możliwe dopiero w schyłkowym okresie PRL – w 1982 r.
* * *
„Katolickie organizacje są prawie zupełnie zlikwidowane, nauczanie religii w szkole ograniczone, swobodny rozwój zakładów pozostających pod kierownictwem duchowieństwa i sióstr zakonnych utrudniony, religia katolicka jest przedmiotem oszczerczych napaści. My Sami, Biskupi i Kapłani obrzucani obelgami, pisma katolickie coraz bardziej surową cenzurą krępowane, więźniowie i chorzy pozbawieni opieki duchownej, wzajemna wymiana korespondencji i kontakty między Stolicą Apostolską oraz wiernymi napotykają na trudności, zewnętrzny wreszcie rozwój życia katolickiego z dnia na dzień trudniejszy”.
z Listu Piusa XII do Episkopatu Polski