Tropie
Gdyby nie dwie zapory na Dunajcu, które spiętrzyły wody rzeki do rozmiaru dwóch sztucznych akwenów, Jeziora Rożnowskiego i Jeziora Czchowskiego, można by sądzić, że niewiele zmieniło się od prawieków w krajobrazie środkowego biegu tej urokliwej rzeki. Że przyroda jest taka świeża, dziewicza, nienaruszona – przynajmniej tu i tam, miejscami.
Inaczej niż dziś, kiedy nad jeziorami stało się nawet tłoczno od wczasowiczów i amatorów letnich domków w przeuroczej krainie, tysiąc lat temu zalegały tam nieprzebyte puszcze i pustkowia. To ich obecność sprawiła, że jedno z takich niedostępnych uroczysk upatrzył sobie na mieszkanie wędrowny mnich, Świerad. Na samotnię wybrał wyniosłą skałę z widokiem na Dunajec, w miejscu tak pięknym, że już sama przyroda skłaniała duszę ku Bogu. Co więcej, w miejscu tym, na samotnej skale, miejscowy lud od prawieków gromadził się wokół świętego dębu. Skoro jest on święty – rozumował pustelnik – należy go jeszcze bardziej uświęcić – po chrześcijańsku. I wyrąbał Świerad w pniu dorodnego drzewa celę dla siebie, taką małą, iż mógł w niej przebywać wyłącznie w pozycji stojącej. Niech się pogański lud dalej schodzi w to miejsce, jak to czynił od wieków, i niech się przekona, że mąż Boży rzucił wyzwanie siłom natury, pokonał pogańskie bóstwa mocą modlitwy, umartwień i postów. I potęgą krzyża, który ustawił pośrodku sakralnego kręgu.
Na skale, gdzie mieszkał Świerad, stoi obecnie kamienny kościółek, niewielki, bo skąpość miejsca nie pozwala na okazalszy. Obszedłem świątynię dookoła w nadziei zidentyfikowania w jej korpusie jakichś romańskich pozostałości, skoro za datę tej fundacji przyjmuje się rok 1045, a fundatora upatruje się w osobie księcia Kazimierza Odnowiciela, który po reakcji pogańskiej, jaka ogarnęła Polskę w 1034 roku i kolejnych latach, przystąpił do odbudowywania poniszczonych świątyń chrześcijańskich. Niestety, pod warstwą kolejnych przebudów zginęły wcześniejsze elementy architektury. Bo i o ten zagubiony w leśnych ostępach kościół otarła się wielka historia. Na zewnątrz odnalazłem wytłoczoną na murze datę: 1634 rok. Co ona oznacza? Zakończenie ostatniej przebudowy kościoła po jego powrocie do kultu katolickiego po tym, jak w pierwszych dekadach XVI wieku przejęli go w bliżej nieznanych okolicznościach arianie, czyli bracia polscy, a po nich – kalwini, którzy trzymali kościół do 1603 roku. Katolicy urządzili po swojemu prezbiterium, umieszczając na prostej jego ścianie namalowany w 1626 roku obraz przedstawiający koronację Maryi w niebie, który to akt Trójcy Świętej adorują dwaj żyjący przed wiekami pustelnicy, Świerad i Benedykt. Wtedy też został ustawiony marmurowy ołtarz sprawiony przez Jana Wiernka, szlachcica z Witowia.
Niewidoczne na zewnątrz drobne elementy romanizmu odnalazłem w nawie – w wykroju jednego z okien i w łuku tęczowym, gdzie widnieje na poły zatarta polichromia mężczyzny w koronie na głowie i z berłem. Badacze identyfikują go z osobą króla węgierskiego, św. Stefana. Kościół bowiem, jak i cała okolica, przez jakiś czas utrzymywał bliskie związki z Węgrami. Świadczy o tym jeden z pierwszych patronów przydzielonych kościołowi, św. Gerard, misyjny biskup na Węgrzech rodem z Wenecji, męczennik strącony w 1046 roku ze skały do Dunaju przez pogan zbuntowanych postępem chrześcijaństwa w tym kraju. Na pamiątkę tego męczeństwa wyniosła skała w Budapeszcie nosi jego imię – Góra Gerarda, z węgierska – Gellerta.
Wyszedłem na zewnątrz. U podnóża kościółka dotyka do skały pień dębu, już martwy niczym wyłamany ząb, dla ochrony przed deszczem przykryty daszkiem, podobno ten sam, w którym pomieszkiwał Świerad. Podnóże skały oplecione jest głazami w kształcie kul, ułożonymi na kształt różańca. Właśnie przybyła gromada dzieci i młodzieży, by odmawiać kolejne tajemnice, wędrując od kamienia do kamienia, z których każdy poświęcony jest jakiemuś polskiemu świętemu.
Kim był Świerad, znany również pod słowiańskim imieniem Wszerad? Ten pierwszy kanonizowany Polak przyszedł na świat pod koniec X wieku gdzieś między Krakowem a Wiślicą, możliwe, że w rodzinie książęcych wojów, od jakiegoś czasu już chrześcijańskiej. Wydaje się, że od najmłodszych lat obudziło się w nim pragnienie radykalnego sposobu życia według rad ewangelicznych, a za takie uznał wycofanie się z życia światowego i pójście w leśną dzicz. To, że wybrał uroczysko nad Dunajcem, jest wielce symptomatyczne. U zarania polskiego chrześcijaństwa również na naszych ziemiach kształtowały się ośrodki pustelnictwa, jak to się działo wieki wcześniej w wielu rejonach Europy, by wspomnieć choćby Prowansję czy Irlandię, by nie sięgać do antycznych czasów wspólnot monastycznych na Wschodzie. Można tak sądzić na podstawie późniejszej tradycji, przywołującej imiona kilku innych pustelników kryjących się po lasach w okolicach Dunajca, gdzie osiadł Świerad. Znane są imiona kilku pierwszych pustelników, niejakiego Jodoka, występującego także pod imieniem Justa, czy też Urbana, i chyba najbardziej znanego Benedykta, ucznia Świerada. Być może sam Świerad udał się właśnie w to, a nie w inne uroczysko, bo tam gromadzili się już wcześniej Boży samotnicy.
Po blisko dwóch dekadach eremickiego życia nad Dunajcem, przykładem wędrownych mnichów niezwiązanych z żadnym klasztorem powędrował Świerad na południe, na Węgry, i tam wstąpił do benedyktynów na górze Zobor koło Nitry, przyjmując zakonne imię Andrzej. Jako członek mniszej wspólnoty otrzymał od opata dyspensę i pozwolenie na pomieszkiwanie w samotności w okolicznych lasach z prawem powrotu do klasztoru na niedzielną liturgię. Zmarł w jednej z tamtejszych grot około 1031 roku. Szczątki świątobliwego pustelnika złożono w podziemiach katedry św. Emmerama w Nitrze, historycznym mieście na dzisiejszej Słowacji. Przy nim pochowano zmarłego trzy lata później jego ucznia i towarzysza pustelniczej przygody, Benedykta, też Polaka. Ten zginął śmiercią męczeńską, podobnie jak biskup Gerard strącony przez pogan ze skały do rzeki, tyle, że nie do Dunaju, lecz do rzeki Wag koło Trenczyna.